piątek, 12 października 2012

Rozdział VIII


Wiem, długo czekaliście. Nie miałam czasu, a teraz dopadła mnie choroba więc siedzę w domu i piszę :D Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Liczę na komentarze!
VIII Wszystko co złe, szybko wraca
  Na środku ciemnej polany, stała piękna dziewczyna. Jej długie, złote loki powiewały na wietrze, zwiewna suknia idealnie podkreślała kształt jej figury, a księżyc...
- Wyglądał jak kulka lodów waniliowych- mruknęłam i przewróciłam stronę, na pustą kartkę.
  Starałam się zabić czas. Był środek nocy. Nie mogłam zasnąć. Miałam zbyt dużo energii. Rysowałam, co tylko przychodziło mi do głowy. Narysowałam zagajnik, w którym ćwiczyliśmy, kukiełkę, którą Max rozwalił... i Jace'a. Był taki... uroczy? Nie. Był... dużo spokojniejszy. Wyglądał tak, jakby był wyczerpany swoim istnieniem. Nie znałam jego historii... ale w końcu sama byłam sierotą. Czułam jego ból. Nie mogłam wyjść z pokoju, przez runy.
  Nagle rozległ się cichy trzask. Odwróciłam się w stronę  drzwi, ale wszystko było w porządku. Położyłam szkicownik na komodzie i wstałam. Wyczuwałam czyjąś energię witalną. Bardzo blisko mnie. Nagle ktoś mnie mocno objął i zakrył mi usta dłonią. Zaczęłam się szarpać, próbowałam krzyczeć, ale nic. Coś błysnęło. Ostrze. Przymknęłam powieki... i wtedy rozległ się głuchy trzask. Ktoś zapalił światło. Leżałam na ziemi. Zaczęłam ciężko oddychać. Odwróciłam się w stronę drzwi i zobaczyłam oszołomioną Isabelle. Podążyłam za jej wzrokiem i zamarłam.
  Ten ktoś, to był Alec. Jace przycisnął go do podłogi i siedział na nim, jak to robią kolesie w rieslingu. Patrzył na niego z bólem i wściekłością. Nigdy nie widziałam takiej furii. Przytrzymał swojego przyjaciela i spojrzał na mnie troskliwie.
- Clary... nic ci nie jest?- puścił Aleca, i przybliżył się do mnie.
  Odsunęłam się szybko i przywarłam do ściany. Jakby w obawie, że się na mnie rzuci.
- Nic mi nie jest- szepnęłam.
  Jace zwrócił wzrok na Aleca i złożył dłonie w pięści.
- Co ty zrobiłeś, Alec?! Dlaczego się na nią rzuciłeś?!- zaczął na niego wrzeszczeć.
  Alec leżał bez ruchu. Nic nie mówił. W pokoju zaległa cisza. Sztylet leżał na moim łóżku. Jeszcze chwila, a byłby czerwony od mojej krwi... Zadrżałam. Objęłam się ramionami. Zrobiło mi się zimno. Jace to zauważył. Podbiegł do mnie i otulił swoimi ramionami. Nie chciałam, aby mnie przytulał przy nich, ale było mi zimno.
- Isabelle!- zagrzmiał- Idź po ciepłe koce i coś do picia. I weź Aleca do Hodge'a.- rzucił, nie patrząc w ich stronę, ale w moje oczy.
  Trochę mnie to skrępowało, ale po chwili już ich nie było. Wyplątałam się z jego objęć i usiadłam na łóżku. Zadrżałam i otuliłam się kołdrą. Opuściłam głowę i zasłoniłam się włosami. Chciałam się od tego wszystkiego odciąć.
- Zaraz wrócę- usłyszałam zirytowany głos Jace, i trzask zamykanych drzwi.
  Nie poruszyłam się.
  Endless. Błagam. Pośpiesz się.
Endless
- Monroe! Otwórz to okno!- krzyczała Vennis.
  Podniosłam się gwałtownie z łóżka i podbiegłam do okna. Otworzyłam je i odsunęłam się. Do pokoju weszła nie tylko Vennis, ale i... Vixen i Simon?! Wszyscy byli ubrani na czarno. Vixen niemal błyszczała wśród towarzystwa. Poczułam kującą tęsknotę. Jej włosy były tak samo czerwone, jak włosy Clary, kiedy była noc. Obydwie były wtedy... takie nieludzkie. Prawdziwe. Na swój sposób ,, normalne''.
  No nie ma co. Fajna pobudka.
- Normalne? Żebyś ty widziała wściekłą Vixen. Pomyślałabyś, że jest w połowie faerie, albo jest spokrewniona z wielką stopą- skwitowała Vennis.
- Aż tak źle, to chyba nie jest- mruknęła Vixen.
- Mam jej pokazać? Nagrałam cię.
- Nienawidzę cię, Shepard.
- Nawzajem, Finnick.
- Dosyć- ucięłam i spojrzałam na nich ze zirytowaniem- Czego tu chcecie?
  Simon podszedł do mnie ostrożnie i ujął moją dłoń.
- Raphael powiedział, że mamy do niego przyjść, więc przyszliśmy też po ciebie. Ubraliśmy się na czarno, aby nie zwracać na siebie uwagi- wytłumaczył.
- Bardziej wyglądacie jak jacyś bandyci, którzy planują skok na bank- zauważyłam i wyszarpałam rękę z jego uścisku. Nadal mu nie wybaczyłam.
  On jedynie westchnął i odszedł za Vixen. Miał spuszczoną głowę. Niech czuje się winny. Należy mu się.
  Vennis pokręciła głową i spojrzała na mnie niby ,,karcąco''. Nie mogła ukryć, że lubiła Simona. Nie, żeby była w nim zakochana czy coś. Po prostu miała do niego... pewien szacunek. Nie wiedziałam dlaczego. Nigdy mi tego nie wytłumaczyła. Mam nadzieję, że to niebawem zrobi.
- To przebierz się.- Vixen pokazała na łazienkę.
  Posłusznie weszłam do łazienki, wcześniej zabierając ze sobą czarny top i krótkie czarne spodenki. Przebrałam się i rozpuściłam włosy. Szybko wyszłam z łazienki i kiwnęłam głową w stronę okna.
- Idziemy do Dumort.- kazałam.
*****************************************************
- Nie rozumiem, dlaczego Raphael mieszka w takiej...
- Norze? Dziurze?- dokończyła za Simona Vixen.
- Bardziej to mi przypomina te nawiedzone domy z horrorów- przyznałam.- Brakuje tu tylko pajęczyn. No i duchów.
- Przecież ten hotel jest nawiedzony, ale nie przez duchy tylko wampiry.- zaśmiała się Vennis.- Taka mała odmiana. Może nakręcimy własny horror? ,, Hotel wampirów'' albo ,, Nawiedzony hotel''. Może zdobędziemy Oscara?
  Vixen i Simon spojrzeli po sobie, a ja jedynie wzruszyłam ramionami. Na samym początku naszej znajomości miałam ją za szaloną. Zwariowaną Vennis. Każdy ją miał za dziwadło: chodziła w słuchawkach i z ciemnymi okularami jak ta Ever z sagi ,,Nieśmiertelni'' Alyson Noel. Potem jednak poznałyśmy z Clary jej sekret i zaczęłyśmy się z nią kolegować. Może nawet jesteśmy przyjaciółkami. Nie wiem, jak określić naszą więź: siostrzaną, ale i koleżeńską. Simon i Vixen dowiedzieli się o wszystkim ostatni, ale się z tym pogodzili. Ledwo, ale jakoś, choć mieli do nas trochę pretensji.
- Na co czekamy?- spytałam.
- Musimy czekać na jakiegoś wysłannika. Nie możemy wkroczyć na ich teren, bez zaproszenia. Sami nas muszą wprowadzić. Zasada przymierza- wyjaśniła Vennis.
- Myślałem, że ciebie przymierze nie obowiązuje.- przyznał Simon- No wiesz, skoro teraz jesteś podziemną, a nie łowczynią...
- Mimo, że mnie wyrzucili, nadal mam w sobie krew Clave. Jestem tym związana na całe życie, mimo, że mnie wyrzucono. Ale szczerze, wolę to życie od tamtego, gdy byłam łowcą. Teraz mam spokój, a wcześniej nic tylko walka i walka.
- To musi być ciężkie. To całe życie nocnych łowców- zauważyłam.
  Pokręciła głową i westchnęła.
- Wasze życie. Życie podziemnych, także nie jest usłane różami, nieprawdaż?- zauważyła.
  I tu miała rację. Ciągły strach przed śmiercią, nie był lepszy od bezustannej walki. W zasadzie to była jedyna rzecz, która łączyła podziemnych z łowcami. Czasem naprawdę mnie irytowała ta wojna podziemni vs łowcy. I tak nikt nigdy nie wygrał.
- To jednak może się zmienić.- powiedziała Vennis- W jednej z ksiąg, z których się uczyłam, gdy byłam jeszcze małym łowcą, krąży ,,legenda'', o tym, że jeżeli pojawi się na przykład potężny przedstawiciel podziemnych, wtedy łowcy będą zgubieni. Tak jak w tej książce Lauren Kate ,,Upadli''. Tam było, że potężny anioł może przechylić szalę na stronę nieba albo piekła. Tam był Daniel, a tu nie wiadomo. Tu jest ta sama filozofia tylko, że: nie wiemy, kto to będzie i jakie to będzie miało skutki, dla rasy, która będzie zgubiona. Równie dobrze, ten ktoś może tylko usunąć złych, a zostawić dobrych. Nigdy nic nie wiadomo.
- Ten świat to w ogóle jedna, wielka niewiadoma- stwierdziłam.
  Vennis przytaknęła.
  Nagle coś jakby upadło z całej siły na ziemię. Zdążyłam mrugnąć okiem i po chwili przed nami stał jeden z wampirów: o długich do ramion jasnych włosach i czarnych oczach. Jak wszystkie wampiry, był oczywiście zniewalająco piękny, ale teraz nie zwracałam na to uwagi. Musiałam szukać Clary.
- Raphael kazał mi po was wyjść- oznajmił beznamiętnym głosem- Musimy wejść przez piwnicę.
- A dlaczego? Mogę was podrzucić- zaproponowałam.
  Simon i Vixen spojrzeli na mnie zdumieni, ale Vennis wiedziała, o co mi chodzi. Sama miała naszego ,, asa''. W zasadzie parę ,, asów''. Obydwie zaczerpnęłyśmy powietrze i usłyszałyśmy jakby łaskotanie. Skrzydła zostały uwolnione. Nasi towarzysze spojrzeli po sobie zdumieni, a my uśmiechnęłyśmy się do siebie.
  Nasze skrzydła różniły się. Jej były szerokie i srebrno-złote  jakby były zrobione z tkaniny, z której robi się suknie na bale. Moje były granatowe i w miarę duże, ale mniejsze od skrzydeł Vennis. Mimo to, potrafiły rozwijać ogromne prędkości. Kto powiedział, że małe nie może być szybkie?
  Mimo niechęci, wzięłam Lewisa za ręce i wystrzeliłam w górę. Miałam ogromną siłę, a wampirek nie był dla mnie dużym ciężarem. Za sobą słyszałam skrzydła Vennis, która trzymała Vixen. Dorównała mi tempem i kiwnęła głową w stronę rozbitego okna, które było na najwyższym piętrze hotelu. Tam musiał być Santiago i jego banda. Wlecieliśmy przez okno i z wdziękiem opadliśmy na ziemię. Santiago już stał ze swoimi sługusami i na nas czekał. Był taki jak go pierwszy raz zobaczyłam: przystojny, zniewalający i tajemniczy. Nic się nie zmienił.
  Przystanęliśmy obok nich. Ja i Vennis schowałyśmy skrzydła. Simon wyszedł na sam środek przestrzeni, która nas dzieliła od klanu. Uśmiechnął się serdecznie i wyciągnął rękę do Raphaela.
- Raphael. Dawno cię nie widziałem, zresztą jak moje towarzyszki. Przedstawię was: ruda to kuzynka Clary, Vixen.- wskazał na Vixen, a ona jedynie kiwnęła głową na powitanie- Vennis Shepard, upadła. Jest po naszej stronie, więc nie obawiajcie się jej- dodał, gdy wampiry zaczęły warczeć. Pewnie się bały, że Vennis jest szpiegiem. Uśmiechnęła się niewinnie i pokręciła głową.- A tu jest Endless, którą z pewnością znasz. Bywała tu razem z Clary.
  Raphael zmierzył nad od stóp do głów i uśmiechnął się tak, aż wystawały mu ostre kły. Przeszedł mnie dreszcz, który zawsze się pojawiał, gdy widziałam kły. Reszta klanu patrzyła na nas z zaciekawieniem, ale jednocześnie pilnowała Raphaela. Bali się o swojego przywódcę.
- Witajcie. Rzeczywiście Simonie, dawno się nie widzieliśmy, a co do twojej uroczej towarzyski Endless, to znam ją. Vennis możesz czuć się tutaj komfortowo. Wybacz za uprzedzenia wobec ciebie. Pierwszy raz widzimy kogoś, kto odszedł z Clave- Raphael zwrócił się słodkim głosem do Vennis.
- Rozumiem wasze uprzedzenia, ale nic nie poradzę na to kim jestem- wzruszyła ramionami.
- Oczywiście, Vennis. Bądź pewna, że mój klan będzie cię dobrze traktował. Witaj moja Endless- podszedł do mnie, omijając Simona, wziął moją rękę i ucałował- Piękna jak zawsze i kusząco pachnąca. Nic się nie zmieniłaś.
- To samo mogę o tobie powiedzieć- starałam się, aby mój głos się nie załamał.
  Raphael kiwnął mi głową i tym razem stanął przy Vixen, która stała niewzruszona i starała się zachowywać spokój. Wampir przez chwilę jej się przyglądał i ukłonił się nonszalancko. Starał się pokazać, że jest gentlemanem.
- Witaj, Vixen. Miło mi cię tu widzieć. Przykro mi z powodu twojej kuzynki. Clary była i jest dla mnie ważna. Zrobię wszystko, aby ją uwolnić- obiecał i odszedł z powrotem do swojej grupy- Więc macie jakiś plan? Jak możemy wam pomóc?
- Wasza pomoc jest niezbędna, tak samo jak innych. Zacznijmy rozmawiać o naszym planie.- zaczęła Vennis.

czwartek, 4 października 2012

Rozdział VII

Siemano. O to i wyczekiwany rozdział. Na następny  zła wiadomość: będzie musieli trochę poczekać. Sorry, że tak długo, ale szkoła daje w kość i poza tym mam jeszcze dwa blogi do rozkręcenia. Ciężko jest, ale trzeba dać radę :D O to i kolejny rozdział. Ma do was jednak małe pytanie: czy zmienić szablon na blogu czy nie? Odpowiedź napiszcie w ,, Wasze zdanie''. 
O to i rozdział.
VII Cierpienie
  Obudziłam się w pokoju. Zasnęłam. Rozmawiałam z Endless. Musimy ustalić plan. Chciałam znowu zasnąć, albo przynajmniej się zdrzemnąć tak, aby Endless złapała ze mną kontakt. Łatwiej jej złapać osobę śpiącą, a nie obudzoną, ale, gdy przymknęłam powieki, do pokoju weszła Isabelle.
  Nadal była zabójczo piękna, nawet w zwykłych jeansach i bluzeczce na ramiączka. Czarne włosy spływały z jej ramion, nadając jej tajemniczego i groźnego wyglądu. Patrzyła na mnie nienawistnym spojrzeniem. Jakby chciała mnie zabić wzrokiem. Pewnie miała na to ochotę.
- Demonica, nie będziesz cały czas spać. Idziesz ze mną.- zacisnęła ręce na moich nadgarstkach i pociągnęła, aż upadła na podłogę.
  Isabelle niemal ciągnęła mnie przez korytarz. Wszędzie było tysiące pokoi. Chciałam do któregoś uciec, aby nigdy tam nie weszła. Ciągła mnie dalej, po schodach, aż w końcu dotarłyśmy do sali treningowej. Wszędzie walały się miecze, podłoga była wyłożona miękkimi materacami, a liny zwisały na wysokości sufitu. Na środku sali stał Jace, a obok niego Max. Byli ubrani w stroje ochronne. Max patrzył na mnie z przerażeniem w oczach. Isabelle popchnęła mnie na środek i podsunęła nogę. Upadłam na materace.
- Max. Nasza ,,koleżanka''- wycedziła złowieszczo- pomoże nam cię wytrenować. Alec!
  Jej brat zjawił się raz dwa. W rękach trzymał kawałek liny i patrzył na mnie złośliwie.
- Pomoże, to znaczy posłuży... jako ofiara. Jace pokazał ci kilka dobrych ruchów. Teraz wypróbujesz je na niej- pokazał na mnie.
  Zadrżałam. Więc byłam workiem treningowym. Jak oni mogli?! Byli ludźmi czy maszynami do zabijania?! Poczułam wszechogarniającą wściekłość. Jeszcze zmuszali do wszystkiego Maxa! Szczyt wszystkiego!
- Przysięgam Na Anioła, że kiedy się uwolnię, nie daruję wam tego- syknęłam.
- Jak się uwolnisz- zaśmiała się- Jace. My idziemy. Zajmij się nimi.- kazała i szybkim ruchem wyszli z sali.
  Max patrzył na mnie przestraszony. Drżał. Bał się. Uśmiechnęłam się nieśmiało i podźwignęłam na nogi. Wstałam i wzruszyłam ramionami. Miałam wolne ręce, ale musiałam się zachowywać. Nie chciała, by Max jeszcze więcej się bał. Poza tym, muszę pilnować się, gdy w pobliżu jest Wayland.
- Walnij mnie. Nic ci nie zrobię. Zrób to- kazałam mu, pokazując miejsce, gdzie bije moje serce.
  Otrząsnął się i wyprostował się.
- Nigdy tego nie zrobię, Clary- pokręcił głową. Westchnął i spojrzał na Jace'a- Jace. Ja nie mogę. Ona jest dla mnie ważna.
  Jace spojrzał na mnie zaintrygowany. Nawet nie wiedziałam kiedy, był już przy mnie i ujął moją dłoń.
- Idziemy do parku. Tam poćwiczy. Tylko nie przestrasz ludzi- zaśmiał się.
  Był po naszej stronie? Myślałam, że będzie zmuszał małego, aby mnie uderzył. Nie powstrzymałam chichotu i wzruszyłam ramionami.
- Postaram się- obiecałam.
- Przy okazji kupimy ci jakieś ciuchy. Mam dużo kasy- obiecał.


- Walnij mocniej! Przyłóż się!- krzyczał rozbawiony Jace, wcinając jabłko.
- No dobra!- spróbował jeszcze raz uderzyć kukłę tak mocno, żeby się rozwaliła.
  Jace spełnił swoje słowa: zabrał nas do zagajnika, który znali jedynie nocni. Zaraz po zakupach. Spytałam się go wcześniej, czy nie boi się konsekwencji, ale jedynie wzruszył ramionami:
- Nie boję się Izzy. Traktują cię jak niewolnicę. Nie rozumiem ich. Nie znoszę demonów, ale ty akurat jesteś inna.- skwitował.
  Nie protestowałam. Nie chciałam naciągać Jace'a, ale sam się chciał wykosztować. W sklepie podawał mi różne rzeczy, które mogą mi się spodobać. Chciałam tylko jakiś T-shirt i spodenki, a on kupił mi z dwa T-shirty, spodenki jeansowe, dwie pary jeansów, dwie naprawdę śliczne bluzki i sukienkę, której nie chciałam. A on nalegał, abym ją wzięła. Była czarna- ze złotymi wzorami, na ramiączka, za kolano. Ładna, ale nie w moim stylu. Odsłaniała całe nogi i czułam się w niej niekomfortowo. On i tak ją kupił. I jeszcze szkicownik i potrzebne mi ołówki i kredki ( wymsknęło mi się, że uwielbiam rysować).  
  Teraz siedzieliśmy w tym zagajniku i zajadaliśmy się owocami, które Jace wykradł z kuchni. W zagajniku znajdował się magazynek, w którym było pełno broni i tak dalej. Wyjął stamtąd szmacianą kukiełkę i kazał Max'owi wyrobić w sobie siłę. Miał nawalać w tą kukłę, aż ją rozwali. Rysowałam go, w dumnej pozie.
  Jace zajrzał mi przez ramię i gwizdnął.
- Pięknie rysujesz- skwitował.
  Położył delikatnie głowę, na moim ramieniu. Zdziwiłam się tym gestem. Ufał mi?
  Westchnął ciężko i zaśmiał się.
- Więcej siły Max.
- Wiem!- krzyknął zbulwersowany.
  Przyda się tutaj rada fachowca.
- Wyobraź sobie, że to coś lub ktoś kogo nienawidzisz- poradziłam mu- Ja tak się uczyłam walczyć.
- Umiesz walczyć? Jest coś, czego o tobie nie wiem?- spytał Jace.
  Wyszczerzyłam zęby.
- Nie wiesz o mnie wielu rzeczy.- zauważyłam.
- Z chęcią je poznam- zaczął bawić się kosmykiem moich włosów, jakbyśmy byli... jakbyśmy znali się od wielu lat.
  Spojrzałam na Max'a. Przestał walczyć i przyglądał nam się z zaciekawieniem. Kukła była rozwalona, na strzępy. Max pewnie pomyślał, że flirtujemy. Jace podążył za moim spojrzeniem i odsunął się trochę.
- Rozprawiłeś się z tą kukiełką? Czy tylko ją lekko ,,zraniłeś''?
- Rozwaliłem. Clary! Miałaś mnie nauczyć, jak się walczy. Mówiłaś, że umiesz to od dziecka- przypomniał mi.
  Jace zaśmiał się lekko.
- Ciekawe jak walczysz. Pewnie coś w stylu ,, pijanego mistrza''.- skwitował.
- Oj, kotku, nie musisz mi zazdrościć, że walczę lepiej od ciebie. Sama to wiem- zachichotałam.
  To go zgasiło. Wstałam z miejsca i zaczęłam pokazywać ruchy, których nauczyła mnie Emeril.
Endless
- Kto tam?- podniosłam się z pościeli.
- Simon. Mogę wejść?- spytał nieśmiało.
  Spojrzałam na zegar. Już było po południu. Nie chciałam wstawać. Brakowało mi sił. Całą noc omawialiśmy plan ataku. Z tego co wiem, Simon zaniósł mnie na rękach, bo zemdlałam z przemęczenia. W każdym razie, nadal czułam, jakbym miała kości z waty. Przekręciłam się na bok:
- Wejdź- pozwoliłam.
  Simon wszedł powolnym krokiem. W rękach miał torbę. Nie widziałam co w niej jest, ale poczułam czekoladę. Mmmm. Chciałam wstać, ale Simon pojawił się w ciągu sekundy i popchnął mnie z powrotem na łóżko. Padłam z westchnieniem na poduszki i odgarnęłam włosy na bok.
- Nie musisz być aż tak brutalny, chodzący za dnia.- westchnęłam.
  Skrzywił się nieco. Nie lubił, gdy tak na niego mówiono. Wzruszył jedynie ramionami i usiadł obok mnie. Przykryłam się szczelniej kołdrą i zrobiłam mu więcej miejsca.
- Sorry, że cię pewnie obudziłem, ale mam dla ciebie jedzenie. Chyba z dwanaście godzin nie jadłaś porządnego śniadania.
- Miło, że się tak o mnie troszczysz.- mruknęłam i sięgnęłam do torby.
  Rzeczywiście. Były tam ciasteczka z czekoladą, karton soku pomarańczowego, kanapki z ogórkiem i szynką oraz kawałek ciasta z malinami. No nieźle. Nic nie jadł, ale potrafił przygotować syte śniadanie. A raczej kupić.
  Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po karton. Byłam strasznie spragniona, więc nie zawracałam sobie głowy braniem szklanki, tylko piłam prosto z kartonu. Simon zaśmiał się pod nosem i podał mi kanapek.
- Samym sokiem nie będziesz żyć- skwitował.
- A ty możesz samą krwią i nie robię ci przytyk- zauważyłam złośliwie.
  Spojrzał na mnie ze złością w oczach. Wkurzyłam go. Ale co mogłam poradzić? Wampiry i czarownice... nie żyją w zbyt przyjaznych stosunkach. Jest co prawda moim przyjacielem, ale często mnie irytuje. Głównie tym, że jest najbardziej tchórzliwym wampirem, jakiego w życiu spotkałam i jeszcze jego ,,tęsknotą'' do Clary. Kiedy do tego wampira dotrze, że ta dziewczyna nie jest nim zainteresowana?!
  Odpowiedź: chyba nigdy.
- Czego?- spytałam nieuprzejmie.
- Czego ode mnie chcesz, Endless?!- podniósł głos- Troszczę się o ciebie, a ty tak mi odpłacasz...
- Chwila!- przerwałam mu. Coś do mnie dotarło-Ty się mną tak zajmujesz, bo kiedy wróci Clary zobaczy jaki jesteś cudowny?!
  Zbladł jeszcze bardziej. Zacisnął dłonie w pięści i opuścił głowę. Więc miałam go. On nie troszczył się o mnie z odruchu czy czegoś tam, ale przez wzgląd na lisicę! Ale tupet! Wkurzyłam się jak osa. Rzuciłam w niego poduszką i rozrzuciłam rzeczy z torby na podłogę. Wszystko się porozsypywało, ale mało mnie to obchodziło.
- Wyjdź, Lewis- syknęłam.
  Podniósł na mnie wzrok. Cały się trząsł. Wyciągnął do mnie rękę, ale odsunęłam się i pokazałam mu palcem drzwi.
- Jazda stąd. Idź stąd Lewis, zanim sama cię stąd wyniosę.- warknęłam.
  Widać nie chciał ze mną zadzierać. Podniósł się z łóżka i skierował do drzwi. Otworzył je, ale na chwilę stanął.
- Endless...
- Idź- kazałam mu, nie patrząc w jego stronę.
  Usłyszałam jak zamyka za sobą drzwi. Wreszcie byłam sama...
- No nie całkiem- zaśmiał się głos za mną.
  Westchnęłam zirytowana. Doskonale wiedziałam, kto jest w pokoju. Odwróciłam się i skrzyżowałam ręce na piersiach.
  Stała tuż przy otwartym oknie.
  Vennis Shepard. Upadła anielica. Pewnie przechodziła moją ulicą i wyczuła moje zdenerwowanie. A nic ją tak nie interesuje, jak czyjeś zdenerwowanie. Lubi być tam, gdzie coś się dzieje. Jej brązowe loki, opadały na ramiona, a brązowo-czarne oczy patrzyły z rozbawieniem, spod ciemnych okularów. Chyba szła na jakąś imprezę, bo miała na sobie czarny top na jedno ramię i krótkie jeansowe spodenki. Na rękach miała motocyklowe, skórzane rękawiczki.
  Normalnie damska wersja Damona Salvatore z ,,Pamiętniki wampirów''.
- Damska wersja Damona? Podoba mi się takie porównanie- przyznała i zdjęła swoje okulary.
- Brakuje jeszcze tego, że jesteś wampirem- zauważyłam.
- Proste rozwiązanie: kupię kły, albo poproszę Simona, aby mnie zmienił. Lepiej to zrobić w Halloween  Wtedy nikt nie będzie mnie o nic podejrzewał...
- Vennis! Czego chcesz?!- zirytowała mnie.
  Oparła się o parapet i wzruszyła ramionami.
- Wyczułam, że się ostro wkurzyłaś i przybyłam. Doceń moją pracę.
- Jaką pracę, do diabła?!
- Taką, że w porę staram cię uspokoić. Jeszcze zrobisz coś głupiego, a tego chyba obydwie nie chcemy. Poza tym w podziemiach wszyscy gadają tylko o tym, że Clary jest u łowców. Znamy się długo i zamierzam jej pomóc. Poza tym, pomogę wam się dostać niezauważonym do Instytutu tego Starkweather'a. To jedyny Instytut w N. Y. więc jest tam na 100 %. Mogę się założyć o własne skrzydła.
- Nawet jeśli, to co...- przerwałam i uśmiechnęłam się chytrze. Vennis potrafiła mnie zaskoczyć.- Ty idiotko z piekła rodem. Masz plan, co nie?
- Zawsze coś mam, Monrnoe. Poza tym, przechadzałam się dzisiaj po parku. Przed chwilą w zasadzie. Widziałam tam naszą kochaną lisicę i jeszcze dwóch łowców. Jednego małego Maxa, a drugiego tego dupka Waylanda- splunęła za okno.
  Pogubiłam się.
- Jakiego Waylanda?- uniosłam brwi.
- Ach!- klasnęła w dłonie- Nie znasz największego dupka na świecie! Jace'a Waylanda! A raczej Jonathana. To największy podrywacz, jakiego w życiu spotkałam. Razem się wychowywaliśmy i to było okropne- wzdrygnęła się- Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Zabił najwięcej demonów, niż ktokolwiek w jego wieku, a ma dopiero 17 lat. W każdym razie: Clary niech się go wystrzega. Ten chłopak to jakaś pomyłka.- wzdrygnęła się.
  Powinnam pomyśleć, że ona wie gdzie jest Clary i kto ją przetrzymuje. Przecież ona wychowywała się w tym Instytucie! Więc...
- Powinnaś znać rozkład Instytutu- zauważyłam.
  Pokiwała głową.
- Znam jak własną kieszeń. A poza tym domyślam się, że to rodzeństwo Lightwood'ów ją przetrzymuje. Isabelle nienawidzi demonów. Alec to już w ogóle. Musimy ustalić wspólny plan.
- Masz asa w rękawie, prawda?- domyśliłam się.
- Dokładnie- przytaknęła- Mam plan. Z tego co wiem, Clary chce uwolnić wszystkich więźniów. Byłam u Leonell'a.- wyjaśniła, widząc moją zdezorientowaną minę- Pod Instytutem są tunele, które ja tylko znam. Tylko ja zapuszczałam się w ciemne zakamarki tej budowli. Starkweather i Lightwood'owie myślą, że jestem w Hiszpanii. Clave także. Upozorowałam swój wyjazd i mam problem z głowy. Nie mogę się doczekać ich min. Ale wracając: tunele prowadzą do miejsca, gdzie są więzienia, a one...
- Łączą się z pokojami- dokończyłam.
- Tak- zaczęła chodzić po pokoju- Po cichu uwolnimy wszystkich, uprzedzając ich wcześniej, aby pomogli i nam. Maxa też stamtąd wyciągnę. Clary pewnie też ma to w planach. Przeczytałam jej myśli, w parku. Czeka na jego zdanie. I ma dużo czasu. Więzienie ma mnóstwo cel. Niemal wszystkie są zapełnione! Uwolnienie ich zajmie dużo czasu. Starkweather przewidział wszystko i nie zmontował nic, co otwierało by wszystkie cele za jednym razem. Gdybyśmy się wzięli za ich uwolnienie, złapano by nas. Gdybyśmy z kolei pierw poszli do Clary, albo w czasie, gdy będziemy ich uwalniać, a kogoś wyślemy po lisicę, łowcy wyłapaliby nas wszystkich. Nie jest ich dużo: w zasadzie tylko Starkweather, Lightwood'owie i ich dzieci, w tym Jace, ale ten przebiegły Hodge ma w gabinecie bramę, przez którą w mgnieniu oka przejdzie 200 łowców z Clave! Wszystko trzeba starannie zaplanować. Boję się o Clary. Ta dziewczyna jest naprawdę silna, ale Alec i Izzy już nie jednego demona złamali. Wystarczy jeden fałszywy ruch, aby wszystko trafił szlag- pstryknęła palcami.
  Więc, trzeba być bardzo ostrożnym. Vennis ma rację. Ale czy Clary wytrzyma tam długo?
- Wytrzyma- powiedziała z przekonaniem- Obserwowałam ich. Nie mogłam po was przyjść, bo bałam się, że zaraz przyjdą posiłki z Clave. Jace zwykle działa sam, ale do zagajnika w którym byli, nie mogą wejść byli z Clave. Tam jest coś w rodzaju alarmu, więc, gdybym tam weszła, zaraz by mnie złapali. Ale wracając: Clary ma po swojej stronie Maxa... i chyba Jace- dodała zamyślona- Słyszałam jego myśli. On... chyba coś do niej czuje. Słyszałam jego podziw, gdy pokazywała małemu jak się walczy. Poza tym było parę uwag, że jest śliczna i odważna. Mam nadzieję, że albo da sobie spokój, albo naprawdę będzie coś do niej czuł. Nie zamierzam składać tej dziewczyny do kupy- skwitowała.
- Dzięki, Vennis- mruknęłam.
- Nie ma za co. Na mnie czas. Przyjdę jutro wieczorem. Przyprowadzić Vixen. Musimy pogadać z Clary. Spróbuję coś wykombinować.- podeszła do okna i wskoczyła na parapet.
- Okej!
- A i jeszcze coś- wychyliła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się złośliwie- Nie męcz już tego Lewisa. Chłopak źle zrobił, ale... No dobra. Nie będę udawać aniołka. Mam go skopać?
- Nie! To moja robota!
- No, jak chcesz. Jestem do usług!- krzyknęła radośnie i po chwili zniknęła.
Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy