wtorek, 25 września 2012

Rozdział VI

Widzę, że czekaliście na rozdziały. Szczerze: miałam nic nie dodawać. Tak patrzyłam czy ktoś czyta, ale nikt nie dał znaku życia i pomyślałam sobie ,, Jest sens ciągnąć to dalej"? Teraz zobaczyłam, że jedna osoba czeka, więc pomyślałam, że może przynajmniej dla kogoś piszę, bo szczerze: czułam, że nikt tego nie czyta. Zero komentów, nowych obserwatorów... sama nie wiedziałam. Dodam jednak rozdział. Jeżeli chcecie kolejny rozdział wystarczy, że mi o tym powiecie, bo tak to nie wiem, czy warto dalej pisać czy nie. Tak na przyszłość, o ile ten blog dotrwa :D
No to już koniec, mojej super ,, przemowy''. O to i nowy rozdział. 
VI Plan
Endless
- W co wyście się wpakowały?! Lisica naprawdę mnie czasem irytuje, tym swoim poświęceniem-przyznała Vixen, nerwowo przechadzając się po pokoju.
  Nie udało mi się z nią porozumieć. Blokada. Więc wieczorem poszliśmy do kuzynki Clary- Vixen. Mieszkała na Madison Avenue, w jednym, z bloków mieszkalnych- tam gdzie wcześniej mieszkali państwo Fray. Clary uwielbiała Vixen, ale nie chciała zbytnio do niej przychodzić. To miejsce przywoływało jej przykre wspomnienia. Rozumiałam ją. 
  W każdym razie, Vixen była taka sama jak Clary- z tym, że po pierwsze: miała ciemne oczy i to, że była buntowniczką. Na każdy problem, szukała rozwiązania. Ta sytuacja nie była wyjątkiem. Nerwowo przygryzała wargi i chodziła po pokoju. Nie dziwiliśmy się jej.  Clary była jej jedyną, prawdziwą krewną. Kochała ją jak siostrę. Bała się o nią, choć Clary miała trochę więcej oleju w głowie niż ona. 
  W końcu nie wytrzymałam. Poderwałam się z kanapy, na której siedzieliśmy z Simonem i złapałam ją za ramię, zanim zdąrzyła się znowu obrócić.
- Pomożesz nam? Podobno jesteś świetna w tropieniu. 
  Spojrzała na mnie zdziwiona i ścisnęła moją dłoń, na swoim ramieniu.
- Oczywiście, że wam pomogę. Leonell pewnie też? Bardzo ją lubił- zauważyła.
- To prawda. Za godzinę mamy u niego być- wtrącił Simon.
  Pokręciła głową, ze zrozumieniem.
- Okej. Mamy mało czasu. Jeżeli Leonell naśle demony, wtedy wszyscy ucierpią i nie uwolnimy lisicy.- zaczęła się zastanawiać i znowu chodzić po pokoju. Wzięłam dłoń z jej ramienia i opadłam na kanapę, obok Simona.
- To, co robimy?- spytałam rozpaczliwie.
- Nie wiem- potrząsnęła swoją czerwoną grzywą, boleśnie przypominającą Clary- Clarissa potrafi być bardzo sprytna. Stąd ma ksywkę lisica. Musiała coś wykombinować. Pamiętam, że, gdy miałyśmy siedem lat złapała wampira, który chciał wypić krew z jakiejś kobiety i go o mało nie zabiła. A on był dużo silniejszy i inteligentniejszy od niej. Mimo to, ona była sprytniejsza. Ale wracając: musiała coś wymyślić. Gdybym znała jej plany!- klasnęła w dłonie, aż podskoczyliśmy na kanapie- Mogłybyśmy wtedy połączyć siły i nic by nie zostało z tej dziury, gdzie ją trzymają! Muszę wiedzieć, na jakim gruncie stoimy. Wystarczy jeden błąd, aby wszystko trafił szlag. 
- Spróbuję się z nią porozumieć- westchnęłam i skupiłam się.
  Clary...Moc pulsowała we mnie. Słyszałam śmiech, płacz,  krzyk... I...grę na gitarze? Czy ja widzę rysunki? Clary!
- Clary, Clary!- krzyczałam w sobie.
  Otworzyłam oczy. Byłam na łące, usianej czerwonymi kwiatami, niemal tak płonącymi jak włosy Clary. Nie było widać słońca, tylko czarne niebo. Leżała na ziemi, ubrana w czarny top i jeansy. Top był na nią za duży, a jeansy niemal na niej wisiały. Miała otwarte oczy. Przy ręku  trzymała swoją granatowo-pomarańczową gitarę- prezent od Magnusa na dwunaste urodziny. Była blada, smutna. Na jej twarzy było widać cierpienie. Byłam w jej umyśle. Widziałam jej odbicie emocjonalne. Podbiegłam do niej i obejrzałam. Nawet się nie ruszyła. Gitara była uszkodzona. Jedna ze strun pękła.
- Clary. Lisica. Lisi. Obudź się- szeptałam- Naprawię twoją gitarę- wyjęłam ją z jej ręki i obejrzałam.
  Łatwo to było naprawić. Chwyciłam palcami pękniętą strunę i skupiłam moc w dłoniach. Struna zaczęła się naprawiać... aż w końcu była cała. Nie zauważyłam, że Clary już siedziała przy mnie. Wyglądała jak duch: oczy były podkrążone, zbladła. Jej ręce drżały. Z uśmiechem podałam jej gitarę. Zagrała raz...i potem znowu, aż zaczęła grać Paramore-crushcrushcrush. Śmiała się tak jak wtedy, gdy miała dziesięć lat i pierwszy raz zagrała całą piosenkę. Była to piosenka 30 Second To Mars- the kill. Spojrzała na mnie nieśmiało i odłożyła gitarę.
- Potrzebuję waszej pomocy- szepnęła.- Czy Vixen już o wszystkim wie?
- Tak. Leonell chce nam pomóc. Niedługo do niego idziemy. Masz jakiś plan?
- Tak. Zdobyłam przyjaciela, małego Maxa. Mogę mu zaufać. Dba o mnie. Gdyby nie on, byłabym wymizernowana- przyznała.
  Przyjrzałam się jej i skrzywiłam lekko.
- Jesteś taka. Sorry, ale taka prawda.
  Westchnęła ciężko i wzruszyła ramionami.
- Na niektóre rzeczy nie ma wpływu. Jego rodzeństwo mnie nienawidzi. Chcą mnie użyć, do wabienia demonów.- wzdrygnęła się- U nich są także inni więźniowie. Mam plan. Jestem w pokoju, a nie celi. Użyli runów na drzwi i okna, ale nie na ściany, a są bardzo kruche. Mam wyjście na dach. Łatwo zrobię dziurę przez którą przejdę, ale chcę także uwolnić innych więźniów. Ja czuję  ich agonię!- potrząsnęła mną- Mam plan, ale trzeba chwilę nad nim popracować. To jestem ja. Nie ta emocjonalna! Śpię. Jesteś w moim śnie- przyznała- Proszę, sprowadź tu następnym razem Vixen! Powiedzcie Leonell'owi, żeby zebrał jak najwięcej doświadczonych istot. Jak się trzyma Magnus?
- Słabo. Leonell chce ci pomóc. A i Magnus wie o tobie i Santiago- przyznałam.
- Co?- spojrzała na mnie pierw zdziwiona, a potem wściekła, aż oczy jej rozbłysły z gniewu.
  Przeczesałam palcami włosy i spojrzałam na nią nieśmiało.
- Przeczytał to z moich myśli.-wyjaśniłam- Zapomniałam, że to potrafi. Leonell powiedział, że widać było, że podobasz się Santiago. Powiedział, że dobrze, że nie odwzajemniłaś jego uczuć, a ja pomyślałam, że z nim chodziłaś, a Magnus to wyłapał. Był jedynie zły, że mu nie powiedziałaś.
- Serio?- zrobiła jedną, z tych swoich śmiesznych min. Pochyliła głowę i spojrzała na nią spod przymrużonych powiek. Jak piesek.
- Tak- parsknęłam śmiechem- Tyle hałasu o nic.
- Ja...- przerwała i gwałtownie zaczerpnęła powietrza. 
  Padła na ziemię i zaczęła się krztusić. Jakby nie mogła oddychać. Zaczęła się rozmywać. Straciła kolor. Wszystko zamieniało się w proch i leciało z wiatrem. Budziła się. Pochyliłam się nad nią i trzymałam ją za policzki.
- Przyjdź z Vixen!- wykrztusiła i... rozpłynęła się w powietrzu.
  Niebo zaczęło się rozświetlać. Czas na mnie. Po chwili walnął mnie potężny piorun z nieba...

- Endless!- krzyczał do mnie Simon.
  Otworzyłam oczy. Leżałam na kanapie u Vixen, a nade mną pochylał się Simon. Byłam cała spocona i dostałam dreszczy. Moc zaczęła wracać do punktu wyjścia. Czułam mrowienie, w całym ciele. Delikatnie podźwignęłam się do pozycji siedzącej. Simon ujął moją rękę i spojrzał na mnie zmartwiony.
- Clary...
- Ma plan. Gdzie Vixen? Muszę z nią pogadać. Przekaż Magnusowi, że zaraz będziemy i pojdziemy do Leonell'a. Sprawa jest grubsza niż się wydaje.

niedziela, 9 września 2012

Rozdział V


V Więzień
- Clary! Wstawaj!- Max krzyczał mi do ucha.
  Gwałtownie podniosłam się z łóżka i potrząsnęłam głową. Przysnęłam. Spojrzałam zdezorientowana na zegar. Spałam pół dnia! Pobiłam swój rekord. Ale dobrze, bo im mniej czasu będę tutaj przytomna, tym lepiej. Rozpracowałam, że wszystko jest zamknięte na runy, a ja nie wiedziałam jak je złamać. Z tego, co kiedyś słyszałam od czarownic, musiałabym być nocnym łowcom, aby złamać siłę runów albo czarownicą jak one. Więc mogłam o wszystkim jedynie marzyć.
  Przeciągnęłam się jak kot i ziewnęłam.
- No, co tam?- spytałam.
- Mam dla ciebie obiad. Wybłagałem Isabelle, aby ci je podgrzała.- podał mi talerz ze spaghetti.
  Mmmm. Dopiero teraz zaburczało mi w brzuchu, a zapach spaghetti był taki przyjemny...Wzięłam od Max'a widelec i zaczęłam jeść.
- Jadłeś?- spytałam, z pełnymi ustami.
  Pokiwał głową.
- Chcieli ci dać zupę Isabelle, ale nie pozwoliłem im. Ona okropnie gotuje- wzdrygnął się.- To spaghetti jest zamówione.
  Zaśmiałam się lekko i ustawiłam talerz na moich kolanach.
- Wątpię, że przebije moją przyszywaną ciotkę, Lucy. Raz dodała do zupy pomidorowej skarpetki swojego syna, który jest taki brudasem, że jak wchodzisz do jego pokoju, musisz mieć maskę gazową, żeby się nie udusić smrodem.- Tym razem to ja się wzdrygnęłam. Uhh. Malcolm. Brudas nad brudasami. Ledwo powstrzymałam wymioty- W każdym razie, mój żołądek jako jedyny wytrzymał. Jej rodzina oraz...mój opiekun nie wytrzymali  i się rozchorowali na dwa tygodnie. Ja i moi przyjaciele się nimi zajmowaliśmy.
- Nieźle- skwitował- A...co się stało z twoimi rodzicami? Jeżeli mogę spytać- dodał szybko.
  Wiedziałam, że w końcu o to zapyta. Każdy kto znał prawdę, mnie o to pytał. Ale co od powiem teraz?    Prawdę. Ufałam Max'owi.
- Kiedy byłam mała, łowcy nas znaleźli.- zaczęłam- Miałam wtedy osiem lat. Musieliśmy uciekać z naszego domu. Długo to trwało, ale nie dawali za wygraną- Przestałam na niego patrzeć. Obrażałam przecież jego gatunek. Powinien się wkurzyć, ale kontynuowałam- Schowaliśmy się w tunelach. Pod metrem ciągną się na tysiące kilometrów. Chcieliśmy dotrzeć na drugi koniec miasta i im uciec. Do innego kraju. Ale parę z nich zeszło do tuneli. Rodzice krzyczeli. Stałam bez ruchu. Chciałam coś powiedzieć do taty, ale już ich nie było. Pośpieszyłam za nimi, ale ich nie odnalazłam. Nie wiem jak, ale znalazłam w sobie siłę i uciekłam. Znalazłam się na szczęście, przed domem Magnus'a Bane'a- podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się nieśmiało- Od tamtej pory jest moim ,,ojcem''. Wołam na niego po imieniu, albo po prostu ,,tato''. Traktujemy się jak rodzina.
- A masz jeszcze jakiś krewnych? Jacy byli twoi rodzice?- dopytywał się z ciekawością, ale starał się być delikatny. Słychać to było po jego głosie.
   Nie wkurzył się tym, że obraziłam łowców. Zwykle byłoby na odwrót, ale ten mały jest inny niż reszta. Pewnie zjednałby w sobie armię lisołaków, a były one nieposkromione.
- No cóż...- przeszłam do nieco lżejszej części- Mam kuzynkę.Vixen. Jesteśmy do siebie bardzo podobne: obydwie mamy rude włosy, ten sam sposób bycia. Też jest demonem. Ma ciemne oczy. Gra na perkusji. Kiedyś miałyśmy zespół, z kilkoma jej przyjaciółkami, ale nic z tego nie wyszło- przyznałam- A co do rodziców...rude włosy odziedziczyłam po mamie. Oczy także. Mówiono mi, że jestem taka jak ona. Poza tym jest artystką. Ja też. Rysuję i gram na gitarze. Magnus mnie tego nauczył i mój przyjaciel Simon. Byłam tak samo uparta jak mama. Po tacie odziedziczyłam spryt, odwagę i ,,groźne'' spojrzenie- zaśmiałam się- Tata kiedyś robił taką minę, że wszyscy się go bali. Ja też ją umiem zrobić, ale czekam na jakieś okazje.- Momentalnie spochmurniałam i opuściłam głowę- Czasem mi ich brakuje, ale często ich nienawidzę. Za to, że mnie zostawili. Ratowali siebie, a mnie zostawili na śmierć. Gdyby nie Magnus i moje szczęście, nie byłoby mnie.
  Max poklepał mnie po ramieniu i potrząsnął mną.
- Musisz żyć, Clary. Spokojnie. Znajdziemy sposób, aby cię stąd wyciągnąć. Obiecuję- wyszeptał.
  Podniosłam na niego wzrok. Nie mogłam uwierzyć. Ten mały chłopczyk, chciał mojego szczęścia. Chciał mnie uwolnić. Ten chłopak dokona wielkich rzeczy...jeżeli przeżyje. Muszę go wytrenować. Jest mały, ale demony i reszta nie będą czekać, aż dzieci łowców dorosną i będą umiały walczyć. W sumie: ja uczyłam się walczyć już w jego wieku. Magnus by mi pomógł. Gdyby usłyszał, co dla mnie zrobił, na pewno byłby mu przychylny. Poza tym nie chciał nigdy mieć złego zdania o dzieciach łowców, ale to łowcy wyrabiają opinie swoim pociechom. Czynią z nich wojowników bez uczuć i serca. By tylko zabijali nas. Nie chciałam, aby ten malec był taki jak te dzieci. Clave jest kruche. Z każdym dniem upada. A wraz z nim, z dnia na dzień podupada siła łowców.
  Muszę pomóc Max'owi. Zanim będzie za późno. Ale jak? A jeżeli się stąd wydostanę, to co z nim będzie? Chyba będę musiała go wziąć ze sobą, albo będę starała się uczyć go w tajemnicy.
  Pierw jednak muszę wymyślić, jak się stąd wydostać. Potem mogę się martwić, co dalej.
  Rozległo się pukanie do drzwi. Drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Jace. Przebrał się w szare spodenki i czarny podkoszulek. Złociste włosy niemal raziły swoją barwą i rozświetlały całe pomieszczenie. Z miejsca ogarnął mnie lekki strach.
  Uśmiechnął się do nas i zamknął za sobą drzwi. Usiadł na drugim końcu mojego łóżka, jak gdyby nigdy nic.
- Max. Widać, że znalazłeś sobie przyjaciółkę. Ale mam dla ciebie złą wiadomość: ona nie jest warta zaufania.
  Zirytował mnie.
- Uważasz tak dlatego, bo jestem demonem. Ale nie znasz prawdziwej mnie. Nie jesteśmy tacy- ostrzegłam i zrobiłam tą ,, groźną'' minę.
  Jego mina pozostawała niewzruszona, ale wyczułam, że zaczyna się lekko bać. Uśmiechnęłam się z trumfem i oparłam brodę, na splecionych dłoniach.
- Jeżeli chcesz mnie obrażać, możesz już sobie iść- kiwnęłam głową w stronę drzwi.
- Nie skorzystam. Max. Idź. Isabelle i Alec mogą cię tutaj znaleźć. Maryse lepiej nie denerwować- kazał mu.
- No dobrze- westchnął Max i zszedł z mojego łóżka- Przepraszam, Clary. Przyjdę później. Smacznego. A i Jace: nie waż się jej skrzywdzić- zagroził.
  Jace jednak się nie zmartwił, a jedynie prychnął.
- Okej- wzruszył ramionami.
  Max mu jednak zaufał. Uśmiechnął się do mnie pocieszająco i wyszedł z pokoju. Ja i Jace zostaliśmy sami. Przypatrywał mi się z zaciekawieniem, aż w końcu odsunęłam włosy na bok  i spojrzałam na niego wyzywająco.
- Czego chcesz, Wayland?- syknęłam.
- Nie lubisz mnie- skwitował.
- Niech zgadnę, każda dziewczyna się w tobie zakochuje ,, od pierwszego wejrzenia'' i jest ci posłuszna, prawda?- domyśliłam się.
  To go zamurowało. Niemal się wzdrygnął. Spojrzał na mnie...nieśmiało, spod złotej czupryny.
- One się we mnie nie zakochują...
- Wiem. Domyślam się. Pewnie jesteś z tych ,, każda dziewczyna jest moja'', prawda? Jesteś podrywaczem. Tacy ja ty, zwykle kończą samotni, z gromadką wrzeszczących bachorów.- zauważyłam z przekąsem- Powinieneś się rozejrzeć, za prawdziwą miłością. Nie zapuka od tak do drzwi. Zwykle pojawia się niespodziewanie. Powinieneś jej pomóc- poradziłam mu- Wtedy nie będziesz sam i nie skończysz jako zrzędliwy, stary dziadek w domu starców. Zależy czy chcesz się zestarzeć.
- A skąd ty wiesz tyle o miłości? Ty? Demonico.- przybliżył się do mnie.
  Teraz doskonale widziałam znaki, na jego ramionach, przeplatające się niczym pajęczyny. Nie rozumiałam, dlaczego łowcy tak się okaleczają. Ja też, co prawda miałam znamię, ale w kształcie lilii. Jedno. A nie tysiące, na całym ciele! Magnus mówił, że bez runów łowcy byli by ,, gatunkiem zagrożonym wyginięciem''. Dodawały im mocy, a my jej nie potrzebowaliśmy, bo dostaliśmy ją w chwili narodzin. Cieszyliśmy się życiem, podczas, gdy oni ,,ratowali świat'' na swój sposób. Jak super bohaterowie z jakiejś parodii.
  Pochyliłam się tak, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Patrzyłam w jego lśniące, złote oczy, które pewnie onieśmieliły już nie jedną dziewczynę. Ale nie mnie. Byłam odporna na uroki chłopców. No...w sumie kiedyś nie, ale uczę się na swoich błędach. Niewzruszona patrzyłam w jego złote oczy.
- Wiem więcej, niż myślisz- szepnęłam.
  Pokręcił głową i zaśmiał się lekko.
- Wy demony, nic nie wiecie o miłości- stwierdził.
- Wiesz dlaczego to mówisz? Bo Clave cię do tego zmusza. Rzeczywiście: skoro jesteście wychowywani w wielkiej miłości, to czemu nie okazujecie sobie uczuć? Jakbyście byli... szmacianymi laleczkami, a nie Nefilim.- zauważyłam.- Ja przy najmniej mogę robić, co chcę. Mogę być z kim chcę, być sobą. A nie służącą, działającą na czyjeś rozkazy.
  Jace'a zamurowało. Znowu. Wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, w milczeniu. Dałam mu do myślenia.
- Jace!- Do pokoju wpadł ciemnowłosy. Alec.
  Odskoczyliśmy od siebie. Zarumieniłam się ze wstydu. Wiem, jak to wyglądało: jakbyśmy sobie szeptali czułe słówka. Zakryłam się szybko pościelą i odwróciłam wzrok, od Alec'a.
- Alec. Ktoś cię uczył, że trzeba najpierw pukać?- rzucił Jace.
- Co ty tu robisz, z tym rudzielcem?- oparł się o futrynę i skrzyżował ręce na piersiach.
  Jace jedynie wzruszył ramionami.
- Gadałem z nią. Nie można?
- Naprawdę ciężko z tobą wytrzymać, Wayland. Na korytarz. Już. A ty- zwrócił się do mnie i coś we mnie rzucił- Rzeczy Isabelle. Nie mamy żadnych twoich. Będziesz w nich chodzić. Posiedzisz sobie tutaj. Przy najmniej ciesz się komfortem, którego nie mają inni- syknął.
  Nadal nie patrzyłam na niego. Kątem oka, widziałam, jak Jace wychodzi. Byłam ciekawa, co powie na nasz widok Alec. Przystawiłam ucho do ściany i zaczęłam nasłuchiwać:
- Ty ją podrywasz?! Ją?!- ryknął Alec.
  Co? W sumie mógł dojść do takich wniosków, ale żeby tak się wkurzyć? Ten koleś ma nie po kolei w głowie.
- Nie podrywam. Poznaję ją. Max zdobył jej sympatię. Widziałem ich. Bardzo ją lubi- zauważył.
  Oj. Zapamiętać: następnym razem walnąć go w twarz.
- Maxa trzeba tego oduczyć. Nie może być łowcą, z miękkim sercem dla demonów!- Kolejny bulwers- Przydasz się: staraj się wyłapać, o czym zwykle gadają. Wtedy zobaczymy, czy ta smarkula coś kombinuje.
 SMARKULA?! TWOJE NIE DOCZEKANIE! JAK TYLKO STĄD WYJDĘ, TO SIĘ POLICZYMY! Miałam ochotę wybiec z pokoju i go zabić. Ledwo się powstrzymałam. Jeszcze ta ściana nie wytrzyma...
  Ściana nie wytrzyma? Okno jest zablokowane przez jakieś specjalne runy, ale nikt nic nie mówił o ścianie. Słuchałam jednak dalej.
- Okej. Jak chcesz Alec, ale błagam ciebie i Isabelle: nie wykończcie jej. Może się nam przydać.
  O mało co, nie zaczęłam wrzeszczeć. Ten blondyn mnie jeszcze popamięta!
- Mam pomysł: zdobądź jej zaufanie. Wtedy będziemy mieli ją po swojej stronie i przyda nam się jako przynęta, na inne demony. Ale nie zdradź się- kazał.
  Alec jest pierwszy na mojej czarnej liście. Drugi jest blondasek, trzecia brunetka, a czwarta najgorsza poczwara z mojej szkoły, która ma na sobie tony tapety i zachowuje się jak jakaś gwiazda. W zasadzie przy Isabelle jest jak aniołek...albo nie.
  Usłyszałam jedynie westchnięcie Jace'a i ich kroki, jak odchodzą. Teraz musiałam się skupić, jak się stąd wydostać. Podbiegłam cicho do okna i wyjrzałam. Bingo! Miałam szczęście! Moje okno, wychodziło na dach. Widziałam także kontenery. Mogłam odbić się od dachu i wskoczyć  do kontenera. Mało przyjemne, ale musiałam się stąd wydostać... Ale co z więźniami? Wysłałabym najwyżej demony, aby ich uwolniły...A co jeżeli oni ich wyłapią? Chyba, że zrobię sobie tędy wyjście...Mam! Gotowy plan działania. Pomoc Maxa mi się przyda. Przy okazji rozstrzygnę czy wezmę go ze sobą. Zależy czy tego będzie chciał. Ahh! Gdybym mogła skontaktować się z Vixen! Ona by mi pomogła. Szczęście, że miałam buty na koturnach. Mogłam łatwo rozwalić tą ścianę. Popukałam w nią najpierw lekko, potem odrobinę mocniej. Na mojej dłoni został kurz i sypiące się resztki ściany. Była krucha. Łatwa do rozwalenia. Muszę jednak zacząć ją skrobać w jakimś tajemnym miejscu, gdzie nikt nie zobaczy tej dziury. Wtedy na pewno bym się stąd nie wydostała. Za szafką będzie w sam raz. Teraz wystarczy dopracować resztę planu i po kłopocie!
  Clarisso Fray. Jesteś genialna.

niedziela, 2 września 2012

Rozdział IV


  Małe informacje: cieszę się, że niektórym podoba się mój blog. Jest co prawda mało komentarzy, ale... no cóż. Nie będę was szantażować, tak jak kiedyś jedna dziewczyna robiła na blogu, że im więcej będzie komentarzy, tym szybciej napisze następny rozdział, ale byłoby miło mieć dużo komentarzy. Ale to zależy tylko od was. Nikogo nie zmuszam, ale zachęcam do komentowania. 
Jak widzicie, jest też nowy szablon. Mam nadzieję, że się wam podoba. Długo na niego czekałam, ale opłacało się :D Z całego serca dziękuję Rowindale z blogu Malach Tow. 
Co do opowiadania to tak: chciałam wam pokazać dwie perspektywy opowiadania: to co się dzieje z Clary, ale także co z jej przyjaciółmi. Dlatego tak: jeżeli nie pisze nic, po środku, żadne imię bohatera- to jest perspektywa Clary. A kogo sobie obrałam, żeby pisać z jego perspektywy poza Clary? Z perspektywy znanej wam z drugiego rozdziału- Endless. Więc, jak będę pisała z jej perspektywy to jej imię będzie na środku i pogrubione, tak jak w tym rozdziale. 
To by było na tyle! Miłego czytania! 
IV Ratunku!
  Stanęliśmy przed drzwiami gabinetu tego Hodge'a. Z miejsca czułam zapach spalenizny. Jace otworzył przede mną drzwi i pokazał gestem, abym weszła. Stanęłam jak wryta. Nawet nie wiedziałam, kiedy Jace popchnął mnie na środek pokoju. 
  Nigdzie nie widziałam, aż tylu książek! Było ich tutaj chyba z dwa tysiące! Nawet w miejskiej bibliotece tyle nie ma. Wszystkie były obite w skóry, ale nie było na nich tytułów. Stałam na marmurowej podłodze, a ściany były wysadzane kamieniami, które lśniły jak diamenty. Na końcu pomieszczenia znajdowało się biurko, podtrzymywane przez piękne, rzeźby aniołów. Przy biurku siedział wysoki, ale garbaty mężczyzna o czarnych włosach, w których były siwe pasma i ciemnych oczach, ukrytych za okularami. Zaczął ilustrować mnie wzrokiem. Wstał z biurka i podszedł do nas.
- Dziękuję, że ją przyprowadziłeś, Jace- powiedział, ochrypłym głosem.
- Ja tu zostaję. Porozmawiajcie sobie- puścił moje ręce i stanął przy biurku.
- No dobrze- mruknął Hodge- Witaj demonico. Jestem Hodge Starkweather. Chcę ci zadać parę pytań i tyle.
- Wypuścicie mnie?- spytałam.
- Zostaniesz u nas, ale nie będziemy cię traktować tak...niegrzecznie i niegościnnie- wzruszył ramionami.
- Słucham- skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Więc...od czego tu zacząć? Skąd jesteś? Gdzie twoi rodzice?- Mogłam się spodziewać, że mnie o to zapytają- Ale nie próbuj kłamać! Mamy sposoby, aby wyczuć twoje kłamstwo- ostrzegł.
  Oj. Przed tym mnie nie ostrzegano. Kłamał? Poczułam na sobie czyiś wzrok. W ciągu sekundy poczułam na policzku draśnięcie pazurem i łaskotanie pióra. Przede mną leciał kruk, o lśniących, czarnych piórach. Przeszywał mnie niemal wzrokiem. Ale czy to on był ,,wykrywaczem kłamstw''? Tata kiedyś mi opowiadał, że są takie ptaki, które umieją czytać we wspomnieniach lub myślach. Ale czy ten mały był jednym z nich? Czy warto ryzykować? Wystarczy mówić wymijająco i może się uda.
- Jestem z Nowego Yorku. Rodzice mnie nie wychowują. Nie wiem gdzie są. Od lat mam innego opiekuna.- przyznałam.
  Hodge przyjrzał mi się uważnie, a potem spojrzał na ptaka i gwizdnął. Kruk przysiadł na jego ramieniu i patrzył na mnie badawczo.
- To Hugo. Będzie wiedział, kiedy kłamiesz. A teraz kolejne pytanie: czy kiedykolwiek kogoś zabiłaś?
- Nie!- zaprzeczyłam- W życiu bym nie zabiła człowieka!
  Jace prychnął. Spiorunowałam go wzorkiem i spojrzałam z powrotem na Hodge'a. Pokiwał głową w zamyśleniu.
- Okej: to jeszcze jedno. Czy ty kiedykolwiek wpadłaś na nocnych łowców?
  Oj. Tak. Dobrze to pamiętam. Krzyki rodziców, abym uciekała. Ryk łowców i ich wrzaski i śmiechy. Oślizgłe tunele. Rodzice, którzy uciekli beze mnie i mnie zostawili. Mój krzyk. Łzy. Ból i cierpienie. To, że wzięłam się w garść i uciekałam, ile miałam sił w nogach. To, że miałam szczęście i byłam przy domie Magnusa. Wszystko do mnie wróciło. Oczy zaszkliły mi się od łez. Z trudem powstrzymywałam się od płaczu. Zasłoniłam się włosami i zacisnęłam dłonie w pięści.
- Tak. Raz. Jak byłam mała- szepnęłam.
- No dobrze. Jace! Zabierz ją do pokoju. Niech tam siedzi. Później zanieś jej śniadanie- kazał.
  Jace znowu złapał mnie za nadgarstki, ale na niego nie patrzyłam. Pchał mnie ręką, aż w końcu wyszliśmy z gabinetu i skierowaliśmy się do mojego pokoju.
Endless
W tym samym czasie...
- To niemożliwe! Clary! Clarissa!- krzyczeli Simon i Magnus jednocześnie. Obydwoje byli zdruzgotani. Ja także, ale nic nie mówiłam.
  Siedzieliśmy w pokoju Clary. Kiedy przyszłam do Magnusa, aby wszystko mu opowiedzieć, Simon też tam był. Było mi tak głupio, że ukrywałam się pod zasłoną włosów. Gdybym jej tam nie zabrała! Byłaby z nami! To wszystko przeze mnie! Teraz pewnie strasznie cierpi. Nie mogłam spojrzeć Magnusowi w oczy. Traktował ją jak rodzoną córkę. Przeżywał to, to było widać. Ledwo powstrzymywał się od płaczu. Nawet Prezes Miau, jakby wszystko rozumiał rozłożył się na środku pokoju i miauczał rozpaczliwie. Wszyscy byliśmy zasmuceni i bliscy rozpaczy. A najbardziej ja. Gdyby nie ja... chciałam płakać, ale nie mogłam. Musiałam być silna.
  Simon podszedł do mnie i odsunął swoje ciemne włosy na bok. Długo ich nie przycinał i wpadały mu do oczu.
- Endless. Nie wiedziałaś, że akurat tam będą łowcy. To nie twoja wina- pocieszał mnie.
  Pokręciłam głową.
- To moja wina, Simon! Nie rozumiesz! To ja zaciągnęłam ją do Pandemonium! To ja nie chciałam wyjść, tylko uratować Grega! To przeze mnie poszła ona, a nie ja! To ja powinnam teraz być więziona przez łowców! To ja jestem winna!- rozpłakałam się i zaczęłam się trząść.
  Potrząsnął mną mocno i przytulił. Patrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami i głaskał po moich długich włosach.
- Spokojnie- szepnął mi do ucha.
  Drżałam ze strachu i niepokoju o Clary. A co jeżeli ją torturują, albo kto wie, co robią?! To powinnam być ja, a nie ona. To nie ona powinna cierpieć. Dlaczego byłam taka nieostrożna! Biedna Clary! Nie wiem, czy sobie wybaczę, jeżeli coś się jej stanie. Byłyśmy niczym siostry, a siostra nie naraża na niebezpieczeństwo, swojej rodziny. Nie wiedziałam co robić. Byłam w rozsypce.
  Magnus gwałtownie wstał z fotela, aż ten się przewrócił i rzucił się do telefonu. Wybrał jakiś numer i ustawił na głośnik. Pokazał nam na migi, abyśmy słuchali. Po trzech sygnałach odebrano telefon.
- Magnus?- rozpoznałam głos rozmówcy. Leonell. Przywódca demonów. Przygotowywał plan wojny, przeciwko Clave.
- Tak. Leonell. Łowcy porwali moją Clary. Pomożecie mi ją odzyskać?- spytał, ochrypłym głosem.
  Zapadła chwilowa cisza. Simon ścisnął moją rękę. Wiedział, że jeszcze bardziej się denerwuję.
- No dobra- odezwał Leonell- Jestem zdziwiony, że dała się złapać, chociaż... była w tym samym klubie co Greg, prawda?
- Tak, ale co to ma do rzeczy?- spytał Simon.
- Domyślam się, że skoro jest pan Lewis, to i panna Monroe. A teraz, wytłumaczę wam: Pandemonium jest rzadko odwiedzanie przez łowców, ale jeżeli złapią się na jednego demona, wiedzą, że natkną się na więcej. I to właśnie tam. To nasze ulubione miejsce, a teraz pewnie znienawidzone- wyjaśnił- Ale wracając do sprawy: oczywiście, że wam pomogę. Clary zbierała informacje o łowcach od czarownic i wampirów. Wiedzieli oni, gdzie można ich znaleźć i jakie techniki stosują. Raphael z pewnością też się zgodzi jej pomóc. Uwielbiał ją i... to cię wkurzy Magnus, ale w pewnym sensie podobała się mu. Szczęście, że on jej nie.
  Magnus spojrzał na mnie zdziwiony. Zachowałam kamienną twarz.
  O nie. Dobrze, że Leonell nie wiedział, że rzeczywiście ze sobą chodzili. Tydzień. Ale i tak Magnus by się wkurzył jak nic. Clary dobrze o tym wiedziała. Nienawidził wampirów, a zwłaszcza Raphaela. Ale co mogła poradzić, skoro ją oczarował? Pewnie dalej by byli razem, gdyby nie jego pewna wpadka...
  Przerwałam rozmyślania. Magnus zrobił się czerwony na twarzy. Zacisnął dłonie w pięści. I wtedy uświadomiłam sobie swój błąd.
  Słyszał moje myśli. Clary mnie zabije...O ile przeżyje, a na pewno. To silna dziewczyna. Zawsze dawała radę czy to w pojedynkę czy w dwójkę( ze mną).
- Magnus?!- odezwał się Leonell.
  Nie mów mu- poprosiłam. Pokiwał głową, że rozumie i opanował się.
- Od czego zaczynamy? Musimy szybko działać...
- Jutro ustalę plan. Pan Lewis i panna Monroe, pewnie będą brali w tej akcji udział?
- Tak- odpowiedzieliśmy jednocześnie.
- Świetnie. Jak to mówią: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Z Muszkieterów podłapałem- zaśmiał się lekko, ale zaraz spoważniał- No dobrze. Przyjdźcie jutro do hotelu wampirów. O północy. Do zobaczenia!- pożegnał się i rozłączył.
   Magnus odwrócił się do nas i skrzyżował ręce na piersi, jak to robiła Clary. Tęskniłam za nią.
- Wszyscy za nią tęsknimy- odparł- Chodź minął jeden dzień. Ale teraz: dlaczego mi nie powiedziałaś, albo ona, że chodziła z Santiago! Co się wydarzyło?!- zażądał wyjaśnień. Jego wzrok padł na Simona- Ty też o tym wiedziałeś?
- Nie. Nie wiedział- pośpieszyłam z wytłumaczeniem- Clary spierze mnie na kwaśne jabłko, ale dobra. Simon nic nie wiedział, bo w tym czasie był z innym klanem. Kiedy wrócił do Raphael'a, już ze sobą zerwali. A raczej Clary z nim zerwała. Bo było tak: po prostu chyba...jakiś tydzień po tym jak poszłyśmy do kryjówki wampirów, po informacje, przyznała, że Raphael jej się podoba. Ona także nie była mu obojętna. To było widać, gdy przybyłyśmy tam po raz pierwszy. Taka miłość, od pierwszego wejrzenia. W każdym razie: kilka dni po tym wyznaniu, zaczęli ze sobą chodzić. Chodzili ze sobą tydzień. Pierwszego dnia było jej cudownie. Chichotała z radości, czego nigdy u niej nie widziałam- wzruszyłam ramionami- Szalała z radości. Drugi dzień tak samo. Trzeci też. Ale czwartego dnia przyszła do mnie z płaczem. Powiedziała, że widziała, jak on całuje się z inną. Przyszedł do nas. Tłumaczył się i przepraszał Clary. Wybaczyła mu. Myślałam, że teraz będzie spokojnie, a tu...- klasnęłam w dłonie- Niespodzianka! Nakrzyczał na nią i kłócili się naprawdę ostro. Jeden dzień był spokoju, ale następnego z nim zerwała. Z tego, co usłyszałam, to on zrobił jej awanturę i uderzył w policzek. To by wyjaśniało czerwoną plamę na policzku, gdy do mnie przyszła tamtego dnia- powiedziałam, lekko zamyślona- Miałam takie podejrzenia, ale mówiła, że jedynie się o coś walnęła, no i pozostało mi jedynie jej uwierzyć. Miłość się skończyła.
  Simon wyraźnie zbladł i ukrył twarz w dłoniach. No tak. Przecież ona mu się także podobała. W zasadzie był w niej prawdziwie zakochany. Nie to co Raphael. Ale szkoda go, bo dobrze wiedziałam, że Clary złamie mu serce. Ona traktowała go jak brata. Nie ukochanego, tego jedynego czy jak tam mogłaby go jeszcze nazwać, gdyby było zupełnie na odwrót.
  Magnus musiał przeczytać moje myśli, bo jego wzrok znowu padł na Lewisa i lekko się uśmiechnął. Ale zaraz ten uśmiech zniknął i wróciła powaga.
- Okej. Możecie zostać na noc. Jest wolna kanapa i łóżko, w pokoju Clary. Muszę wyjść. Rozgośćcie się.- uśmiechnął się blado i niemal wybiegł z pokoju.
  Potrzebowałam trochę spokoju. Nie spałam tej nocy. A może uda mi się porozumieć z Clary przez sen? Często to robiłyśmy. Nie wiedziałam jaka jest ograniczona odległość, ale warto było zaryzykować. Wyplątałam się z objęć Simona i poszłam do jej sypialni. Położyłam się na jej łóżku i przekręciłam się na bok. Przymknęłam powieki.
- Endless?- powiedział Simon- Mogę...mogę położyć się przy tobie. Zawsze tak robiliśmy z Clary.
 Otworzyłam powieki i zamrugałam. Pokazałam mu, że może się położyć. Delikatnie ułożył się obok mnie. Cicho westchnęłam i poprawiłam poduszkę.
- Spróbuję się porozumieć z Clary, przez sen. Nie wiem czy się uda, ale warto spróbować.
- Endless- szepnął- Czy... ona kochała Raphael'a?
  Zaśmiałam się ponuro i zamyśliłam się.
- Wątpię, że prawdziwie ,,kochała''. Bardziej by tu pasowało, że była ,,zauroczona''. A i tak przy okazji: lepiej ukrywaj swoją zazdrość. Śmierdzi nią na kilometr- zażartowałam, mimo sytuacji.
  Zamrugał zaskoczony i rozkaszlał się. Spojrzał na mnie zażenowany i westchnął cicho.
- To widać?
- Można czytać ci z twarzy. Nawet dwulatek by cię przejrzał- zauważyłam.
- Przepraszam, ale...
- Daj mi spać- przerwałam mu- Spróbuję się z nią porozumieć. I jeszcze jedno.
- Co?
- Idź umyć zęby. Cuchnie ci z buzi starym hamburgerem.

Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy