sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział XXVIII

XXVIII
Vennis
  Tata właśnie kończył zabijać ostatniego demona. Gdy uciął mu głowę, opadła na podłogę i zaczęła się z niej sączyć trucizna. Z obrzydzeniem odskoczyłam od trupa i rozejrzałam się po salonie, a w zasadzie po tym, co z niego zostało.
  Wszystko było w zielonej truciźnie, przypominającej barwą sok limonkowy, meble były połamane, nie mówiąc o ścianach poplamionych w krwi demonów. Ogólne salon zrobił się nie do poznania, a ja po raz kolejny przeklęłam się w duchu, za tą sukienkę, która była w strzępach i ledwo się na mnie trzymała ( i zakrywała, co było dosyć krępujące). Zdążyłam zadzwonić do Janela ( jak się okazało, właśnie flirtował ze Sky i był strasznie wkurzony) żeby przyjechał. Bałam się, co powiedzą, jak mnie zobaczą w tym stanie. Że też Endless zmusiła mnie do założenia tej sukienki! W niej się gorzej walczy! Co ja bym dała za moje jeansy i bokserkę!
- Idź na górę- powiedział nagle tata z krzywym uśmieszkiem, w moim stylu.- Drugie drzwi po lewej. Rozgość się tam. Jest tam komoda i w drugiej półce są rzeczy Jade- wyszeptał imię mamy. Widać, sprawiało mu to ból.
  Wyglądał, jakby chciał się zapaść pod ziemię, więc pobiegłam po schodach na piętro, do tego pokoju. Pewnie to po nim odziedziczyłam tą chęć samotności, gdy jestem zdruzgotana. Wolałam wtedy być sama i wszystko przemyśleć. Nie chciałam, aby ktoś widział moje łzy, bo po co? Moje problemy, to moje problemy. Nikogo nie chcę w to mieszać.
  Weszłam do schludnie urządzonej sypialni, która pewnie była przygotowana dla mojej mamy i sięgnęłam po rzeczy, po czym wślizgnęłam się do chłodnej łazienki.
  Mniej więcej dziesięć minut później, stałam na schodach, ubrana w starte jeansy i szarą bokserkę z napisem ,, Zadarcie ze mną= ostry dyżur w szpitalu'' ( widać mama miała ten sam styl, co ja). Mokre włosy po prysznicu ,, spływały'' mi po ramionach, kręcąc się jak na zawołanie. Musiałam wyglądać jak dziewczyna z sąsiedztwa. 
  Usłyszałam ściszone głosy dochodzące z kuchni, jednak od razu wyczułam, że to Janel przyjechał. Mieliśmy taki szósty zmysł, że wiedzieliśmy z daleka czy jesteśmy w jednym budynku czy nie. Na luzie poszłam w kierunku kuchni i oparłam się o futrynę, komunikując: ,, gotowa do działania''.
  Janel nie przyjechał sam ( a jakżeby inaczej?). Sky w czarnej sukience za kolano, która podkreślała jej szczupłą figurę i nadawała jej włosom jeszcze jaśniejszy kolor, stała przy umywalce i patrzyła czujnie przez okno, podczas, gdy Janel gadał po cichu z tatą, który zdążył się  ogarnąć po walce. Obydwoje nawet nie zauważyli, że jestem, jednak Sky odwróciła wzrok od okna i uśmiechnęła się pocieszająco.
- Ciężki dzień?- spytała z troską.
  Nie mogłam zrobić nic innego, jak się uśmiechnąć. Naprawdę ją polubiłam. Nie wiedziałam dlaczego, ale dziewczyny z rodziny Monroe darzyłam dużą sympatią.
- A jakżeby inaczej- odparłam z krzywym uśmieszkiem- A u was coś się działo?- spojrzałam porozumiewawczo na Janela.
  Sky rzuciła mi spojrzenie typu ,, później pogadamy''. To musiało być coś super żenującego albo romantycznego. Albo jedno i drugie. Wzruszyłam ramionami i przysunęłam się do ,, moich mężczyzn''.
- O czym tak gadacie?- spytałam.
  Jan podniósł na mnie wzrok i pokręcił głową, wyraźnie zmartwiony.
- Coś się dzieje, Venn, coś złego. We wszystkich domach Nocnych Łowców i byłych, pojawiły się demony, takie jak te, które was napadły. Uderzyły z wielką falą uderzeniową. Raphael nam przekazał, a jego wampiry monitorują teren. Simon i Endless są z nimi.
- Jak to?- wytrzeszczyłam oczy- Z tymi włamaniami? Przecież nie atakują bezpośrednio, tylko się bawią i rzadko chodzą w tak zorganizowanych grupach. Poza tym, nie należymy do Clave, więc powinny dać nam spokój. Chyba, że...
- Nie chodzi o mnie- wtrącił tata, zapewne myśląc o tym samym, co ja- Nigdy nie miałem z nimi problemów. Tak jak wy, odłączyłem się od Clave. O co mogło im chodzić?
- Może chcą nas przechytrzyć- wtrąciła Sky z błyskiem w oczach.
  Tata spojrzał na nią zdziwiony, ale po chwili prawdopodobieństwo takiego pomysłu najwyraźniej do niego dotarło, bo pokiwał głową z uznaniem w stronę czarownicy. Janel przyglądał się jej przez chwilę, a potem ujrzałam w jego oczach coś na kształt szacunku i pewnego rodzaju uwielbienia. Mimo powagi sytuacji, z trudem powstrzymałam się od śmiechu. Sky była wyraźnie zadowolona z siebie i widocznie myślała o tym samym co ja, bo patrzyła się w oczy Janela, który odwzajemnił jej spojrzenie.
  Szkoda, że nie umiałam czytać w myślach. Byłaby niezła frajda. 
- Okej- powiedziałam, przerywając te ,, czułe spojrzenia'' gołąbeczków- Spytałabym się, gdzie jest Magnus, ale pewnie robi coś ważnego. Przejdę więc do sedna. Jak myślicie, czego mogli chcieć? 
- Może po prostu przyciągnęła ich wasza krew- podsunął Jan- Wyczuwają krew, a nie to, czy Łowca nadal jest w Clave czy nie.
- To bez sensu- powiedział tata- Nawet gdyby tak, zaatakowaliby również ciebie. W końcu jesteś Nefilim.
- Może chcieli zebrać o nas informacje, bo coś się szykuje?- wtrąciła Sky- Nigdy nic nie wiadomo, a teraz w Podziemiach panuje atmosfera.
- Gdyby chcieli zebrać informacje, nie atakowaliby nas i nie...- urwałam, bo nagle mnie olśniło.
  To prawda. W Podziemiu było gorąco, bo niedługo jest planowane powstanie, a wielu bało się niepowodzenia. Wbrew pozorom wszyscy chronili swoją skórę. Atakowanie byłych łowców po nic, jest bez sensu i nic nie daje, bo Clave się nami nie interesuje, ale zdobycie czegoś z nas, da im wiele. Bardzo wiele. Da im niszczycielską moc.
  Matko. Zaczynam się czuć jak Meredith Sulez z ,, Pamiętniki wampirów''.
- Oni chcieli naszej krwi-powiedziałam beznamiętnym tonem, pochylając się nad stołem. Byłam silną dziewczyną, ale na samą myśl ogarnęły mnie mdłości.- Źli czarownicy, działający na własną rękę, chcą uzyskać niszczycielską moc. Mogą ją wykorzystać poprzez różne rytuały. Do tego potrzebna jest jednak krew aniołów albo samych upadłych aniołów, ale tych co zostali wypędzeni niedawno z nieba. Ich krew wtedy ma w sobie coś diabolicznego, gorszego od waszej. Ciężko ją zdobyć, bo upadli niechętnie się nią częstują. Skoro więc żaden anioł nie upadł...
- Została im krew Nefilim- dokończyła za mnie Sky.- A skoro byli członkowie nie są chronieni, to łatwo można zdobyć tą krew. Wysłanie demonów, to była zmyłka, abyśmy pomyśleli, że chcą wszystkich wykończyć w zemście. Wtedy nie podejrzewalibyśmy jakiegoś czarownika o nasłanie demonów...
- I mogliby w spokoju rozpocząć rytuały, bez zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi. Wszyscy są tak zajęci powstaniem, że nie patrzą na to, co robią ci, którzy chcą działać na własną rękę. Niezły ruch, pytanie tylko: kto to wymyślił?- spojrzałam we wszystkim w oczy, aby upewnić się czy mnie słuchają- Trzeba się dowiedzieć kogo to sprawka. Jeżeli ta fala się znowu powtórzy, wielu prawdopodobnie nie będzie miało tyle szczęścia, co teraz. Trzeba...- urwałam, gdy moja komórka, leżąca na stoliku, zaczęła natarczywie wibrować. 
  Na wyświetlaczu pokazało się: Endless.
  Spojrzałam zdziwiona na telefon. Co ona mogła chcieć? Bez słowa odebrałam połączenie, po drugim sygnale. Zwykle mogła przesyłać swoje myśli do mnie i do Sky. Coś musiało się stać.
- Halo?
- Do diabła!- syknęła i po chwili rozległ się głuchy huk. Spojrzałam zdziwiona na telefon. Zbyt dobrze znałam ten dźwięk. Walka. - Macie natychmiast przyjechać pod Dumort! Demony atakują ze wszystkich stron! Ja... Simon!- wrzasnęła, a w jej głosie wyczułam, że ledwo powstrzymuje się od płaczu- Przyjedźcie, ale to ju...
  Koniec. Przerwało połączenie.
  Wszyscy widocznie usłyszeli naszą rozmowę. Janel zerwał się z krzesła i pobiegł do drzwi, zapewne w kierunku samochodu, ciągnąc za sobą Sky. Nawet nie zauważyłam, że tata wyszedł przed chwilą  z kuchni i po minucie pojawił się z workiem, w którym musiała być broń, bo co innego? Pochwyciłam swój sztylet ze stołu i wybiegliśmy z domu, w kierunku samochodu.



  Wiem, rozdział mi nie wyszedł. Nie miałam w ogóle pomysłu, więc przepraszam, jeżeli zawiodłam. 

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział XXVII

XXVII
- Więc jak to się stało, że się tu znalazłeś z tym chłopcem?- spytałam, gdy mijaliśmy kolejne lochy. Szliśmy tak przez dłuższy czas, więc chciałam coś zrobić, aby nie zacząć drżeć ze strachu, a rozmowa chyba była najlepszym rozwiązaniem- Przecież to nie wasze miejsce. Siedzicie w innym wymiarze i czekacie, aby uderzyć. Nie działacie bezmyślnie. Jesteście jednymi z tych mądrych demonów, a nie słabych i głupich.
- I to nas różni od innych- powiedział Shael, a mnie znowu przeszedł dreszcz- Oczywiście eidolony także nie są bezmyślne, ale reszta to zupełnie inna bajka, jak powiedziałaś. Weźmy np. Oni, które biją się jakkolwiek, byleby zabić swoją ofiarę. Każdy dobry Nocny Łowca umie się z nimi rozprawić. Tak samo Behemoty, które może i są bardzo niebezpiecznie i ciężko je zabić, ale nie są zbyt sprytne, a ich jedyną bronią jest zjadanie wroga, a to nie jest raczej zbyt przydatne, jeżeli przeciwnik ma pełen arsenał. Ale oczywiście...
- My to co innego- dodałam z krzywym uśmieszkiem na twarzy.
  Demon potrząsnął głową, jakby chciał pokazać, że się ze mną zgadza. Oczywiście nie widziałam jego twarzy, bo szłam za nim. Nie mogłam powstrzymać pytań, które cisnęły się mi na usta.
- Ale Shaelu, co tutaj robisz? Co się tutaj trzyma? Nie rozumiem. Czyżby tutaj był twój dom, a potem zbudowano Instytut? I jak przeżyłeś, skoro każdą ziemię pod budowę Instytutu się święci? Jak...
- Masz mnóstwo pytań.- uciął, a w jego głosie wyczułam rozbawienie- On ci na nie odpowie. Jest tutaj.
  Dopiero teraz rozejrzałam się po pomieszczeniu, które okazało się starą salą balową. Wszystko było pokryte kurzem i oplecione wielkimi pajęczynami. Bordowe ściany zblakły, dając barwę zgniłej papryki. Stół z ciemnego drewna, kiedyś pokryty pięknym obrusem i jedzeniem, wyglądał jak dawno zapomniany antyk, przykryty do połowy ciemnym prześcieradłem, a żyrandol w kształcie winorośli, wiszący na popękanym suficie był w opłakanym stanie, w dodatku coś fioletowego się do niego lepiło. Coś czułam, że wolę nie wiedzieć co to jest.
  Shael stanął przy ścianie i odwrócił głowę w stronę drzwi, które właśnie się otworzyły. Serce zaczęło mi być mocniej. Ten chłopiec... on nie mógł być zwykłym dzieckiem. Zwyczajne dzieci nie siedzą z demonami i tym bardziej nie przenikają czyiś myśli. Ogarnął  mnie strach, jednak pewnie stałam na nogach. On nie może być niczym strasznym...
  Zamrugałam, gdy zobaczyłam, że to sali wchodzi normalny, siedemnastoletni na oko chłopak, w dodatku bardzo przystojny. Był dosyć wysoki i  dobrze zbudowany, jakby chodził raz w tygodniu na siłownię- nie napakowany, ale muskularny. Srebrne włosy przypominające barwą księżyc, wiły się wokół jego twarzy jakby dopiero co wyszedł spod prysznica, a w czarnych oczach pojawiały się dziwne srebrne przebłyski. Wysportowaną sylwetkę podkreślały lekko podarte czarne jeansy i biała koszula, przez chwilą prześwitywały znaki w naszym języku, które oznaczały: ,, droga do pełni jest daleka''. Mimo tego, że był przystojny, wyglądał bardzo groźnie, jak zjawa z horroru. Pozory mylą, jak to mówią.
  Musiałam wyglądać na zszokowaną, bo lekko się uśmiechnął, ukazując śnieżnobiałe zęby. Okazało się, że ma kły jak u wampirów i w dodatku miał tak jak one nienaturalnie białą skórę. Był mieszaniną różnych istot, gdyż po chwili z łaskotem rozpostarł wielkie, grafitowe skrzydła, przypominające te u upadłych aniołów. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że ma w sobie demoniczną moc taką jak u czarowników.
- Dziękuję Shaelu, że przyprowadziłeś demonicę. Gdzie moje maniery?- podszedł do mnie wolnym krokiem, wziął moją dłoń i ucałował z błyskiem w oczach- Pewnie się mnie trochę boisz, ale nie musisz. Nie skrzywdzę cię. Jestem Devin, demoniczny anioł, a ty Clarissa, eidolon? Wiele o was słyszałem. Podobno jesteście lepsi od reszty, co zapewne jest prawdą. A tak z ciekawości, wiesz kim są demoniczne anioły?
- Potomstwo aniołów i wampirów, które dawno temu zostało strącone.- wyrecytowałam z jednej z książek Magnusa- Wiem o waszej rasie ze starych opowieści. Jesteście owiani legendą. Podobno Razjel zgładził was, gdy tworzył Nocnych Łowców.
- Razjel może i jest bardzo potężny, ale niewiele nam zrobił.- machnął ręką- Wielu co prawda zginęło, ale niektórzy przeżyli atak aniołów.  Jest nas chyba kilkunastu, sam nie wiem. Nie wychodziłem stąd od kilkudziesięciu lat, a wszystkiego dowiaduje się od mojego wiernego kompana.- wskazał na Shaela, który patrzył na nas uważnie, co mnie odrobinę krępowało. Devin jednak nie przejmował się jego obecnością.- Jestem tu uwięziony od wielu lat razem z Shaelem. To tu był mój dom i tu jestem uwięziony. Przez anioły, które wieki temu mnie znalazły, nie mogę sam opuścić tego miejsca. Z chęcią opowiedziałbym ci moją historię i zrobię to, ale wpierw urocza demonico; pewnie masz do mnie pytania. Zadaj je, nie krępuj się. Od dawna nie rozmawiałem z nikim nowym- uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
  W zasadzie miałam tylko jedno pytanie, które cały czas mi dokuczało. Nie mogłam się powstrzymać, od zadania go.
- Dlaczego użyłeś głosu małego chłopca? Myślałam, że jesteś dzieckiem...
- Bo nie przyszłabyś tu, a potrzebuję cię- przerwał mi ze spokojem- Bałem się, że cię spłoszę. Raz popełniłem taki błąd i drugi raz tego nie chciałem. Każdy ma swoje granice, moja droga, a ja nie chcę wystawiać ciebie na próbę. Pomyślałem, że jeżeli usłyszysz małe dziecko, bez wahania ruszysz na pomoc. Wyczuwam w tobie opiekuńcze instynkty. I miałem rację. Ale wpierw, chodź ze mną.
- Gdzie?- Głos mi się załamał. Dokąd on chce mnie zabrać?
  Uśmiechnął się tajemniczo, a w jego oczach błysnął ogień. Jednym skrzydłem dotknął moich pleców, jakby chciał mnie popchnąć. Zadrżałam, gdy poczułam miękkie pióra na skórze. Wziął mnie za rękę i pociągnął do kolejnych drzwi, trzymając blisko siebie. Pochylił się w moją stronę, jakby chciał mnie pocałować. Przeszedł mnie dziwny dreszcz. Nie odskoczyłam.
- Zobaczysz. Opowiem ci wszystko, po kolei. Wtedy zrozumiesz- szepnął mi do ucha i otworzył przede mną drzwi.
  
Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy