czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział XI

XI 
- Clary, dlaczego nic nie jesz?- spytał troskliwie Max, widząc na moim talerzu niedojedzone ziemniaki i kotleta.
- Nie jestem głodna, Max- przyznałam i odsunęłam od siebie talerz, po czym starannie owinęłam się kocem.
  Od tego ,,snu'' minęło kilka godzin. Zdołałam przekonać Hodge'a, że nic mi nie dolega i teraz siedziałam, w swojej sypialni, zajadając obiad wraz z moim ulubionym towarzyszem- Maxem. Starałam się zachowywać normalnie, ale nie mogłam powstrzymać strachu i niepokoju. 
  Drżałam na samą myśl o przemianie. Przekazy Magnusa mówiły, że przemiany były dosyć bolesne. Ja jednak nie bałam się bólu, ale tego, że przemiana będzie prawdopodobnie widoczna. Ale jak mam ją ukryć, skoro nie wiem jak to wszystko będzie przebiegać? Teraz przydałyby mi się jakieś wskazówki! Cokolwiek. Każda informacja była dla mnie ważna, ale nie mogłam przecież prosić Maxa o wydobycie wskazówek od Hogde'a. Tylko bym się zdradziła.
  Max zaczął stukać w swój talerz, co skutecznie wyrwało mnie z zamyślenia. Nad czymś się zastanawiał. Przypominał jakiegoś mędrca: siedział po turecku, z pochyloną głową. Było to trochę dziwne. Potrząsnęłam nim lekko, aż wrócił do świata żywych i podniósł na mnie wzrok . Spojrzała na niego zdumiona i zaczęłam przeczesywać palcami jego włosy. Jakbyśmy byli rodzeństwem- uzmysłowiłam sobie po chwili.
- Nad czym tak się zastanawiasz? Od mojego pobytu, nie widziałam cię tak zamyślonego. Czy coś się stało?
- Nic, nic, ale... mogę ci zadać jedno dosyć krępujące pytanie? Krępujące raczej dla ciebie?- zrobił się cały czerwony.
  Zdziwienie. To wyrażała moja mina. A co krępującego chciał mnie zapytać? W głowie szukałam takiego pytania, ale nic nie wymyśliłam. Niby co jest tak... głupiego, że Max zrobił się czerwony? Nie znałam go co prawda długo, ale jednak nie widziałam, aby kiedykolwiek się rumienił.
- Pytaj o co chcesz- wzruszyłam ramionami.
- Czy ty możesz mieć dzieci?- wyrzucił z siebie.
  Tego się nie spodziewałam. Czy mogę mieć dzieci... i teraz do mnie dotarło, dlaczego nasunęło mu się to pytanie. Dlatego, bo po pierwsze: mogę być nieśmiertelna, a z tego co wiem nieśmiertelni rzadko mają swoje prawdziwe dzieci. Ale przecież mówiłam mu, że mam rodziców! Pomyślał, że byłam ich adoptowaną córką i... 
  Nie mogłam się powstrzymać. Wybuchnęłam głośnym śmiechem, aż kanapa się zatrzęsła. Opadłam na poduszki i niemal zaczęłam się krztusić ze śmiechu. To co mi przyszło do głowy, było chyba najbardziej niedorzeczną i zwariowaną rzeczą, jaka kiedykolwiek przyszła mi do głowy. Ale czy moje podejrzenia są słuszne? 
  Ochłonęłam trochę, choć pewnie byłam czerwona jak burak. Jak zwykle- głupia reakcja.
- Na co ci to?- spytałam, rozluźniona- Chcesz poślubić jakąś demonicę i mieć z nią gromadkę dzieci? Wiesz, w sumie chyba widziałam jedną w twoim wieku, naprawdę śliczną...
- Przestań!- zaczerwienił się.
 Zaśmiałam się lekko i zmierzwiłam mu włosy.
- My... możemy mieć dzieci. Moja mama przecież urodziła mnie, co nie?- wskazałam na siebie- Możemy być nieśmiertelni, jeżeli tego zechcemy. Decydujemy o tym... po pewnej sytuacji. Nie wiem jakiej- kłamałam, ale musiałam. Jeszce Hodge będzie chciał coś od niego wyciągnąć.- W każdym razie, możemy mieć dzieci. Ale powiedz mi, dlaczego się o to pytasz?
- Bo... Jace obiecał mi, że się tobą zaopiekuje jeżeli spytam się o to.- jego policzki przybrały odcień szkarłatu, a głowę miał opuszczoną- Wiem, że to głupie pytanie, ale Jace ma tu co prawda mało do powiedzenia, ale dużo do robienia. Może ci bardzo dużo pomóc.
  To mi odjęło mowę. Po co Jace miał się mną przejmować? I po co mu to głupie pytanie? Do głowy przyszła mi tylko jedna irracjonalna myśl: że mu na mnie zależy. Ale to niedorzeczność! Łowca kochający demonicę? No czegoś takiego to nikt nie słyszał. Nie ma co: skandal na skalę światową.
  Ale... to by wyjaśniało jego troskę. Był przecież łowcą wszech czasów. Mógł mnie zabić od razu, ale zamiast tego- bronił mnie. Jego troska na pewno nie uszła nikogo uwadze...
  To szaleństwo. Nigdy nie mogę do siebie dopuścić takiej myśli. 
  Nagle przeszedł przeze mnie jakby prąd. Dostałam drgawek i zaczęłam wymiotować krwią. Max zaczął coś wrzeszczeć, ale nie mogłam rozróżnić słów. Osunęłam się na podłogę i uderzyłam głową o kanapę. Poczułam, że krew przylepia mi włosy do skroni. Ktoś uniósł mnie, ale ból był zbyt silny, abym mogła coś wyczuć. Pod palcami poczułam jedynie ciepło czyjejś skóry i jedwabiste włosy. 
  Jace?
Endless
- Co widziałaś?! Do diabła, Nadine!- szarpała ją Vennis.
- Przestań!- przywołałam ją do porządku i z troską spojrzałam na moją kuzynkę- Nadi. Co widziałaś? Co cię tak przeraziło?
  Nadine wróciła do siebie i spojrzała na nas z zawstydzeniem, ale i przerażeniem. Czego ona tak się bała? Z zimną krwią usiadła na swoim miejscu i potrząsnęła głową, jakby nie mogła uwierzyć w to co widziała. Cokolwiek to było. Splotła palce i westchnęła cicho, po czym spojrzała na nas z napięciem.
- Clary... jej przyszłość jest niejasna. Teraz będzie przechodzić przemianę, a jej losy będą się przeplatać z losami złotowłosego i małego...
- Maxa i Jace'a- szepnęła Vennis-  Jeszcze przemiana. Muszę stąd iść.- Vennis czym prędzej wybiegła z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami.
  Spojrzałam na nią zdezorientowana. Rzadko coś mogło wytrącić ją z równowagi. To musiała być grubsza sprawa. Chciałam za nią pobiec, jednak musiałam wysłuchać Nadine i dowiedzieć się co się dzieje.  Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na siostrę z oczekiwaniem.
- Przemiana... to dosyć bolesna sprawa. To ci wyjaśni Vennis. Clary... jej przyszłość nie jest jasna. Ona wyjdzie z tego, ale w chwili gdy wychodzicie z nią na rękach.. obraz się rozmazuje i nic nie widzę. Nie mogę wam powiedzieć czy na 100 % będzie cała. Odbijecie ją, ale nie wiem...
-Czy żywą- dokończyłam z goryczą.
  Nadine jedynie pokiwała głową.  
  Chciałam uciec stąd jak najszybciej. Obraz martwej Clary... czułam, że serce mi zaraz pęknie. Musiałam się stąd wyrwać.
  Podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę.
- Przyszłość jest nieodgadniona, ale mamy na nią wpływ- powiedziała Nadine. Nawet się nie odwróciłam w jej stronę.
- Jesteś wyrocznią. Czy... przyszłość można zmienić?- spytałam łamiącym się głosem.
- To my tworzymy przyszłość. To od nas zależy koniec tej książki. Z powodu naszych wizji, nikt nie powinien rezygnować. Wiem, że nie zrezygnujesz z odbicia Clary. Ja też wam pomogę. Nie możesz jednak stawiać wszystko na jedną kartę... Myśl jak nasza babcia Lyss. Ona była bardzo sprytna. Ty też jesteś bystra. Poddaj się naturze czarownicy.
  Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wyszłam bez słowa pożegnania i czym prędzej skierowałam się w stronę domu.  
  Czeka mnie kolejna zarwana noc- tego byłam pewna. Ale nie mogę się poddać. Nie teraz.



Wiem, że krótki rozdział, ale nie mam czasu napisać dłuższego, do tego klawiatura zaczyna mi szwankować. Chciałam coś dodać, bo długo czekaliście i widzę, że niektórzy się niecierpliwią, Następny rozdział będzie dłuższy. 
  

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział X

Rozdział X
  Jeny, zemdlałam. Coś naprawdę się ze mną działo. Zwykle byłam silna i zdrowa jak ryba, a teraz? Nic tylko źle się czuję i mdleję. Brakuje jeszcze tego, aby ,, książę z bajki'' mnie wybawił z opresji.
  Obudziłam się na tej samej polanie, na której rozmawiałam z Endless. W mojej podświadomości. Ale teraz, to miejsce wyglądało inaczej.
  Ziemia pode mną była zimna. Na niemal czarnym niebie nie było słońca, które by mnie ogrzało, albo, które byłoby widoczne, a całą polanę porastała jedynie czerwona trawa. Żadnych kwiatów tylko czerwona trawa, która w dodatku zostawiała plamy na mojej skórze i ubraniu.
  Zdezorientowana tym widokiem, wstałam i zaczęłam się rozglądać. Co tu się stało? Czy to przez to, że ,, zachorowałam''? To przez moje złe samopoczucie? To były jedyne wytłumaczenia, które przyszły mi do głowy. Jedyne rozsądne wytłumaczenia.
- To mój świat- rozległ się czyiś głos.
  Mój głos. Tyle, że ja nic nie powiedziałam. Odwróciłam się w stronę głosu i zamarłam z przerażenia i zdziwienia.
  W moją stronę zmierzałam... ja sama, tyle, że bardziej przerażająca. Rude włosy powiewały na wietrze, czerwona sukienka ciągnęła się po ziemi, a w każdym miejscu gdzie dotknęła ziemi, wyrastały czerwone róże. Dziewczyna, która wyglądała identycznie jak ja, uśmiechnęła się do mnie ponuro i podeszła. Jej połyskujące jak u wampira oczy, najbardziej mnie przeraziły. Wyglądały jak dwa szmaragdy, wzniecone przez płomień, otulone wachlarzem długich rzęs.
  Nie chciałam wierzyć własnym oczom, że... sama stoję przed sobą?
  Dziewczyna zaśmiała się ponuro i pokręciła głową.
- Uspokój się, Clary. To mój świat. Jestem twoją... demoniczną stroną. Jeszcze nie obudzoną. W tobie kryje się wiele instynktów, ale jeszcze nie są aktywowane. Teraz właśnie się powoli przemieniasz. Nie pamiętasz tych ksiąg od Magnusa? Tam były wzmianki o przemianach demonów.
  W oka mgnieniu przypomniałam sobie stosy książek o demonach, które któregoś dnia ,, pożyczyłam'' od Magnusa. Tam było coś o przemianach.
- Podczas przemiany uzyskujemy ,, właściwy wygląd'', nasze charaktery będą wzmocnione tak samo jak umiejętności... ale nie jesteśmy nieśmiertelni- przypomniałam sobie ten tekst.
  Druga ja pokiwała głową.
- To prawda. Podczas przemiany, powoli zacznę ,, wychodzić'' z ciebie i staniesz się w zasadzie mną. To jaką mnie widzisz... to stanie się tobą. Niestety to następuje w takim momencie, a nie mam wpływu na przemianę. Będziesz musiała ją przejść, w Instytucie.
- A Endless będzie wiedziała o mojej przemianie?
- Będzie, ale dowie się dopiero wtedy, gdy spróbuje wejść do twojego umysłu. Ona jest wyszkoloną czarownicą. Gdy tylko zobaczy ten świat zorientuje się, co się dzieje. Vixen pewnie też się zorientuje, chociaż jeszcze nie przeszła przemiany. Ostrzegam cię jednak, że przemiana jest dosyć bolesna. Łowców pewnie nie będzie to obchodzić, ale zacznie, gdy się skończy. Wątpię, że Starkweather opowiadał im o demonach, które przeszły przemianę. Mało jaki łowca, potrafi zabić demona w pełni sprawnego. Przemiana dotyczy tylko naszego gatunku, inne demony tak nie mają, przez co są słabsze od nas, ale w sumie powinniśmy się z tego cieszyć. Jesteśmy silne i poradzimy sobie. Grega dlatego zabili, bo on nie przeszedł przemiany. Przemiana zachodzi kiedy chce. Niby dlaczego Łowcy nas zabijają, gdy jesteśmy już dziećmi? Żeby nasza moc nie wzrosła. Takie nasze życie.- wzruszyła ramionami, czekając na moją reakcję.
  Nie wiedziałam, co robić. Zaraz oprzytomnieję, czułam to. A co jeżeli Alec i Isabelle, będą chcieli coś mi zrobić, podczas przemiany? Z tego co słyszałam to okres, podczas którego rozwijają się nasze zmysły, w tym zmysł dotyku, więc to będzie męczarnia. Nie miałam jednak wyboru. Musiałam jakoś ukryć swoją przemianę, co na pewno będzie trudne. A potem ją wykorzystam, jeżeli w ogóle dożyję.
  I wtedy nad łąką rozpętała się burza. Błyskawice zaczęły uderzać w drzewa wokoło polany, a ciemne chmury przysłoniły niebo. To chyba oznaczało, że minął nam czas. Mina drugiej ja, mówiła sama za siebie. Zmarszczyła czoło czymś zmartwiona i uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Miała nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Pomachałam jej i wtedy uderzył we mnie piorun...
- Clarissa.- usłyszałam szept Hodge'a- Czy coś się stało? Chcesz mi coś powiedzieć?
  Nie otworzyłam oczu, ale wiedział, że jestem już przytomna. Ścisnęłam ręce w pięści i uśmiechnęłam się zawadiacko.
- No cóż, Hodge. Nie mam ci nic do powiedzenia.
Endless
- Po co tu jesteśmy?- spytała Vennis, patrząc nieufnie na mijanych czarowników.
- Muszę pogadać z moją kuzynką. Proszę, bądź dla niej miła- kazałam i przystanęłam przed naszym celem.
  Co prawda już chciałam iść spać, ale musiałam coś załatwić u mojej kuzynki. Nadine była medium, więc mogła mi powiedzieć, co będzie się działo dalej. Mieszkała ona w jednej z uliczek opuszczonego Chinatown.  Jedną z uliczek pod drugiej stronie miasta zagarnęły wilkołaki, a tą tutaj niedaleko centrum wzięli sobie Dzieci Magii czyli czarownice, czarownicy, magowie, czarodzieje i media wraz z wyroczniami. Dla ludzi budynki na tej ulicy były ruinami, a istoty, które tu chodziły- niewidzialne. jednak za czarami ukrywały się wspaniałe budynki, a Dzieci Magii chodziły sobie beztrosko bez obawy o to, że ktoś ich zobaczy. Wtapiając się w tłum również stałyśmy się niewidzialne. Byłam powszechnie znana w tej części, więc nie miałam problemów z dostaniem się do ,, Odgadnięta przyszłość''- sklepu, gdzie Nadine przywoływała do siebie wizje i mówiła o tym, co się stanie w przyszłości, w zamian za co dostawała kasę. Ja miałam wizję za darmo, więc w sumie miałam same plusy. Wzięłam ze sobą Vennis, aby poznała Nadine oraz trochę polubiła Dzieci Magii, do których jak mówiła ,, czuła taką miłość jak bocian do żaby''. Nas lubiła, ale reszcie nie ufała. Może kiedyś coś jej zrobili? Wszystko możliwe.
  Delikatnie zapukałam w drzwi sklepu i weszłam do niego. Nikogo nie było, a drzwi od ,, gabinetu'' Nadine były otwarte, zachęcając do wchodzenia. Kiedy przestąpiłyśmy próg, Vennis mimowolnie się skrzywiła przez rozchodzący się zapach palonych ziół, który był bardzo gryzący, ale ja się do niego przyzwyczaiłam. Kiedyś pomagałam Nadine w sklepie. Wzruszyłam jedynie ramionami, zajęłam swoje miejsce na fotelu po czym wskazałam jej, aby usiadła na krześle.
   Nadine mogła się pochwalić dobrym gustem. Ciemnofioletowe ściany uspokajały mnie i wprowadzały w stan odprężenia, zapachowe świece zachwycały swoim kwiatowym zapachem, a magiczne zasłony dawały poczucie prywatności. Służyły one do zagłuszania rozmowy między Nadine a klientem, aby nikt nie wykorzystał jego przyszłości. Wszystko urządzone z myślą, aby klientom było jak najlepiej.
  Jak na zawołanie, Nadine wyszła z pokoju obok i uśmiechnęła się na mój widok. Jej złote loki splecione w wymyślny warkocz spływały niemal na jej plecy, a orzechowe oczy wyglądały przyjaźnie i tajemniczo. Jak zwykle założyła swoją ulubioną, złotą sukienkę z ramiączkami, która podkreślała jej piękne kształty i brzoskwiniowy odcień skóry. Zawsze zazdrościłam Nadine wyglądu, ale starałam się tego nie okazywać. Byłyśmy w bardzo dobrych stosunkach i nie zamierzałam tego psuć, przez moją głupią zazdrość.
  Vennis spojrzała na nią nieufnie, ale siedziała cicho. Nadine zaśmiała się lekko i wyciągnęła rękę do Vennis. Kiwnęłam głową, aby jej odpowiedziała. Nadal nieufna podała jej dłoń i kiwnęła głową na powitanie.
- Hej, Endless. To pewnie Vennis Shepard. Jestem Nadine Lynn. Słyszałam o tobie i nie masz się czego bać, cokolwiek to jest- dodała widząc jej wrogość.
  Vennis uśmiechnęła się nieśmiało i rozluźniła. Czuła się już trochę lepiej.
- Nadine, potrzebujemy twojej wizji.- zabrałam głos i odsunęłam włosy z twarzy- Stawką jest życie Clary i być może Podziemnych...
- Znam tą historię i wszystko wiem. Moje wizje was wyprzedzają. Więc czego chcecie się dowiedzieć? Czego konkretnego?- spytała, siadając na przeciwko nas i patrząc na swoją szklaną kulę, która nie była żadną fałszywką, ale prawdziwą kulą, która pokazuje przyszłość.
- Najpierw chcemy wiedzieć czy czekają nas niespodzianki czy trudności w odbiciu Clary...
- To nieuniknione Vennis. Zawsze będą jakieś trudności- zauważyłam.
- Dobrze, że Vennis pyta... już...- Nadine skupiła się na kuli i na obrazie, który zaczął się wyłaniać spod mgły.
   Nie był to obraz, a tyle co symbole, które znały tylko media i wyrocznie. Inni tego nie znali. Z tego co mówiła Nadine, to była trudna sztuka do nauczenia się tego, ale dawała dużo satysfakcji i korzyści.
- Co widzisz?- spytała niecierpliwie Vennis.
- Oczywiście będą małe trudności. Clave jest czujne i w Instytucie są dodatkowe siły, o których nic nie wiecie...
- Piwnica- uświadomiła sobie nagle Vennis- Nigdy nie wolno nam było tam wejść. Mnie nigdy nie udało się tam dostać. Mogłam się domyślić, że ktoś lub coś tam jest.
- Nic więcej wam nie powiem. Są zakłócenia wywoływane przez Clave. Słucham dalszych pytań.- spojrzała na nas z oczekiwaniem.
  Teraz najważniejsze pytanie. Resztę dopytamy się potem.
- Czy... Clary przeżyje? Czy my ją odbijemy? Czy... Nadine!- krzyknęłam, gdy dziewczyna nagle osunęła się na ziemię.
  Zemdlała. Próbowałam ją ocucić, a Vennis ją podniosła i posadziła z powrotem na swoim miejscu. Po chwili się obudziła i spojrzała na nas z przerażeniem w oczach. Czy... to oznaczało, że Clary zginie?! Sama myśl o tym wywoływała we mnie mdłości. Vennis pomyślała pewnie o tym samym, bo widziałam, że to ona niedługo zemdleje, choć starała się to ukrywać. Uklękłam przy Nadine i położyłam swoją zimną rękę na jej.
- Nadine... powiedz, co nam się stanie. Co cię przeraziło- wyszeptałam.


Sorry, że długo czekaliście. Nie miałam kiedy napisać. Czekam na wasze komenty :D
 


  

poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział IX

Sorry, że tak długo na mnie czekacie. Nie ma na mnie usprawiedliwienia i sorry. A i do Anonimowego: ja piszę dla siebie, ale chcę jednocześnie zobaczyć, czy moje pisanie coś znaczy, bo nie chcę, abym pisała i nic potem nie osiągnęła. Z tego głównie chcę żyć w przyszłości, a nie wiem czy się nadaję. Przecież jest miliony nieodkrytych pisarzy, a ja nie chcę pisać na marne. Dlatego założyłam ten blog i jeszcze inny, aby zobaczyć czy moje pisanie ma sens.
Miło, że nowym na blogu się podoba. Staram się pisać szybko jak mogę i kiedy mam czas, a teraz nie mam zbyt dużo wolnego czasu, a do tego ten blog plus jeszcze jeden. Więc wiecie, ledwo wyrabiam, ale jestem czasem usatysfakcjonowana z moich osiągnięć. I mam nadzieję, że coś odniosę z pisaniem.
Okej, o to i kolejny rozdział.

IX Plany
- Jak to?! Niemożliwe! Krokodyle nie żyją w kanałach!- zaprzeczył Max, kręcąc głową ze śmiechem.
- Uwierz mi, że tam są. Sama je widziałam. Kiedyś je sfotografuje i ci przyniosę zdjęcia. To jeden z mało znanych faktów: krokodyle żyją w kanałach.- powiedziałam stanowczo, opatulając się kocem.
  Po zajściu z Alec'em siedziałam w salonie wraz Max'em na kanapie. Max błagał Hodge'a, aby dał mi kilka kocy i je dostałam wraz z kubkiem parującej, gorącej czekolady. Wszyscy łowcy byli w sali treningowej, a ja siedziałam z Max'em i próbowałam nie myśleć o tym zdarzeniu. Czego chcą ode mnie Isabelle i Alec? Dlaczego jestem dla nich aż tak uciążliwa? Okej, jestem demonem, oni je zabijają, ale jestem też w połowie człowiekiem. Też mam uczucia, a oni zachowują się jak roboty. Nie mogłam nawet sobie wyobrazić, że Max będzie taki jak on. Tak bardzo chciałam z nim pogadać i zabrać go do Magnusa, ale nie mogłam. Czułam, że cały czas jestem obserwowana. Miałam związane ręce, przynajmniej do czasu następnej rozmowy z Endless.
  Za drzwiami rozległy się głośne krzyki. Max i ja drgnęliśmy ze zdziwienia. Sprzeczali się o coś i to naprawdę zajadle. Czułam to. Przyłożyłam ucho do ściany i zaczęłam w skupieniu nasłuchiwać:
- Co ty wyprawiasz, Alec?!- rozległ się krzyk Waylanda- Nie  rozumiem cię. TO JEST DZIEWCZYNA, a nie worek treningowy!
- Mówisz tak, bo ją lubisz!- odparł Alec i walnął w któryś z mebli, aż zatrzeszczało coś- Szukasz kolejnej dziewczyny do podrywu! Ile ty już ich miałeś?! Z dwanaście?! Z każdego gatunku! Zaliczyłeś wszystkie jako swoje dziewczyny poza demonicami! Czy ty bawisz się w jakiegoś casanowę!? Ta dziewczyna nigdy nie powinna żyć! Powinno się stać z nią to z resztą! Powinna umrzeć! Jest zmorą tego świata, tak samo jak jej pobratymcy!
  Zmorą?! Na to słowo wyprostowałam się, czerwona z gniewu i zacisnęłam palce w pięści, żałując, że nie mogę rozgnieść kości Lightwood'om. Przysięgam na Anioła, gdy się uwolnię, nie popuszczę tego płazem. I innych czynów także. Strzeż się Alec. Strzeż się Isabelle.
- Alec ma rację!- usłyszałam Isabelle- Hodge, dlaczego jej bronisz?! Weźmiemy Maxa z dala od niej i zrobisz coś, aby cierpiała. Albo my to zrobimy. Aby nigdy więcej nie zbliżyła się do małego. Musimy go chronić za wszelką cenę, a życie jednego demona nie jest warte tyle co życie łowcy- powiedziała zimno.
  Przemógł mnie gwałtowny dreszcz. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę, a łowcy niestety słynęli ze swoich bolesnych tortur, od których tylko chciało się umrzeć. To mój koniec.
  I wtedy poczułam ból w kościach. Jakbym żywcem płonęła. Moje ręce zrobiły się całkiem czerwone i pokryły się czarnymi plamami, które na moich oczach zaczęły pojawiać się na całych ramionach. Dostałam ostrego ataku mdłości, aż skuliłam się i złapałam za brzuch. Z trudem utrzymywałam w żołądku wypitą czekoladę. Max podbiegł do mnie i zaczął mną potrząsać za ramiona. Pokręciłam słabo głową, a świat przed oczami zaczął się rozmazywać. Czułam, że staczam się w nicość.
- Clary! Clarissa!- wrzeszczał Max, na cały głos- Co się dzieje?! Powiedz mi! Błagam nie mdlej!
  Nie mogłam jednak się utrzymać. Nogi miałam jak z waty i cała zdrętwiałam, aż spadłam z kanapy na podłogę. Poczułam ból głowy, ale to było nic z płomieniem, który zaczął się we mnie tlić. Łzy zaczęły płynąć mi z oczu i opadłam w nicość.
Endless
- Nie możemy zostawić tych więźniów?- spytał ze znudzeniem Raphael- Przecież ona nawet ich nie zna i nie jest im nic winna.
- Wiesz, że Clary jest przywiązana do swojego gatunku i będzie miała wielkie wyrzuty sumienia, jeżeli ich nie uwolni.- zaprotestowałam.
- A poza tym, jeżeli ich uwolnimy, zyskamy więcej ,, żołnierzy'' do walki z Nocnymi Łowcami.- wtrąciła się Vennis i zaczęła chodzić po pomieszczeniu, nie tracąc kontaktu wzrokowego z Raphaelem- Więc jest dla nas korzyść i to wielka. Potrzebujemy przecież każdego, aby zwalczyć łowców. Byłam nim przez wiele lat i wiem, że wszyscy są świetnie wyszkoleni. Wygranie z nimi to niełatwe zadanie i w zasadzie nikomu się nie udało, a było wiele buntów.
- A skąd możemy mieć pewność, że możemy na ciebie liczyć- odezwał się jeden z wampirów, którego rozpoznałam. Zaco.
  Vennis w oka mgnieniu znalazła się za Zaco i złapała go za gardło. Ten próbował się wyszarpać z jej uścisku, ale na próżno. Ta dziewczyna potrafiła powalić chyba każdego. Raphael chciał skoczyć na nią, ale go złapałam za rękaw i powstrzymałam. Znałam Vennis i wiedziałam, że ona nie chce mu nic zrobić. Tylko jak to mówiła ,, nauczyć go dobrych manier''. Przycisnęła Zaco do ściany i nie krępując się naszą obecnością, przybliżyła swoją twarz do jego i zaczęła go ilustrować wzrokiem.
- Jak masz na imię?- wyszeptała słodkim tonem.
- Za... Zaco- odparł niepewnie chłopak. Nie widział co myśleć, o zachowaniu upadłej.
- Posłuchaj bambino. Mam cierpliwość, ale jest ona na dosyć niskim poziomie. Cały czas nic tylko to samo pytanie. Bla, bla, bla. Głupie gadanie. W każdym razie: nie wiesz jak wyglądało moje życie i nie masz prawa mnie oceniać- warknęła i odsunęła się od niego.
  Chłopak popatrzył na nią zszokowany i czym prędzej schował się za klanem, wyraźnie bojąc się dziewczyny. Vennis posłała w jego kierunku szyderczy uśmiech i stanęła obok mnie, pogwizdując wesoło, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Raphael zmarszczył czoło i pokręcił głową z rozbawieniem, pomieszanym ze strachem i szacunkiem dla Shepard.
- Vennis... a powiedz nam. Od dziecka byłaś wychowywana jako Nocny Łowca. Dlaczego chcesz walczyć przeciwko własnemu gatunkowi?
- Ja nie chcę walczyć przeciwko łowcom, ale Clave. Jest słabe i nieudolne, zmieniało nas w bezmózgie istoty. Wpajano nam, że to jest nasze przeznaczenie. Aby zabijać demony i to głównie doprowadziło do tego, że nie jesteśmy zbyt licznym ,, gatunkiem''. Nasze życie to było piekło. Nic tylko niekończąca się walka, ale po co? Okej, dla ludzi- dodała, widząc moją zdezorientowaną minę- Ale pomyślcie! Ruszcie tymi mózgami, jeżeli je macie! Nie wszystkie demony są złe, ale muszą takie być, bo odbieramy im prawo do życia. Są demony złe, które trzeba niszczyć, ale są też te dobre, które zachowują równowagę i chcą żyć. Niestety ta równowaga, jest zaburzona przez ludzi Clave, którzy nam wmawiają, że powinniśmy zabijać wszystkie demony, bez wyjątku. Wielu z was miało pewnie dzieciństwo, upływające na braku zajęć i odpoczynku. Ale my pracowaliśmy, uczyliśmy się zabijać, ale równocześnie zabijano w nas człowieczeństwo. Od dziecka byłam inna. Starałam się pozostać sobą. Był taki okres w moim życiu, gdy o mało nie stałam się tym potworem, ale obudziła mnie pewna czarownica, która uświadomiła mi błędy Clave, który odbijają się na wszystkich łowcach. Dlatego byłam odmieńcem. Myślałam, że może dorosnę, przetrwam, znajdę męża i urodzę dzieci, które nie będą uczyły się zabijać, ale żyć jak normalni ludzie, mimo swojej odmienności. Ale... Endless znasz tą historię. Oskarżono mnie o spiski z demonami, a ja nie spiskowałam. Starałam się przejść przez to piekło i ułożyć sobie życie. Teraz jednak, zostawiono na mnie klątwę i nie mogę żyć normalnie. Nie mogę żyć,  bo boję się o zemstę Clave na moich najbliższych. Zamierzam skończyć z ich rządami. Nie będę uczestniczyła w rzezi niewinnych, ale zamierzam zmieść Clave z powierzchni ziemi. Wy także w głębi serca nie chcecie zabijać łowców, ale chcecie zniszczyć słabe Clave raz na zawsze i wprowadzić porządek. Przecież żyjecie jakoś z likantropami i wilkołakami- zwróciła się do Raphaela- No co prawda, w niezbyt pokojowych stosunkach, ale jednak. Tak samo, może być z łowcami. Okej, Nocni Łowcy będą zabijać, ale przynajmniej tych co trzeba. Nie tych, co są niewinni. Przecież czy źli też was nękają. Nie tylko ludzi.- zauważyła i ukłoniła się teatralnie, kończąc swoją przemowę.
  Wszystkich zamurowało. Takiego wystąpienia się nie spodziewaliśmy, a Vennis miała rację. teraz dała nam do myślenia. Sam problem nie tkwił w istnieniu Nocnych Łowców, ale w istnieniu Clave. To oni byli powodem tych wojen i fałszywych porozumień. A gdyby była stabilna rada, która zaprowadziłaby prawdziwy pokój? Nie byłoby tego fałszywego pokoju, który swoją drogą jest irytujący i męczący i może żylibyśmy bez strachu o własne życie...
  Ale teraz musieliśmy się zmierzyć z rzeczywistością.
  Jako pierwsza otrząsnęłam się z szoku i wystąpiłam z naszego szeregu.
- Raphael, Vennis ma rację. Ale teraz musimy uwolnić Clary. Czy możemy liczyć na waszą pomoc?- spojrzałam na zgromadzony klan- Wiem, że Camille może się nie długo pojawić. Jeżeli nam nie pomożecie  poszukamy kogoś innego...
- Pomożemy wam- przerwał mi Raphael i kiwnął głową w stronę klanu- Już wcześniej, przed waszym przybyciem to omówiliśmy. Vennis niewątpliwie ma racje, ale o tym pogadamy później. Teraz trzeba się skupić na Clary. Vennis?- wampir odwrócił się w stronę upadłej.
- Plan jest prosty. Wchodzimy tajnymi wejściami, których na szczęście mam mapkę i wam na jutro przyniosę. Uwalniamy więźniów i odbijamy Clary. Clary chce wziąć ze sobą małego chłopca, Maxa. To równy dzieciak i możecie mu zaufać. Clary spróbuje zrobić sobie wyjście i wydostanie się na zewnątrz, a my ją zgarniemy. Leonell nam pomoże. Pytamy się jeszcze Królową Jasnego Dworu o pomoc, ale wątpię, że będzie nam chciała pomóc za darmo. Nie znoszę faerie- przyznała z przekąsem i wróciła do tematu.- Na razie Endless spróbuje rozeznać się w całej sytuacji. Ja też zdobędę informację...
- A skąd?- spytała Vixen, która dotąd trzymała się z tyłu.
  Vennis westchnęła niecierpliwie i machnęła ręką.
- Endless powinna się domyśleć od kogo. Od dupka Waylanda, którego pewnie nie znacie...
- Jace'a?!- krzyknęła jedna z wampirzyc, Anne.
  Pokiwałam głową zdziwiona, a Vennis zaśmiała się lekko.
- Niech zgadnę. Byłaś jego dziewczyną? Współczucie dla ciebie, kochana. Wayland  to taki...
- Daj spokój. Później go po obrażasz, kimkolwiek on jest- wtrącił Simon.
- No to, co? Sprawa załatwiona?- spytała Vixen- Jutro dopracujemy plan i uderzymy?
- Nie jutro. Jutro niestety mam patrol. Ktoś się kręci w okolicy i morduje wampiry z okolicznych klanów. Musimy sprawdzić, kim oni są. Simon, mam nadzieję, że możemy na ciebie liczyć?- zwrócił się Raphael do Lewisa.
  Simon kiwnął głową na znak, że się zgadza i podali sobie ręce. Nawet nie spojrzałam w oczy wampira, nadal zła za jego zachowanie. Vixen poklepała mnie po ramieniu i uśmiechnęła się pocieszycielsko.  Zawsze starała się wszystkich pocieszać.
- To koniec spotkania. Zaraz sobie odpoczniesz, Endless. Prawda, Vennis?- zwróciła się do dziewczyny.
  Vennis nałożyła na oczy ciemne okulary i uśmiechnęła się figlarnie.
- To koniec. Miło było, ale lecimy. Spotkamy się za dwa dni, pasuje?
- Dobrze. Będziemy czekać- kiwnął nam Raphael na do widzenia- Wyprowadźcie ich.
Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy