czwartek, 4 października 2012

Rozdział VII

Siemano. O to i wyczekiwany rozdział. Na następny  zła wiadomość: będzie musieli trochę poczekać. Sorry, że tak długo, ale szkoła daje w kość i poza tym mam jeszcze dwa blogi do rozkręcenia. Ciężko jest, ale trzeba dać radę :D O to i kolejny rozdział. Ma do was jednak małe pytanie: czy zmienić szablon na blogu czy nie? Odpowiedź napiszcie w ,, Wasze zdanie''. 
O to i rozdział.
VII Cierpienie
  Obudziłam się w pokoju. Zasnęłam. Rozmawiałam z Endless. Musimy ustalić plan. Chciałam znowu zasnąć, albo przynajmniej się zdrzemnąć tak, aby Endless złapała ze mną kontakt. Łatwiej jej złapać osobę śpiącą, a nie obudzoną, ale, gdy przymknęłam powieki, do pokoju weszła Isabelle.
  Nadal była zabójczo piękna, nawet w zwykłych jeansach i bluzeczce na ramiączka. Czarne włosy spływały z jej ramion, nadając jej tajemniczego i groźnego wyglądu. Patrzyła na mnie nienawistnym spojrzeniem. Jakby chciała mnie zabić wzrokiem. Pewnie miała na to ochotę.
- Demonica, nie będziesz cały czas spać. Idziesz ze mną.- zacisnęła ręce na moich nadgarstkach i pociągnęła, aż upadła na podłogę.
  Isabelle niemal ciągnęła mnie przez korytarz. Wszędzie było tysiące pokoi. Chciałam do któregoś uciec, aby nigdy tam nie weszła. Ciągła mnie dalej, po schodach, aż w końcu dotarłyśmy do sali treningowej. Wszędzie walały się miecze, podłoga była wyłożona miękkimi materacami, a liny zwisały na wysokości sufitu. Na środku sali stał Jace, a obok niego Max. Byli ubrani w stroje ochronne. Max patrzył na mnie z przerażeniem w oczach. Isabelle popchnęła mnie na środek i podsunęła nogę. Upadłam na materace.
- Max. Nasza ,,koleżanka''- wycedziła złowieszczo- pomoże nam cię wytrenować. Alec!
  Jej brat zjawił się raz dwa. W rękach trzymał kawałek liny i patrzył na mnie złośliwie.
- Pomoże, to znaczy posłuży... jako ofiara. Jace pokazał ci kilka dobrych ruchów. Teraz wypróbujesz je na niej- pokazał na mnie.
  Zadrżałam. Więc byłam workiem treningowym. Jak oni mogli?! Byli ludźmi czy maszynami do zabijania?! Poczułam wszechogarniającą wściekłość. Jeszcze zmuszali do wszystkiego Maxa! Szczyt wszystkiego!
- Przysięgam Na Anioła, że kiedy się uwolnię, nie daruję wam tego- syknęłam.
- Jak się uwolnisz- zaśmiała się- Jace. My idziemy. Zajmij się nimi.- kazała i szybkim ruchem wyszli z sali.
  Max patrzył na mnie przestraszony. Drżał. Bał się. Uśmiechnęłam się nieśmiało i podźwignęłam na nogi. Wstałam i wzruszyłam ramionami. Miałam wolne ręce, ale musiałam się zachowywać. Nie chciała, by Max jeszcze więcej się bał. Poza tym, muszę pilnować się, gdy w pobliżu jest Wayland.
- Walnij mnie. Nic ci nie zrobię. Zrób to- kazałam mu, pokazując miejsce, gdzie bije moje serce.
  Otrząsnął się i wyprostował się.
- Nigdy tego nie zrobię, Clary- pokręcił głową. Westchnął i spojrzał na Jace'a- Jace. Ja nie mogę. Ona jest dla mnie ważna.
  Jace spojrzał na mnie zaintrygowany. Nawet nie wiedziałam kiedy, był już przy mnie i ujął moją dłoń.
- Idziemy do parku. Tam poćwiczy. Tylko nie przestrasz ludzi- zaśmiał się.
  Był po naszej stronie? Myślałam, że będzie zmuszał małego, aby mnie uderzył. Nie powstrzymałam chichotu i wzruszyłam ramionami.
- Postaram się- obiecałam.
- Przy okazji kupimy ci jakieś ciuchy. Mam dużo kasy- obiecał.


- Walnij mocniej! Przyłóż się!- krzyczał rozbawiony Jace, wcinając jabłko.
- No dobra!- spróbował jeszcze raz uderzyć kukłę tak mocno, żeby się rozwaliła.
  Jace spełnił swoje słowa: zabrał nas do zagajnika, który znali jedynie nocni. Zaraz po zakupach. Spytałam się go wcześniej, czy nie boi się konsekwencji, ale jedynie wzruszył ramionami:
- Nie boję się Izzy. Traktują cię jak niewolnicę. Nie rozumiem ich. Nie znoszę demonów, ale ty akurat jesteś inna.- skwitował.
  Nie protestowałam. Nie chciałam naciągać Jace'a, ale sam się chciał wykosztować. W sklepie podawał mi różne rzeczy, które mogą mi się spodobać. Chciałam tylko jakiś T-shirt i spodenki, a on kupił mi z dwa T-shirty, spodenki jeansowe, dwie pary jeansów, dwie naprawdę śliczne bluzki i sukienkę, której nie chciałam. A on nalegał, abym ją wzięła. Była czarna- ze złotymi wzorami, na ramiączka, za kolano. Ładna, ale nie w moim stylu. Odsłaniała całe nogi i czułam się w niej niekomfortowo. On i tak ją kupił. I jeszcze szkicownik i potrzebne mi ołówki i kredki ( wymsknęło mi się, że uwielbiam rysować).  
  Teraz siedzieliśmy w tym zagajniku i zajadaliśmy się owocami, które Jace wykradł z kuchni. W zagajniku znajdował się magazynek, w którym było pełno broni i tak dalej. Wyjął stamtąd szmacianą kukiełkę i kazał Max'owi wyrobić w sobie siłę. Miał nawalać w tą kukłę, aż ją rozwali. Rysowałam go, w dumnej pozie.
  Jace zajrzał mi przez ramię i gwizdnął.
- Pięknie rysujesz- skwitował.
  Położył delikatnie głowę, na moim ramieniu. Zdziwiłam się tym gestem. Ufał mi?
  Westchnął ciężko i zaśmiał się.
- Więcej siły Max.
- Wiem!- krzyknął zbulwersowany.
  Przyda się tutaj rada fachowca.
- Wyobraź sobie, że to coś lub ktoś kogo nienawidzisz- poradziłam mu- Ja tak się uczyłam walczyć.
- Umiesz walczyć? Jest coś, czego o tobie nie wiem?- spytał Jace.
  Wyszczerzyłam zęby.
- Nie wiesz o mnie wielu rzeczy.- zauważyłam.
- Z chęcią je poznam- zaczął bawić się kosmykiem moich włosów, jakbyśmy byli... jakbyśmy znali się od wielu lat.
  Spojrzałam na Max'a. Przestał walczyć i przyglądał nam się z zaciekawieniem. Kukła była rozwalona, na strzępy. Max pewnie pomyślał, że flirtujemy. Jace podążył za moim spojrzeniem i odsunął się trochę.
- Rozprawiłeś się z tą kukiełką? Czy tylko ją lekko ,,zraniłeś''?
- Rozwaliłem. Clary! Miałaś mnie nauczyć, jak się walczy. Mówiłaś, że umiesz to od dziecka- przypomniał mi.
  Jace zaśmiał się lekko.
- Ciekawe jak walczysz. Pewnie coś w stylu ,, pijanego mistrza''.- skwitował.
- Oj, kotku, nie musisz mi zazdrościć, że walczę lepiej od ciebie. Sama to wiem- zachichotałam.
  To go zgasiło. Wstałam z miejsca i zaczęłam pokazywać ruchy, których nauczyła mnie Emeril.
Endless
- Kto tam?- podniosłam się z pościeli.
- Simon. Mogę wejść?- spytał nieśmiało.
  Spojrzałam na zegar. Już było po południu. Nie chciałam wstawać. Brakowało mi sił. Całą noc omawialiśmy plan ataku. Z tego co wiem, Simon zaniósł mnie na rękach, bo zemdlałam z przemęczenia. W każdym razie, nadal czułam, jakbym miała kości z waty. Przekręciłam się na bok:
- Wejdź- pozwoliłam.
  Simon wszedł powolnym krokiem. W rękach miał torbę. Nie widziałam co w niej jest, ale poczułam czekoladę. Mmmm. Chciałam wstać, ale Simon pojawił się w ciągu sekundy i popchnął mnie z powrotem na łóżko. Padłam z westchnieniem na poduszki i odgarnęłam włosy na bok.
- Nie musisz być aż tak brutalny, chodzący za dnia.- westchnęłam.
  Skrzywił się nieco. Nie lubił, gdy tak na niego mówiono. Wzruszył jedynie ramionami i usiadł obok mnie. Przykryłam się szczelniej kołdrą i zrobiłam mu więcej miejsca.
- Sorry, że cię pewnie obudziłem, ale mam dla ciebie jedzenie. Chyba z dwanaście godzin nie jadłaś porządnego śniadania.
- Miło, że się tak o mnie troszczysz.- mruknęłam i sięgnęłam do torby.
  Rzeczywiście. Były tam ciasteczka z czekoladą, karton soku pomarańczowego, kanapki z ogórkiem i szynką oraz kawałek ciasta z malinami. No nieźle. Nic nie jadł, ale potrafił przygotować syte śniadanie. A raczej kupić.
  Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po karton. Byłam strasznie spragniona, więc nie zawracałam sobie głowy braniem szklanki, tylko piłam prosto z kartonu. Simon zaśmiał się pod nosem i podał mi kanapek.
- Samym sokiem nie będziesz żyć- skwitował.
- A ty możesz samą krwią i nie robię ci przytyk- zauważyłam złośliwie.
  Spojrzał na mnie ze złością w oczach. Wkurzyłam go. Ale co mogłam poradzić? Wampiry i czarownice... nie żyją w zbyt przyjaznych stosunkach. Jest co prawda moim przyjacielem, ale często mnie irytuje. Głównie tym, że jest najbardziej tchórzliwym wampirem, jakiego w życiu spotkałam i jeszcze jego ,,tęsknotą'' do Clary. Kiedy do tego wampira dotrze, że ta dziewczyna nie jest nim zainteresowana?!
  Odpowiedź: chyba nigdy.
- Czego?- spytałam nieuprzejmie.
- Czego ode mnie chcesz, Endless?!- podniósł głos- Troszczę się o ciebie, a ty tak mi odpłacasz...
- Chwila!- przerwałam mu. Coś do mnie dotarło-Ty się mną tak zajmujesz, bo kiedy wróci Clary zobaczy jaki jesteś cudowny?!
  Zbladł jeszcze bardziej. Zacisnął dłonie w pięści i opuścił głowę. Więc miałam go. On nie troszczył się o mnie z odruchu czy czegoś tam, ale przez wzgląd na lisicę! Ale tupet! Wkurzyłam się jak osa. Rzuciłam w niego poduszką i rozrzuciłam rzeczy z torby na podłogę. Wszystko się porozsypywało, ale mało mnie to obchodziło.
- Wyjdź, Lewis- syknęłam.
  Podniósł na mnie wzrok. Cały się trząsł. Wyciągnął do mnie rękę, ale odsunęłam się i pokazałam mu palcem drzwi.
- Jazda stąd. Idź stąd Lewis, zanim sama cię stąd wyniosę.- warknęłam.
  Widać nie chciał ze mną zadzierać. Podniósł się z łóżka i skierował do drzwi. Otworzył je, ale na chwilę stanął.
- Endless...
- Idź- kazałam mu, nie patrząc w jego stronę.
  Usłyszałam jak zamyka za sobą drzwi. Wreszcie byłam sama...
- No nie całkiem- zaśmiał się głos za mną.
  Westchnęłam zirytowana. Doskonale wiedziałam, kto jest w pokoju. Odwróciłam się i skrzyżowałam ręce na piersiach.
  Stała tuż przy otwartym oknie.
  Vennis Shepard. Upadła anielica. Pewnie przechodziła moją ulicą i wyczuła moje zdenerwowanie. A nic ją tak nie interesuje, jak czyjeś zdenerwowanie. Lubi być tam, gdzie coś się dzieje. Jej brązowe loki, opadały na ramiona, a brązowo-czarne oczy patrzyły z rozbawieniem, spod ciemnych okularów. Chyba szła na jakąś imprezę, bo miała na sobie czarny top na jedno ramię i krótkie jeansowe spodenki. Na rękach miała motocyklowe, skórzane rękawiczki.
  Normalnie damska wersja Damona Salvatore z ,,Pamiętniki wampirów''.
- Damska wersja Damona? Podoba mi się takie porównanie- przyznała i zdjęła swoje okulary.
- Brakuje jeszcze tego, że jesteś wampirem- zauważyłam.
- Proste rozwiązanie: kupię kły, albo poproszę Simona, aby mnie zmienił. Lepiej to zrobić w Halloween  Wtedy nikt nie będzie mnie o nic podejrzewał...
- Vennis! Czego chcesz?!- zirytowała mnie.
  Oparła się o parapet i wzruszyła ramionami.
- Wyczułam, że się ostro wkurzyłaś i przybyłam. Doceń moją pracę.
- Jaką pracę, do diabła?!
- Taką, że w porę staram cię uspokoić. Jeszcze zrobisz coś głupiego, a tego chyba obydwie nie chcemy. Poza tym w podziemiach wszyscy gadają tylko o tym, że Clary jest u łowców. Znamy się długo i zamierzam jej pomóc. Poza tym, pomogę wam się dostać niezauważonym do Instytutu tego Starkweather'a. To jedyny Instytut w N. Y. więc jest tam na 100 %. Mogę się założyć o własne skrzydła.
- Nawet jeśli, to co...- przerwałam i uśmiechnęłam się chytrze. Vennis potrafiła mnie zaskoczyć.- Ty idiotko z piekła rodem. Masz plan, co nie?
- Zawsze coś mam, Monrnoe. Poza tym, przechadzałam się dzisiaj po parku. Przed chwilą w zasadzie. Widziałam tam naszą kochaną lisicę i jeszcze dwóch łowców. Jednego małego Maxa, a drugiego tego dupka Waylanda- splunęła za okno.
  Pogubiłam się.
- Jakiego Waylanda?- uniosłam brwi.
- Ach!- klasnęła w dłonie- Nie znasz największego dupka na świecie! Jace'a Waylanda! A raczej Jonathana. To największy podrywacz, jakiego w życiu spotkałam. Razem się wychowywaliśmy i to było okropne- wzdrygnęła się- Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Zabił najwięcej demonów, niż ktokolwiek w jego wieku, a ma dopiero 17 lat. W każdym razie: Clary niech się go wystrzega. Ten chłopak to jakaś pomyłka.- wzdrygnęła się.
  Powinnam pomyśleć, że ona wie gdzie jest Clary i kto ją przetrzymuje. Przecież ona wychowywała się w tym Instytucie! Więc...
- Powinnaś znać rozkład Instytutu- zauważyłam.
  Pokiwała głową.
- Znam jak własną kieszeń. A poza tym domyślam się, że to rodzeństwo Lightwood'ów ją przetrzymuje. Isabelle nienawidzi demonów. Alec to już w ogóle. Musimy ustalić wspólny plan.
- Masz asa w rękawie, prawda?- domyśliłam się.
- Dokładnie- przytaknęła- Mam plan. Z tego co wiem, Clary chce uwolnić wszystkich więźniów. Byłam u Leonell'a.- wyjaśniła, widząc moją zdezorientowaną minę- Pod Instytutem są tunele, które ja tylko znam. Tylko ja zapuszczałam się w ciemne zakamarki tej budowli. Starkweather i Lightwood'owie myślą, że jestem w Hiszpanii. Clave także. Upozorowałam swój wyjazd i mam problem z głowy. Nie mogę się doczekać ich min. Ale wracając: tunele prowadzą do miejsca, gdzie są więzienia, a one...
- Łączą się z pokojami- dokończyłam.
- Tak- zaczęła chodzić po pokoju- Po cichu uwolnimy wszystkich, uprzedzając ich wcześniej, aby pomogli i nam. Maxa też stamtąd wyciągnę. Clary pewnie też ma to w planach. Przeczytałam jej myśli, w parku. Czeka na jego zdanie. I ma dużo czasu. Więzienie ma mnóstwo cel. Niemal wszystkie są zapełnione! Uwolnienie ich zajmie dużo czasu. Starkweather przewidział wszystko i nie zmontował nic, co otwierało by wszystkie cele za jednym razem. Gdybyśmy się wzięli za ich uwolnienie, złapano by nas. Gdybyśmy z kolei pierw poszli do Clary, albo w czasie, gdy będziemy ich uwalniać, a kogoś wyślemy po lisicę, łowcy wyłapaliby nas wszystkich. Nie jest ich dużo: w zasadzie tylko Starkweather, Lightwood'owie i ich dzieci, w tym Jace, ale ten przebiegły Hodge ma w gabinecie bramę, przez którą w mgnieniu oka przejdzie 200 łowców z Clave! Wszystko trzeba starannie zaplanować. Boję się o Clary. Ta dziewczyna jest naprawdę silna, ale Alec i Izzy już nie jednego demona złamali. Wystarczy jeden fałszywy ruch, aby wszystko trafił szlag- pstryknęła palcami.
  Więc, trzeba być bardzo ostrożnym. Vennis ma rację. Ale czy Clary wytrzyma tam długo?
- Wytrzyma- powiedziała z przekonaniem- Obserwowałam ich. Nie mogłam po was przyjść, bo bałam się, że zaraz przyjdą posiłki z Clave. Jace zwykle działa sam, ale do zagajnika w którym byli, nie mogą wejść byli z Clave. Tam jest coś w rodzaju alarmu, więc, gdybym tam weszła, zaraz by mnie złapali. Ale wracając: Clary ma po swojej stronie Maxa... i chyba Jace- dodała zamyślona- Słyszałam jego myśli. On... chyba coś do niej czuje. Słyszałam jego podziw, gdy pokazywała małemu jak się walczy. Poza tym było parę uwag, że jest śliczna i odważna. Mam nadzieję, że albo da sobie spokój, albo naprawdę będzie coś do niej czuł. Nie zamierzam składać tej dziewczyny do kupy- skwitowała.
- Dzięki, Vennis- mruknęłam.
- Nie ma za co. Na mnie czas. Przyjdę jutro wieczorem. Przyprowadzić Vixen. Musimy pogadać z Clary. Spróbuję coś wykombinować.- podeszła do okna i wskoczyła na parapet.
- Okej!
- A i jeszcze coś- wychyliła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się złośliwie- Nie męcz już tego Lewisa. Chłopak źle zrobił, ale... No dobra. Nie będę udawać aniołka. Mam go skopać?
- Nie! To moja robota!
- No, jak chcesz. Jestem do usług!- krzyknęła radośnie i po chwili zniknęła.

4 komentarze:

  1. ciekawy rozdział. Mam nadzieje ze jak najszybciej postarasz się dodać nowy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Grzebie sobie po rejstrze i patrzę, czytam opis twojego bloga i zaintrygowana zaglądam. Oczywiście nie żałuję, bo mimo, że przeczytałam tylko najnowszy rozdział, to twoje opowiadanie bardzo mi się spodobało i mam nadzieje, że szybko nadrobię zaległości.;)
    Życzę weny!
    Mogłabyś zajrzeć do mnie na bloga? Dopiero zaczynam, więc byłoby mi bardzo miło gdybyś wyraziła swoją opinię. :) Z góry dziękuję!
    http://prawdziwe-odbicie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu co za głupie komentarze ! Dodaje komentarze a za moment patrze ani jednego mojego koment. nie ma ! No to pisze jeden komentarz z przeprosinami i że komentowałam ale się nie dodały ... wchodzę za 5 minut okazuje się że wszystkie komentarze są na swoim miejscu + jeden z przeprosinami za to że ich nie ma -,- i muszę je usuwać ! Sorka ale po prostu nie wyrabiam ... to samo się działo z Onetem ! ;( Co do rozdziału świetny ;D czekam z niecierpliwością na nast . Gdybyś mnie mogła informować byłoby świetnie ;] moje gg ponieważ aktualnie nie prowadzę żadnego bloga - 20 36 27 69 ;) Pisz dalej słońce liczę na cb !

    OdpowiedzUsuń

Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy