niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział XIV

XIV
Endless
 - Gorzko! Gorzko!- Nasz pocałunek przerwał czyiś śmiech.
  Gwałtownie odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy na przybysza.
  Dziewczyna, na oko piętnastoletnia, opierała się o futrynę i patrzyła na nas z rozbawieniem. Rude włosy, które przypominały mi kolorem futro lisa, opadały jej na ramiona, a brązowe oczy ilustrowały nas uważnym wzrokiem. Była ubrana w czarną bokserkę i srebrne legginsy, choć na zewnątrz prawdopodobnie nie było zbyt ciepło. Jeszcze ta czapka z daszkiem i rękawice motocyklowe na pewno nie były po to, aby ją ogrzać. Były tylko ozdobą. Wszystko w tej dziewczynie, wyglądało, jakby było tylko ozdobą. Nawet uśmiech.
- Aż tak się zmieniłam, Endless?- spytała dziewczyna i zachichotała- W sumie, wiele lat się nie widziałyśmy. Pamiętasz mnie?
  Przed oczami miałam wspomnienie. Ja i Nadine, gdy miałyśmy dziesięć lat, idące do wesołego miasteczka wraz z ciotką Bryce, trzymające za rękę małą rudowłosą, skaczącą radośnie i śmiejącą się na cały głos. I słowa Nadine, śmiejącej się z niecierpliwości małej: ,, Ciekawe, co z tej narwanej Sky wyrośnie!''
  Sky?
- Ehm... Sky Hawkins?- ilustrowałam dziewczynę wzrokiem- Sky, to ty?
- To ja.- obróciła się wokół własnej osi, jak modelka, pokazująca swoją kreację- Pomyślałam, że wrócę do rodzinnego miasta. Wiesz, tyle wspomnień. Ciężko zapomnieć o tym wspaniałym mieście, choć... mogłam się domyślić, że jesteś bardzo zajęta- powiedziała z drwiną.
  Nie odpowiedziałam, choć zirytowała mnie. Sky tak bardzo się zmieniła. W niczym nie przypominała tej małej dziewczynki: beztroskiej i radosnej. Wyglądała, jakby wyrwała się z jakiegoś gangu ulicznego. Co jej się stało przez tyle lat? Wplątała się w jakąś aferę? 
  Tak czy inaczej, odsunęłam się od Simona i wstałam z łóżka. Sky przytuliła się do mnie, jak kiedyś. Rzucała mi się na szyję jak była mała, gdy tylko przychodziłam do niej w odwiedziny. Może coś jednak zostało tam z małej Sky? Miałam taką nadzieję. Jej obecna wersja wcale mi się nie podobała.
- Co ty tu robisz?- spytała, gdy zakończyła swój uścisk- Nie widziałam cię tyle lat. Nie dawałaś znaku życia. Nadine strasznie się o ciebie martwiła...
- Wiem, że się martwiła. Niestety nie ciebie pierwszą odwiedziłam.- stwierdziła, okręcając sobie włosy wokół palca- Nadi nie chciała mnie wypuścić z domu. Stęskniła się za mną i vice versa, querido primo. Jakoś udało mi się wyrwać. Nie mogłam się doczekać spotkania z tobą, kuzyneczko! Gdybym przyszła wpierw do ciebie, to bym zadała pytanie ,, Gdzie jest Clary?'', ale wiem wszystko od mojej szanownej siostry. Myślałam, że będziecie opracowywać plan, ale chyba macie co innego do roboty- spojrzała wymownie na Simona.
- Czekamy na ruch Clary.- oznajmiłam, aby wyjść z tej niezręcznej sytuacji- Wiem, że ona kombinuje, jak się wydostać z pułapki. Musimy znać jej zamiary. Poza tym ma sojuszników i prawdopodobnie będzie chciała ich zabrać.
- A ta upadła łowczyni? Vennissa? Co ona o tym wszystkim sądzi?
- A może sama się spytasz Vennissy?- Łowczyni stała za rudowłosą i świdrowała ją wzrokiem.
  Vennis przepchnęła się i stanęła na środku pokoju. Obróciła się w stronę mojej kuzynki i skrzyżowała ręce na piersiach, obserwując ją z miną ,, Nie zadzieraj ze mną''. Nie rozumiałam całej sytuacji.  Vennis znała Sky z moich opowiadań, gdy mówiłam o mojej rodzinie na początku naszej znajomości. Dlaczego ona ma coś do niej ( a to było widać), choć widzi ją dopiero pierwszy raz? Jej zachowanie mnie zaskoczyło. 
  Sky widocznie też, bo oparła się o ścianę i uniosła brwi, w geście zdziwienia.
- Vennissa? Sorry, że o nic cię nie pytałam, ale nawet nie wiedziałam jak wyglądasz.- zaczęła się usprawiedliwiać. Moja przyjaciółka wywołała pewnie u niej gęsią skórkę, jak zresztą u każdego, kto pierwszy raz ją widział- Jestem Sky...
- Hawkins. Wiem kim jesteś. Liderka klanu czarownic z San Diego. Słyszałam o twoich wybrykach.
  Co?
- O jakich wybrykach?- wtrąciłam się.
  Vennis spojrzała na mnie zdziwiona, ale potem usłyszałam jakby kliknięcie w jej głowie i nieoczekiwanie wybuchła szyderczym śmiechem. Oparła się o ścianę, nadal chichocząc i kręcąc głową, jakby nie wierzyła w to, że Sky tu stoi. To było dziwne. Nawet Simon patrzył się na nią spode łba, jakby zrobiła coś nieprzyzwoitego. Okej, to nie było na miejscu, ale musiała mieć jakieś powody. Miałam ochotę ją przywołać do porządku, ale sama w końcu się uspokoiła i spojrzała na nas ze złowrogim błyskiem w oku.
- Endless. Nie wiesz nic o jej wybrykach? Naciągnęła sobie długi u Królowej Jasnego Dworu- przywódczyni faerie. Przez dwa lata była jej służką i ,, dziewczyną na posyłki''. Maia opowiadała mi, że raz byłaś u nich, aby przekazać wiadomość od faerie dla wilkołaków.- wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmiechu- Nieźle cię pogonili, z tego co słyszałam. Sfora miała z ciebie niezły ubaw. No wiesz, czarownica oblana sosem Tabasco to niecodzienny widok. 
- Taa, niestety śmierdziałam nim przez tydzień- wycedziła Sky, przez zaciśnięte zęby.
  Vennis rozsiadła się na fotelu, na przeciwko i wyszczerzyła zęby w diabelskim uśmiechu.
- Jest takie coś, jak mieć do siebie dystans, Hawkins. Okej, więc przejdę do sedna mojej wizyty. Janel ma wyrysowany plan Instytutu i w dodatku zna sposób, aby otworzyć wszystkie cele za jednym razem. Powiedział, że nam pomoże, ale nie za darmo- Na jej twarzy pojawiło się zażenowanie- Janel nigdy się nie zmieni. Robi coś za coś. Szczęście, że nie jestem do niego podobna.
- Taa...- mruknęłam. 
  Vennis to usłyszała, bo rzuciła mi piorunujące spojrzenie pt. ,, Cicho albo będzie z ciebie miazga!''. Ja jednak nawet nie zwróciłam na to uwagi. Zbyt dużo miałam na głowie: moje zmęczenie, mimo odpoczynku, pocałunek z Simonem, pojawienie się Sky no i teraz plan Vennis i Janela. Coś jeszcze mam dopisać?
  No dobra, Endless. Później się sobą zajmiesz. Potrzebna jest tu jeszcze jedna osoba, choć już jest tłok. Będę to pamiętać do końca mojego życia. 
- Sky- szepnęłam cicho. Czułam, że głos mi się załamie z napięcia- Sky, pamiętasz jak gadałaś z duchem tej starej zielarki, gdy miałaś osiem lat?
  Widocznie pamiętała, bo wzdrygnęła się i potrząsnęła głową, jakby chciała to wspomnienie z siebie wyrzucić. Miała gęsią skórkę. Wiedziałam, że nie będzie chciała tego rozpamiętywać. Unikała tego tematu jak ognia. Było niewiele rzeczy, które mogą ją wyprowadzić z równowagi.  Jako mała dziewczyna, także mało co ją poruszało. Jeden dzień jednak zapisał się w jej pamięci i prawdopodobnie będzie go pamiętała do końca życia.

  Sky miała wtedy sześć lat, a ja i Nadine dziesięć. Przyjechałam na dwa dni do ciotki Bryce i wujka Thomasa, którzy mieszkali w rezydencji, w górzystym Vail. Pozwolili nam się przejść po ulicach miasta, jednak pod warunkiem, że weźmiemy małą Sky. I tak zrobiłyśmy. 
  Byłam oczarowana górami tego miasta. Zazdrościłam Nadine tej przestrzeni. Kochałam Nowy York, jednak... to była miła odmiana. Ucieczka od ruchliwego N.Y. do spokojnego Vail. Kiedyś sobie wyobrażałam, że tam zamieszkam. Pewnie byłoby cudownie, ale jak mama mi kiedyś powiedziała ,, Na początku byłoby ci tam wspaniale, ale później zatęskniłabyś za Nowym Yorkiem. To tam jest twój dom. Rzeczy, które nie widzimy na co dzień, uważamy za piękne, jednak gdy będziemy patrzeć na nie bez przerwy, znudzą nam się.'' I miała racje. Ci którzy tam mieszkali, uważali góry za nic nadzwyczajnego. Tak samo my uważaliśmy, że te wszystkie atrakcje w naszym mieście to nic nowego. Takie vice versa.
  Ale wracając do historii.
  Przechodziłyśmy akurat obok starego domu. Mieszkała w nim kiedyś pewna zielarka, na którą mówili ,,Nawiedzona Sae''. Niektórzy nawet uważali ją za czarownice. W każdym razie: zmarła wiele lat temu, a, że nie miała syna lub córki, dom stał pusty i opuszczony od wielu lat. Nikt nie chciał go kupić, bo był podobno nawiedzony.  
  Uważałyśmy to za brednie, mimo naszego niezwykłego pochodzenia, więc przechodziłyśmy obok. Byłyśmy ciekawskie. Ciotka i wujek nigdy nie chcieli się tam zapuszczać. Jakby widzieli ducha Sae. W każdym razie, przechodziłyśmy tamtędy, gdy natknęłyśmy się na dziwną panią. Twarz była zakryta przez czarną chustę, która odsłaniała jedynie oczy i nos. W dodatku miała na sobie aksamitną, czarną sukienkę, która zakrywała całe ciało. Wyglądała jakby szła właśnie z pogrzebu i nie chciała pokazać swojego smutku. Była przerażająca, ale w nas wywołała jedynie współczucie. 
- Biedna pani- mruknęła mała Sky- Może ją pocieszymy?
- To nie dobry pomysł.- powiedziała Nadine- To jej problem, nie nasz. 
- Ale kondolencje chyba można złożyć, prawda?- Sky nadal nie ustępowała.
- Przecież nikt dziś nie umarł- zauważyłam zdziwiona. Już wtedy byłam spostrzegawcza- Nie miało być dzisiaj żadnego pogrzebu. Przecież pastor Crase zachorował. Mówiłaś tak, Nadi.
- Mówiłam- zgodziła się Nadine, a w jej oczach błysnęła czujność. Chwyciła nas za ramiona i odwróciła w przeciwną stronę- Zostawmy ją. Coś mi tu śmierdzi i to nie kompost pani Salomon, który czuję na kilometr.
- Ja też go czuję- przyznała Sky.
  Pokiwałam głową.
  Sky jednak wyrwała się z uścisku siostry i odwróciła się. Krzyknęła z przerażenia, a my jak na komendę schowałyśmy ją za sobą i stanęłyśmy czujnie, jakbyśmy spodziewały się ataku wroga. Okazało się, że tej pani nie było. Gdzieś zniknęła. Po chwili do nas dotarło, że...
- Ona jest duchem- szepnęła przerażona Sky- To był pewnie duch nawiedzonej Sae. Widziałam jej twarz... pomarszczoną i jakby siną! Jak mumia!
- Spokojnie, Sky- próbowałam ją uspokoić.
- Idziemy stąd. Już- rozkazała Nadine.


- Nigdy tego nie zapomnę. Żebyś ty widziała jej twarz!- wzdrygnęła się Sky.
  Taa. Ona chyba nigdy o tym nie zapomni. Ale w sumie można ją zrozumieć, co nie?
- Dobra, Sky. Nie chciałam przypominać ci tamtego dnia. Musimy jednak... poprosić o pomoc prapraprababcię Arianne. Ona wie, co robić...
- Więc musimy ją przywołać?- dokończyła za mnie Sky i się skrzywiła- No nie wiem. Nie pamiętasz co mówiła babcia Rose? Możemy niepotrzebnie otworzyć bramę do świata duchów i wtedy...
- Wiem, jakie są konsekwencje.- przerwałam. Moja cierpliwość była na wyczerpaniu- Musimy jednak spróbować. Arianne będzie wiedziała, co robić. Bez niej sobie nie poradzimy. Potrzebujemy pomocy.
- A moja pomoc się nie przyda?- Do pokoju wszedł Magnus.
  Widać, ogarnął się. Wcześniej nawet nie chciał z nami gadać. Robił to tylko z obowiązku. Kochał Clary jak własną córkę i widać, że chciał być silny, choć na pewno sporo go to kosztowało. Podziwiałam go. I to prawda: mógłby nam pomóc. Magnus miał wielką moc. Mimo to, do przywołania ducha była potrzebna ogromna ilość mocy. Ja, Magnus, Sky i Nadine, powinniśmy wystarczyć. Rytuał był ciężki, ale byłam wyszkolona, Nadine także- przecież duchy i przyszłość to były jej działka, a skoro Sky była liderką klanu czarownic w San Diego, to także musi być świetna. Na bycie liderem lub liderką, w nawet najgorszym klanie, trzeba sobie było zasłużyć.
- Twoja pomoc też się przyda, Magnusie- pokiwałam głową i spojrzałam wyczekująco na moją kuzynkę- Sky, wchodzisz w to?
- Lubię Clary. Po co mnie pytasz? Pewnie, że pomogę- wzruszyła ramionami.- Trzeba wreszcie zrobić użytek z tych mocy.
- Spytam się jeszcze Nadine i zaczniemy wieczorem.
- A my na coś się przydamy?- spytała Vennis, wskazując na siebie i Simona.
  Zaczerwieniłam się z zakłopotania. Pocałunek. Moje wargi były jeszcze ciepłe po tym pocałunku... Okej. Sprawy sercowe później.
- Będziecie potrzebni. Weźcie ze sobą trochę zapachowych świec i cztery pochodnie. I drewno na ognisko, na samym środku. No i oczywiście zapałki. Wszystko rozpoczniemy przed świtem, w lesie. Musimy pójść jednak w samo serce lasu. Stamtąd nie będzie widać dymu. Nie możemy sobie zwalić na głowę straży pożarnej.
- Racja- pokiwał głową Simon.
- Działamy razem?- spytałam dla pewności.
  Magnus i Sky pokiwali głową. W naszych oczach musiała się odzwierciedlać determinacja. Byliśmy gotowi do rytuału.
  I niedługo będziemy także gotowi na odbicie Clary. 
  Wytrzymaj tam dziewczyno. Ekipa ratunkowa jest w drodze. 


O to i mój prezent sylwestrowy. Postanowiłam dla was szybko napisać rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba, mimo braku perspektywy naszej Clary. Mam dla was małą niespodziankę, ale to w następnym rozdziale. Życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania oraz obserwacji.


PS: Dziękuję wszystkim za miłe słowa. Wiele to dla mnie znaczy. Trzymajcie się ciepło i szczęśliwego nowego roku!


sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział XIII

XIII
  Szkicowanie, to była jedna z moich najbardziej ulubionych rzeczy. Mogłam wtedy oddać siebie i... odbiec od rzeczywistości. Zbudować swój własny świat, w którym to ja ustalam zasady i przebieg wydarzeń...
  Oparłam się wygodniej o poduszkę i westchnęłam cicho. Hello, Clary. Tu rzeczywistość. Nie miałam nad niczym kontroli. Nawet nad samą sobą. Nie umiałam niczego przewidzieć, a jedynie trwać w niekończącym się strachu. Jedyne co mogłam kontrolować... nie no nic, nie mogłam kontrolować! Nawet uczuć nie mogłam trzymać na wodzy! Clary, co się z tobą dzieje? Zaczynam się czuć jak w jakiejś marnej obyczajówce, której jestem główną bohaterką. Dziewczyna- z... dzielnicy nr.13 ( tak można określić, ten film był spoko), zakochuje się w nieprzyzwoicie przystojnym chłopaku z poprawczaka, którego ojciec jest z policji... Matko historia z ,, Twój na zawsze'' z Pattisonem, ale tym razem tu nie ma jego, ale jest Jace... 
  Dlaczego ja?! Byłam tak sfrustrowana  że ze złości walnęłam pięścią w ścianę... i krzyknęłam cicho z przerażenia, gdy zobaczyłam swoje dzieło.
  Wielka, dziura w ścianie. Ale... ta ściana jest twarda. Ze zmarszczonym brwiami, patrzyłam na to ,, dzieło''. Przecież kilka dni wcześniej, próbowałam ją rozwalić. Choć była krucha, to jednak solidna. Mogłam się domyślić, że ją jakoś wzmocnią. W każdym razie, próbowałam wielkim młotkiem, który ukradłam z sali treningowej, ale to nic nie pomogło. A co dopiero gołą ręką! Więc, to oznacza...
- To nie koniec- wyszeptał głos za mną.
  Odwróciłam się i wstrzymałam oddech. Dziewczynka z mojego snu. Czy ja nadal śpię? Może zdrzemnęłam się? Przetarłam oczy i nic. Nadal stała, taka sama jak w moim śnie, bez uśmiechu z bladą twarzą i lśniącymi oczami. Uderzyłam się w policzek, aby się obudzić, ale to nic nie dało. Nadal tam stała. Więc... co ona tu robi?
- Ehm... kim jesteś? I co masz na myśli mówiąc, że to nie koniec?- spytałam się jej ostrożnie.
  Dziewczynka bez słowa kiwnęła głową, w stronę lustra. Spojrzałam zdziwiona w tym kierunku... i zamarłam z przerażenia. Szczęście, że nie krzyczałam. 
  Patrzyłam na siebie, ale nie poznawałam się. W lustrze stała rudowłosa piękność. Jednocześnie piękna, ale i... przerażająca. Płomiennorude włosy spływały mi na ramiona. Były jaskrawo czerwone, jak światła uliczne. Jak krew. Świetliste zielone oczy, przypominające dwa szmaragdy, wyróżniały się na tle kredowobiałej skóry. Czarna bluzeczka na ramiączka podkreślała delikatne kształty i odcień mojej skóry, a atramentowo-czarne tatuaże na ramionach dodawały mi tajemniczości.  Wyglądałam jak dziewczyna z jakiegoś horroru. Brakowało jeszcze noża w ręku i mogłam bym brana za przestępcę. Nie to jednak mnie przerażało. Najbardziej przerażała mnie ta dzikość w moich oczach. Nie mówiąc o reszcie.
  Pokręciłam głową z niedowierzaniem i złapałam się za głowę. To nie ja! To nie ja tak wyglądam! Spojrzałam błagalnie na dziewczynkę, która nadal stała na swoim miejscu. Podeszła do mnie i wskazała palcem na moje odbicie w lustrze. 
- To ty. Tak będziesz wyglądała po przemianie. Na razie, wyglądasz tak- pstryknęła palcami i w lustrze pojawiłam się ja, choć włosy mi nadal zostały.
  Zebrałam włosy na bok i obejrzałam je. Czerwone jak światła uliczne... albo krew. Takiego odcieniu czerwieni nigdy u nikogo nie widziałam. Znowu spojrzałam na siebie. Skóra nie była jeszcze tak chorobliwie blada, a oczy nie były dzikie.
  Ale jak to...
- Jak to? To byłam ja, po całej przemianie? Jak mam to ukryć, skoro tak to widać? Hodge od razu zrozumie co się dzieje. Wystarczy na mnie spojrzeć!- wyszeptałam łamiącym się głosem.
- Wmawiaj wszystkim, że to jest twój naturalny kolor.- podsunęła dziewczynka i spojrzała mi w oczy- Powiedz, że malowałaś włosy, aby ukryć ten kolor. Powiedz, że nie chciałaś przerażać ludzi. To najprostsze w wytłumaczeń. A co do pierwszego pytania... Jestem czymś w rodzaju twojego przewodnika. Nie przestrasz się, jak będę przychodzić. Przemiana potrwa jeszcze tydzień. Przez ten czas, musisz przetrwać. Wszystko jest w twoich rękach.
- Wiem, ale... to trudne. Nie jestem słaba, ale mam swoje granice...
- Mów mi, Alexa.
- Okej, Alexa. Każdy ma swoje granice. Nie można poza nie wyjść. Może i mam zdolności, ale nie umiem się nimi posługiwać. Nie jestem jakimś aniołem, czy nie mogę też sprawiać, że dzieją się cuda!- załamałam ręce. Ledwo powstrzymywałam łzy: Gdyby tak było, to bym tu nie siedziała i czekała rozpaczliwie na ekipę ratunkową! Miałabym przy sobie najbliższe mi osoby! Magnusa, Simona, Vennis, Endless.... nawet za Raphaelem tęsknię! Ja jestem tylko demonem, więc...
- Powtórz to- kazała dziewczynka.
  Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Co?
- Kim jesteś?! Jesteś ślamazarą?! Jesteś jakąś beksą?! Tchórzem?! Mięczakiem?! No kim jesteś?!
- Jestem demonem!- zaprotestowałam.
- No właśnie. A co robią demony? Nie odpuszczają. Potrafią być bezlitosne. Walczą do końca, choćby nie wiem co. Jesteś demonem, Clary! Walczysz do końca! Potrafisz zadać komuś ból! Nie jesteś bezbronna! Poddaj się swojej naturze! To ona ma tobą kierować! I masz mi tu się nie poddawać! Będę przy tobie.- obiecała i skrzyżowała ręce na piersiach. Na jej twarzy pojawił się lekko złośliwy uśmiech- Możesz mnie uważać, za swojego osobistego anioła stróża.
- Ale kim ty jesteś?- spytałam. To pytanie nie dawało mi spokoju- Kim jesteś? Moim wymysłem, uciekłaś z mojej wyobraźni? A może...- urwałam, gdy mała położyła palec na ustach, komunikując: ,, cicho sza''. Co takiego usłyszała, że przerwała mój wywód?
  Dostałam odpowiedź. Dopiero teraz usłyszałam kroki, które coraz lepiej było słychać. Ktoś nadchodził. 
  O nie.
- Pogadamy później- obiecała Alexa- Nie mogą mnie tu zobaczyć. Teraz jestem widoczna. Pogadamy w twoim śnie.
  Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Rzuciłam się pędem na łóżko i wzięłam do ręki szkicownik, aby ten ktoś pomyślał, że jestem pochłonięta rysowaniem. Spojrzałam w miejsce, gdzie stała ta mała, ale już jej tam nie było. Zaczęłam udawać, że zawzięcie coś rysuję i nie słyszę tego pukania. 
  Drzwi się otworzyły z lekkim skrzypnięciem i do pokoju wszedł Jace. 
  Dopiero teraz zauważyłam, jaki on jest przystojny. Złote włosy były w lekkim nieładzie, a równie złote oczy wpatrywały się we mnie... z zaniepokojeniem. Jego czarny podkoszulek był podarty, jakby rzuciło się na niego stado wygłodniałych psów, nie mówiąc o śladach pazurów na spodniach. Mimo smętnego ubrania, wyglądał świetnie... jakby właśnie się bił, a teraz przyszedł do swojej dziewczyny, aby odebrać od niej namiętny pocałunek, w którym zatonąłby wraz z nią na parę godzin... i trwali by tak, jak w jakimś romantycznym filmie: wtuleni w siebie, nie rozdzielający się ani na chwilę...
  CLARY! WRACAJ NA ZIEMIĘ! TU RZECZYWISTOŚĆ! Gdyby nie jego obecność, na pewno dałabym sobie w łeb. Idiotka. Niepoprawna romantyczka. Kretynka. Za dużo oglądania telewizji wraz z Endless. Chyba dopiszę sobie jeszcze: marzycielka i niezdara...
- Clary- odezwał się Jace. 
  Zwróciłam na niego wzrok.
- Jace. Podobno byłeś na polowaniu- spojrzałam jeszcze raz na jego koszulę. Matko, był tak umięśniony...
  DZIEWCZYNO!
- Byłem- Jace przerwał moje rozmyślania. Był chyba spięty. Mówił chrapliwym głosem- Chcę z tobą pogadać. Mam nadzieję, że Max ci o wszystkim powiedział...
- Powiedział- przytaknęłam- To świetny chłopak.
- To prawda, ale nie próbuj nawet unikać tej rozmowy- zagroził i odetchnął głęboko. Czym tu tak się denerwować?- Chcę, abyś gdzieś ze mną poszła. Zostaw rzeczy i chodź.
- A co, jeżeli nie chcę?- rzuciłam wojowniczo, nie ruszając się z miejsca.
  Bardzo chciałam usłyszeć odpowiedź. Co by zrobił? Wyciągnął siłą z pokoju? Zagroził? Przystawiłby mi sztylet do gardła. Pocałowałby mnie? 
  I znowu niepoprawna romantyczka.
  Jace patrzył na mnie przez chwilę, po czym uśmiechnął się złośliwie. Zaczęłam się odrobinę bać. Widziałam te figlarne iskierki w oczach, jednak serce zaczęło bić szybciej, a mój rozsądek na pewno ryknął ,,jazda stąd!''. 
  Jace podszedł do mojego łóżka. Pochylił się nade mną, aż jego usta były zaledwie kilka centymetrów od moich. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Zamarłam. Dotknął wargami mojego policzka i zaczął go całować, mrucząc coś pod nosem z zadowolenia. Mimowolnie zamknęłam oczy... i wtedy przestał. Wyprostował się i chwycił mnie za rękę. Pociągnął mnie do siebie i ujął moją twarz w dłonie. Miałam gęsią skórkę. 
- Chodź. Mamy sobie wiele do powiedzenia- szepnął mi do ucha, aż zadrżałam od jego oddechu.



Hello! Wiem, rozdział niedługi. I jeszcze nie ma perspektywy Endless, jednak tak długo czekaliście, a ja nie chciałam tego przedłużać. Poza tym, to Clary wydała mi się w tym momencie najważniejsza. Następny rozdział będzie dłuższy, jednak ostrzegam: będzie z perspektywy Endless, a tylko malutki kawałek z perspektywy Clary. Taki mini wstęp.
To tyle! Zapraszam do komentowania i obserwacji! Wasza Evi55!


niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział XII

XII
  Znowu miałam sześć lat. Siedziałam na podwórku przed moim poprzednim domem, w samym środku lasu i rysowałam zawzięcie krajobraz mojego otoczenia. Płomiennorude loki opadały mi na ramiona, przez co byłam częściowo ukryta jakby ,, za kurtyną''. Byłam w ciele siedmiolatki, którą kiedyś byłam i... wtedy nastąpiło jakby przełączenie i stałam obok młodszej mnie. Prawdziwa ja. 
  Stałam się przeanalizować skąd się tu wzięłam. Ostatnie co pamiętałam, to mój... nagły atak. Przemiana daje się we znaki. Ale skoro jestem nieprzytomna... to mój sen? Zbyt realistyczny, ale w końcu nie tylko ten sen przypominał realia. Postanowiłam się jednak na nim skupić.
- Clary!- doszedł krzyk z gąszczu.
  Zamarłam na dźwięk tego głosu, którego nie słyszałam przez wiele lat. Był jak dawno zapomniana piosenka, która przywołała wspomnienia. 
  Moja mama.
  Wyszła z lasu i uśmiechnęła się słodko. Wszyscy zawsze twierdzili, że jestem jej młodszą kopią. Obydwie miałyśmy rude włosy i świetliste zielone oczy. Obie byłyśmy artystkami. Ale jednak różniłyśmy się usposobieniem: ja byłam na swój sposób szalona i optymistyczna, a ona poważna. Z wyglądu byłyśmy takie same, ale z charakteru już nie. I często się cieszyłam, że tak jest.
  Młodsza ,,ja'' skoczyła w ramiona matki i zaczęła się śmiać. Byłam taka beztroska, a teraz zostały mi tylko strzępy tych wspomnień. Tak naprawdę, nie chciałam o nich pamiętać. Po tym jak trafiłam pod opiekę Magnusa, spaliłam wszystkie zdjęcia i starałam się zapomnieć. Chciałam zamknąć ten rozdział mojego życia.
  A on wrócił. 
  Przerażona wszystkim, zaczęłam się cofać w gąszcz. Odwróciłam się gwałtownie... i krzyknęłam ze strachu.
  Przede mną stała ta dziewczynka. Ja. Patrzyła na mnie czujnie, bez uśmiechu na twarzy, chorobliwie blada jak duch. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że ona nadal tam jest. Z moją mamą. Ale skoro ona jest tam...
- Przemiana zaczyna się, Clary- powiedziała i chwyciła mnie za rękę- I ja ją będę kończyć.
  Przeszedł mnie gwałtowny dreszcz. Prąd wżerał się we mnie i raził każdą komórkę mojego ciała. Zawyłam z bólu i upadłam na ziemię. Próbowałam wyszarpać rękę z jej uścisku, ale była za silna. Krwawe łzy zaczęły spływać po moich policzkach, zostawiając plamy na mojej skórze. Spojrzałam na nią z niemym błaganiem.
- Przetrwasz Clary. Na pewno. Wierzę w ciebie, a w zasadzie samą siebie- rozległ się jej śmiech, a potem widziałam tylko ciemność.


- Clary!- krzyknął mi Hodge do ucha.
  Gwałtownie wstałam i od razu tego pożałowałam. Głowa zaczęła mnie boleć, aż musiałam znowu się położyć. Wzrok zaczął mi się poprawiać. Przez chwilę widziałam jedynie zamazane plamy. Podniosłam rękę do oczu i wciągnęłam gwałtownie powietrze.
  Byłam blada i to jak. Jak ja ze snu. Przemiana zaczyna się, Clary. I ja ją będę kończyć. Jej słowa cały czas brzmiały mi w uszach. Wiedziałam, że to będzie bolesne, ale do diabła, nie aż tak! W jaki sposób ja mam to ukryć?!
   Teraz przydałby mi się poradnik pt. ,, Porady dla dorastającego demona''. 
   Spojrzałam na pochylającego się nade mną Hodge'a, a potem na Maxa, który pojawił się po mojej lewej. 
- Co się stało? Czemu nade mną stoicie? Czy nie można mieć tu, choć trochę prywatności?- powiedziałam piskliwym tonem i wstałam, ale tym razem ostrożniej.
  Rozejrzałam się przez minutę. Przenieśli mnie z salonu do gabinetu Hodge'a i leżałam na kanapie, przykryta kaszmirowym kocem. Hugo siedział na swoim miejscu i obserwował mnie czujnym wzrokiem. 
  Musiałam udawać, że wszystko jest w porządku. Hodge niedługo zacznie się domyślać, co mi jest. Będę musiała to przetrwać, dopóki nie przyjdzie do Instytutu Endless wraz z innymi. Musiałam dać jej czas. To będzie trudne, ale będę musiała temu podołać.
  Hodge spojrzał na mnie krzywo:
- Zemdlałaś. Miałaś jakiś atak. Jace mnie do ciebie zabrał.
- A gdzie on jest?- Więc moja intuicja nie zawiodła. To był Jace. 
   Ale skoro on.. mnie uratował, jeżeli tak to można określić, to gdzie on teraz jest? Spodziewałam się, że będzie tu siedział i czekał, aż się obudzę... A potem co? Oczekiwałaś jakiejś romantycznej sceny? Pocałunku na oczach wszystkich czy wyznania miłości? Z goryczą uświadomiłam sobie, że w głębi serca tak było. Miałam ochotę sobie przywalić. 
  Ale to później. Nie chcę, aby mnie uznali za wariatkę. Jeszcze mnie wsadzą do jednej z ich cel. Łatwiej będzie mi uciec z mojego pokoju, niż celi.
- Jace poszedł na polowanie- Z zamyślenia wyrwał mnie głos Maxa- Pojawił się demon w centralnej części miasta i musieli iść na akcję. Chciał z tobą zostać. 
- Niech nie zawraca sobie głowy.- machnęłam ręką- Musi pilnować swoich własnych spraw.
- To ja pójdę na chwilę do Biblioteki. Czekajcie tu- kazał nam Hodge, po czym nie spuszczając z nas wzroku, wyszedł z gabinetu.
  Max otworzył okno, aby Hugo mógł wylecieć. Po chwili ptak rozwinął skrzydełka i odleciał, najprawdopodobniej do Hodge'a. Max podszedł do mnie i uśmiechnął się zadziornie.
- Coś jest... między tobą, a Jace'em?- spytał prosto z mostu.
   To było komiczne, ale... i prawdziwe. Nie było nic między nami... no tak na poważnie, ale coś do niego czułam... Brawo! Przyznałaś się przed samą sobą. To jest już coś... Ale to nie ma sensu. Powinnam odgonić od siebie marzenia i być... pewnego typu realistką...
   Ja, realistką? To było niedorzeczne. Zawsze żyłam w swoim świecie i wątpiłam, że to się kiedykolwiek zmieni. Nawet przez kogoś takiego jak Jace.
- Clary. Jace prosił mnie, abym ci przekazał, że chciałby z tobą pogadać- Max wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiechnął się nieśmiało- Powiedział, że chciałby... jak to ujął? Poruszyć pewną kwestię. Kazał przekazać, że przyjdzie dziś do ciebie. Isabelle i Alec mają coś do załatwienia na mieście i nie wrócą do rana.
- A Hodge i Hugo?
- Nimi ja mam się zająć.- wyszczerzył zęby- Powiedziałem Hodge'owi, że chciałbym, aby mnie nauczył roślinach, które rosną w Idrisie. Nawet nie wiesz, jak się ucieszył. Myśli, że twoje towarzystwo mi szkodzi, a wie, że ja będę robił wszystko, aby z tobą porozmawiać. Hodge weźmie Hugo, bo ten ptak zna podobno całą masę gatunków tych roślin i zna dokładny plan szklarni, która jest u nas na dachu.- W jego głosie wyczułam nutkę niedowierzania.
- Wszystko jest możliwe- mruknęłam, zagłębiając się w swoich myślach.
   Więc Jace chce ze mną pogadać sam na sam? Ciekawe o czym... Coś mi mówiło, że nie chciałabym wiedzieć. A co, jeżeli wie o przemianie i chce to wykorzystać, albo wie o planach moich przyjaciół, a raczej ekipy ratunkowej? Na samą myśl o tym, czułam przejmujący chłód.
  Musiałam się jednak dowiedzieć, o co mu chodzi. Albo się ucieszę, albo pożałuję tego i to bardzo.
- Okej- szepnęłam- Niech przyjdzie. Z chęcią wysłucham, co ma mi do powiedzenia.


Endless
- Monroe! Mogę wejść?-usłyszałam za drzwiami głos Vennis.
  Kilkakrotnie zamrugałam powiekami i westchnęłam cicho. Spałam naprawdę mocno, Spojrzałam na zegar i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Dwunasta, a wróciłam o północy. No no no. Mój rekord.
- Wejdź, Venn!- jęknęłam i ukryłam twarz w poduszce.
  Poczułam jak Vennis łapie mnie za ramię i lekko mną potrząsa...
- To nie Venn- szepnął mi ktoś do ucha.
  Podskoczyłam ze strachu i szybko zasłoniłam się kołdrą.
   To nie Vennis, a Simon do mnie przyszedł! Ale ten głos... stara sztuczka. Że też ja dałam się na nią złapać! Przypomniało mi się jak w czwartej klasie podstawówki, nabraliśmy naszą nauczycielkę, że mówi do niej dyrektorka i posłaliśmy ją na trzytygodniowy urlop. Potem się wydało, że to my i byliśmy zawieszeni. 
  Teraz jednak ta sztuczka mnie zirytowała. Nadal nie wybaczyłam Lewisowi, a teraz naprawdę potrzebne mi było towarzystwo Vennis. 
   Jaka za mnie idiotka! Niemal walnęłam się w czoło. Przecież słyszałam, że poszła do swojego kuzyna Janela! Ma tam siedzieć przez cały dzień. Nie wiem, co ta dziewczyna kombinuje, ale zwykle pomysły Vennis skutkują. W każdym razie, w takich kwestiach.
  Niechętnie podniosłam wzrok na Lewisa.
- Simon...
- Wiem, nie chcesz ze mną gadać.- przerwał, patrząc mi głęboko w moje oczy- Posłuchaj, przyszedłem tu, bo mam do ciebie dwie sprawy. Po pierwsze, chcę byś mi wybaczyła.
- Twoje marzenie, Lewis- prychnęłam.
   Zrobił zawiedzioną minę, jednak nie chciał wyjść. Ta druga sprawa chyba naprawdę była poważna.
- Byłem u Mai... pamiętasz zwariowaną Misty?
  Zwariowana kobieta-wilk, Maia Misty? Po co u niej był? Oczywiście, że ją pamiętałam. Przecież to ona, pozbierała mnie do kupy po zdradzie mojego chłopaka. Była bardzo silna, sama wiele przeżyła. Chłopak zamienił ją w likantropkę, a wcześniej musiała znosić swojego brata. Nie znałam silniejszej i odważniejszej dziewczyny niż ona. Dla najbliższych, mogłaby oddać życie. Lubiła towarzystwo swojej bandy i tam czuła się jak w domu. Traktowała ich rodzinę,  ja i Clary dołączyliśmy do niej.
   Clary! Dlaczego cię tutaj nie ma?! Chciało mi się płakać, ale nie przy Lewisie. Bądź silna, Endless...
- Maia jest w sforze- tłumaczył Lewis- Powie dowódcy, aby pomógł nam. 
- Luke Garroway?- domyśliłam się. 
  O tym dowódcy chodziło wiele plotek, że kiedyś romansował z pewną Nocną Łowczynią i sam nim był. Ale był również znany ze swojej uczciwości no i talentu do przewodnictwa. Był szychą wśród wilkołaków, a Clave miało do niego szacunek, mimo, że był Podziemnym.
   Wampir potaknął i podjął wątek:
- Tak, chodzi o Luke'a Garrowaya. Maia powiedziała, że jutro uzyskam odpowiedź i mam być w Chinatown. Chciałbym, abyś poszła tam ze mną...
- Dlaczego ze mną?! Lewis, co ja dla ciebie znaczę?!- wybuchnęłam.
   Lewis bez słowa, chwycił mnie w pasie i przycisnął do siebie, po czym mnie pocałował mocno w usta.
   Westchnęłam z zaskoczenia. Przez minutkę się szarpałam, ale po chwili dałam spokój, zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam mu pocałunek.
   Niezły początek dnia, nie ma co. 


Siemano! Jak obiecałam, daję dłuższy post. Chciałam się skupić na Clary. Nie miałam czasu, aby wcześniej napisać całości, bo miałam w pogotowiu trochę, więc nie wyszło to takie straasznie długie. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Miłego czytania!

PS: Co do Mai, to nie wiedziałam jakie ona ma nazwisko, więc napisałam takie. Sorry, jak coś się nie zgadza. Wiem, że Maia jest w drugiej części, ale postanowiłam napisać o niej tutaj. Niedługo chcę wprowadzić kolejną nową postać. Niedługo dodam ją wraz z Maią do bohaterów.  

czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział XI

XI 
- Clary, dlaczego nic nie jesz?- spytał troskliwie Max, widząc na moim talerzu niedojedzone ziemniaki i kotleta.
- Nie jestem głodna, Max- przyznałam i odsunęłam od siebie talerz, po czym starannie owinęłam się kocem.
  Od tego ,,snu'' minęło kilka godzin. Zdołałam przekonać Hodge'a, że nic mi nie dolega i teraz siedziałam, w swojej sypialni, zajadając obiad wraz z moim ulubionym towarzyszem- Maxem. Starałam się zachowywać normalnie, ale nie mogłam powstrzymać strachu i niepokoju. 
  Drżałam na samą myśl o przemianie. Przekazy Magnusa mówiły, że przemiany były dosyć bolesne. Ja jednak nie bałam się bólu, ale tego, że przemiana będzie prawdopodobnie widoczna. Ale jak mam ją ukryć, skoro nie wiem jak to wszystko będzie przebiegać? Teraz przydałyby mi się jakieś wskazówki! Cokolwiek. Każda informacja była dla mnie ważna, ale nie mogłam przecież prosić Maxa o wydobycie wskazówek od Hogde'a. Tylko bym się zdradziła.
  Max zaczął stukać w swój talerz, co skutecznie wyrwało mnie z zamyślenia. Nad czymś się zastanawiał. Przypominał jakiegoś mędrca: siedział po turecku, z pochyloną głową. Było to trochę dziwne. Potrząsnęłam nim lekko, aż wrócił do świata żywych i podniósł na mnie wzrok . Spojrzała na niego zdumiona i zaczęłam przeczesywać palcami jego włosy. Jakbyśmy byli rodzeństwem- uzmysłowiłam sobie po chwili.
- Nad czym tak się zastanawiasz? Od mojego pobytu, nie widziałam cię tak zamyślonego. Czy coś się stało?
- Nic, nic, ale... mogę ci zadać jedno dosyć krępujące pytanie? Krępujące raczej dla ciebie?- zrobił się cały czerwony.
  Zdziwienie. To wyrażała moja mina. A co krępującego chciał mnie zapytać? W głowie szukałam takiego pytania, ale nic nie wymyśliłam. Niby co jest tak... głupiego, że Max zrobił się czerwony? Nie znałam go co prawda długo, ale jednak nie widziałam, aby kiedykolwiek się rumienił.
- Pytaj o co chcesz- wzruszyłam ramionami.
- Czy ty możesz mieć dzieci?- wyrzucił z siebie.
  Tego się nie spodziewałam. Czy mogę mieć dzieci... i teraz do mnie dotarło, dlaczego nasunęło mu się to pytanie. Dlatego, bo po pierwsze: mogę być nieśmiertelna, a z tego co wiem nieśmiertelni rzadko mają swoje prawdziwe dzieci. Ale przecież mówiłam mu, że mam rodziców! Pomyślał, że byłam ich adoptowaną córką i... 
  Nie mogłam się powstrzymać. Wybuchnęłam głośnym śmiechem, aż kanapa się zatrzęsła. Opadłam na poduszki i niemal zaczęłam się krztusić ze śmiechu. To co mi przyszło do głowy, było chyba najbardziej niedorzeczną i zwariowaną rzeczą, jaka kiedykolwiek przyszła mi do głowy. Ale czy moje podejrzenia są słuszne? 
  Ochłonęłam trochę, choć pewnie byłam czerwona jak burak. Jak zwykle- głupia reakcja.
- Na co ci to?- spytałam, rozluźniona- Chcesz poślubić jakąś demonicę i mieć z nią gromadkę dzieci? Wiesz, w sumie chyba widziałam jedną w twoim wieku, naprawdę śliczną...
- Przestań!- zaczerwienił się.
 Zaśmiałam się lekko i zmierzwiłam mu włosy.
- My... możemy mieć dzieci. Moja mama przecież urodziła mnie, co nie?- wskazałam na siebie- Możemy być nieśmiertelni, jeżeli tego zechcemy. Decydujemy o tym... po pewnej sytuacji. Nie wiem jakiej- kłamałam, ale musiałam. Jeszce Hodge będzie chciał coś od niego wyciągnąć.- W każdym razie, możemy mieć dzieci. Ale powiedz mi, dlaczego się o to pytasz?
- Bo... Jace obiecał mi, że się tobą zaopiekuje jeżeli spytam się o to.- jego policzki przybrały odcień szkarłatu, a głowę miał opuszczoną- Wiem, że to głupie pytanie, ale Jace ma tu co prawda mało do powiedzenia, ale dużo do robienia. Może ci bardzo dużo pomóc.
  To mi odjęło mowę. Po co Jace miał się mną przejmować? I po co mu to głupie pytanie? Do głowy przyszła mi tylko jedna irracjonalna myśl: że mu na mnie zależy. Ale to niedorzeczność! Łowca kochający demonicę? No czegoś takiego to nikt nie słyszał. Nie ma co: skandal na skalę światową.
  Ale... to by wyjaśniało jego troskę. Był przecież łowcą wszech czasów. Mógł mnie zabić od razu, ale zamiast tego- bronił mnie. Jego troska na pewno nie uszła nikogo uwadze...
  To szaleństwo. Nigdy nie mogę do siebie dopuścić takiej myśli. 
  Nagle przeszedł przeze mnie jakby prąd. Dostałam drgawek i zaczęłam wymiotować krwią. Max zaczął coś wrzeszczeć, ale nie mogłam rozróżnić słów. Osunęłam się na podłogę i uderzyłam głową o kanapę. Poczułam, że krew przylepia mi włosy do skroni. Ktoś uniósł mnie, ale ból był zbyt silny, abym mogła coś wyczuć. Pod palcami poczułam jedynie ciepło czyjejś skóry i jedwabiste włosy. 
  Jace?
Endless
- Co widziałaś?! Do diabła, Nadine!- szarpała ją Vennis.
- Przestań!- przywołałam ją do porządku i z troską spojrzałam na moją kuzynkę- Nadi. Co widziałaś? Co cię tak przeraziło?
  Nadine wróciła do siebie i spojrzała na nas z zawstydzeniem, ale i przerażeniem. Czego ona tak się bała? Z zimną krwią usiadła na swoim miejscu i potrząsnęła głową, jakby nie mogła uwierzyć w to co widziała. Cokolwiek to było. Splotła palce i westchnęła cicho, po czym spojrzała na nas z napięciem.
- Clary... jej przyszłość jest niejasna. Teraz będzie przechodzić przemianę, a jej losy będą się przeplatać z losami złotowłosego i małego...
- Maxa i Jace'a- szepnęła Vennis-  Jeszcze przemiana. Muszę stąd iść.- Vennis czym prędzej wybiegła z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami.
  Spojrzałam na nią zdezorientowana. Rzadko coś mogło wytrącić ją z równowagi. To musiała być grubsza sprawa. Chciałam za nią pobiec, jednak musiałam wysłuchać Nadine i dowiedzieć się co się dzieje.  Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam na siostrę z oczekiwaniem.
- Przemiana... to dosyć bolesna sprawa. To ci wyjaśni Vennis. Clary... jej przyszłość nie jest jasna. Ona wyjdzie z tego, ale w chwili gdy wychodzicie z nią na rękach.. obraz się rozmazuje i nic nie widzę. Nie mogę wam powiedzieć czy na 100 % będzie cała. Odbijecie ją, ale nie wiem...
-Czy żywą- dokończyłam z goryczą.
  Nadine jedynie pokiwała głową.  
  Chciałam uciec stąd jak najszybciej. Obraz martwej Clary... czułam, że serce mi zaraz pęknie. Musiałam się stąd wyrwać.
  Podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę.
- Przyszłość jest nieodgadniona, ale mamy na nią wpływ- powiedziała Nadine. Nawet się nie odwróciłam w jej stronę.
- Jesteś wyrocznią. Czy... przyszłość można zmienić?- spytałam łamiącym się głosem.
- To my tworzymy przyszłość. To od nas zależy koniec tej książki. Z powodu naszych wizji, nikt nie powinien rezygnować. Wiem, że nie zrezygnujesz z odbicia Clary. Ja też wam pomogę. Nie możesz jednak stawiać wszystko na jedną kartę... Myśl jak nasza babcia Lyss. Ona była bardzo sprytna. Ty też jesteś bystra. Poddaj się naturze czarownicy.
  Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wyszłam bez słowa pożegnania i czym prędzej skierowałam się w stronę domu.  
  Czeka mnie kolejna zarwana noc- tego byłam pewna. Ale nie mogę się poddać. Nie teraz.



Wiem, że krótki rozdział, ale nie mam czasu napisać dłuższego, do tego klawiatura zaczyna mi szwankować. Chciałam coś dodać, bo długo czekaliście i widzę, że niektórzy się niecierpliwią, Następny rozdział będzie dłuższy. 
  

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział X

Rozdział X
  Jeny, zemdlałam. Coś naprawdę się ze mną działo. Zwykle byłam silna i zdrowa jak ryba, a teraz? Nic tylko źle się czuję i mdleję. Brakuje jeszcze tego, aby ,, książę z bajki'' mnie wybawił z opresji.
  Obudziłam się na tej samej polanie, na której rozmawiałam z Endless. W mojej podświadomości. Ale teraz, to miejsce wyglądało inaczej.
  Ziemia pode mną była zimna. Na niemal czarnym niebie nie było słońca, które by mnie ogrzało, albo, które byłoby widoczne, a całą polanę porastała jedynie czerwona trawa. Żadnych kwiatów tylko czerwona trawa, która w dodatku zostawiała plamy na mojej skórze i ubraniu.
  Zdezorientowana tym widokiem, wstałam i zaczęłam się rozglądać. Co tu się stało? Czy to przez to, że ,, zachorowałam''? To przez moje złe samopoczucie? To były jedyne wytłumaczenia, które przyszły mi do głowy. Jedyne rozsądne wytłumaczenia.
- To mój świat- rozległ się czyiś głos.
  Mój głos. Tyle, że ja nic nie powiedziałam. Odwróciłam się w stronę głosu i zamarłam z przerażenia i zdziwienia.
  W moją stronę zmierzałam... ja sama, tyle, że bardziej przerażająca. Rude włosy powiewały na wietrze, czerwona sukienka ciągnęła się po ziemi, a w każdym miejscu gdzie dotknęła ziemi, wyrastały czerwone róże. Dziewczyna, która wyglądała identycznie jak ja, uśmiechnęła się do mnie ponuro i podeszła. Jej połyskujące jak u wampira oczy, najbardziej mnie przeraziły. Wyglądały jak dwa szmaragdy, wzniecone przez płomień, otulone wachlarzem długich rzęs.
  Nie chciałam wierzyć własnym oczom, że... sama stoję przed sobą?
  Dziewczyna zaśmiała się ponuro i pokręciła głową.
- Uspokój się, Clary. To mój świat. Jestem twoją... demoniczną stroną. Jeszcze nie obudzoną. W tobie kryje się wiele instynktów, ale jeszcze nie są aktywowane. Teraz właśnie się powoli przemieniasz. Nie pamiętasz tych ksiąg od Magnusa? Tam były wzmianki o przemianach demonów.
  W oka mgnieniu przypomniałam sobie stosy książek o demonach, które któregoś dnia ,, pożyczyłam'' od Magnusa. Tam było coś o przemianach.
- Podczas przemiany uzyskujemy ,, właściwy wygląd'', nasze charaktery będą wzmocnione tak samo jak umiejętności... ale nie jesteśmy nieśmiertelni- przypomniałam sobie ten tekst.
  Druga ja pokiwała głową.
- To prawda. Podczas przemiany, powoli zacznę ,, wychodzić'' z ciebie i staniesz się w zasadzie mną. To jaką mnie widzisz... to stanie się tobą. Niestety to następuje w takim momencie, a nie mam wpływu na przemianę. Będziesz musiała ją przejść, w Instytucie.
- A Endless będzie wiedziała o mojej przemianie?
- Będzie, ale dowie się dopiero wtedy, gdy spróbuje wejść do twojego umysłu. Ona jest wyszkoloną czarownicą. Gdy tylko zobaczy ten świat zorientuje się, co się dzieje. Vixen pewnie też się zorientuje, chociaż jeszcze nie przeszła przemiany. Ostrzegam cię jednak, że przemiana jest dosyć bolesna. Łowców pewnie nie będzie to obchodzić, ale zacznie, gdy się skończy. Wątpię, że Starkweather opowiadał im o demonach, które przeszły przemianę. Mało jaki łowca, potrafi zabić demona w pełni sprawnego. Przemiana dotyczy tylko naszego gatunku, inne demony tak nie mają, przez co są słabsze od nas, ale w sumie powinniśmy się z tego cieszyć. Jesteśmy silne i poradzimy sobie. Grega dlatego zabili, bo on nie przeszedł przemiany. Przemiana zachodzi kiedy chce. Niby dlaczego Łowcy nas zabijają, gdy jesteśmy już dziećmi? Żeby nasza moc nie wzrosła. Takie nasze życie.- wzruszyła ramionami, czekając na moją reakcję.
  Nie wiedziałam, co robić. Zaraz oprzytomnieję, czułam to. A co jeżeli Alec i Isabelle, będą chcieli coś mi zrobić, podczas przemiany? Z tego co słyszałam to okres, podczas którego rozwijają się nasze zmysły, w tym zmysł dotyku, więc to będzie męczarnia. Nie miałam jednak wyboru. Musiałam jakoś ukryć swoją przemianę, co na pewno będzie trudne. A potem ją wykorzystam, jeżeli w ogóle dożyję.
  I wtedy nad łąką rozpętała się burza. Błyskawice zaczęły uderzać w drzewa wokoło polany, a ciemne chmury przysłoniły niebo. To chyba oznaczało, że minął nam czas. Mina drugiej ja, mówiła sama za siebie. Zmarszczyła czoło czymś zmartwiona i uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Miała nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Pomachałam jej i wtedy uderzył we mnie piorun...
- Clarissa.- usłyszałam szept Hodge'a- Czy coś się stało? Chcesz mi coś powiedzieć?
  Nie otworzyłam oczu, ale wiedział, że jestem już przytomna. Ścisnęłam ręce w pięści i uśmiechnęłam się zawadiacko.
- No cóż, Hodge. Nie mam ci nic do powiedzenia.
Endless
- Po co tu jesteśmy?- spytała Vennis, patrząc nieufnie na mijanych czarowników.
- Muszę pogadać z moją kuzynką. Proszę, bądź dla niej miła- kazałam i przystanęłam przed naszym celem.
  Co prawda już chciałam iść spać, ale musiałam coś załatwić u mojej kuzynki. Nadine była medium, więc mogła mi powiedzieć, co będzie się działo dalej. Mieszkała ona w jednej z uliczek opuszczonego Chinatown.  Jedną z uliczek pod drugiej stronie miasta zagarnęły wilkołaki, a tą tutaj niedaleko centrum wzięli sobie Dzieci Magii czyli czarownice, czarownicy, magowie, czarodzieje i media wraz z wyroczniami. Dla ludzi budynki na tej ulicy były ruinami, a istoty, które tu chodziły- niewidzialne. jednak za czarami ukrywały się wspaniałe budynki, a Dzieci Magii chodziły sobie beztrosko bez obawy o to, że ktoś ich zobaczy. Wtapiając się w tłum również stałyśmy się niewidzialne. Byłam powszechnie znana w tej części, więc nie miałam problemów z dostaniem się do ,, Odgadnięta przyszłość''- sklepu, gdzie Nadine przywoływała do siebie wizje i mówiła o tym, co się stanie w przyszłości, w zamian za co dostawała kasę. Ja miałam wizję za darmo, więc w sumie miałam same plusy. Wzięłam ze sobą Vennis, aby poznała Nadine oraz trochę polubiła Dzieci Magii, do których jak mówiła ,, czuła taką miłość jak bocian do żaby''. Nas lubiła, ale reszcie nie ufała. Może kiedyś coś jej zrobili? Wszystko możliwe.
  Delikatnie zapukałam w drzwi sklepu i weszłam do niego. Nikogo nie było, a drzwi od ,, gabinetu'' Nadine były otwarte, zachęcając do wchodzenia. Kiedy przestąpiłyśmy próg, Vennis mimowolnie się skrzywiła przez rozchodzący się zapach palonych ziół, który był bardzo gryzący, ale ja się do niego przyzwyczaiłam. Kiedyś pomagałam Nadine w sklepie. Wzruszyłam jedynie ramionami, zajęłam swoje miejsce na fotelu po czym wskazałam jej, aby usiadła na krześle.
   Nadine mogła się pochwalić dobrym gustem. Ciemnofioletowe ściany uspokajały mnie i wprowadzały w stan odprężenia, zapachowe świece zachwycały swoim kwiatowym zapachem, a magiczne zasłony dawały poczucie prywatności. Służyły one do zagłuszania rozmowy między Nadine a klientem, aby nikt nie wykorzystał jego przyszłości. Wszystko urządzone z myślą, aby klientom było jak najlepiej.
  Jak na zawołanie, Nadine wyszła z pokoju obok i uśmiechnęła się na mój widok. Jej złote loki splecione w wymyślny warkocz spływały niemal na jej plecy, a orzechowe oczy wyglądały przyjaźnie i tajemniczo. Jak zwykle założyła swoją ulubioną, złotą sukienkę z ramiączkami, która podkreślała jej piękne kształty i brzoskwiniowy odcień skóry. Zawsze zazdrościłam Nadine wyglądu, ale starałam się tego nie okazywać. Byłyśmy w bardzo dobrych stosunkach i nie zamierzałam tego psuć, przez moją głupią zazdrość.
  Vennis spojrzała na nią nieufnie, ale siedziała cicho. Nadine zaśmiała się lekko i wyciągnęła rękę do Vennis. Kiwnęłam głową, aby jej odpowiedziała. Nadal nieufna podała jej dłoń i kiwnęła głową na powitanie.
- Hej, Endless. To pewnie Vennis Shepard. Jestem Nadine Lynn. Słyszałam o tobie i nie masz się czego bać, cokolwiek to jest- dodała widząc jej wrogość.
  Vennis uśmiechnęła się nieśmiało i rozluźniła. Czuła się już trochę lepiej.
- Nadine, potrzebujemy twojej wizji.- zabrałam głos i odsunęłam włosy z twarzy- Stawką jest życie Clary i być może Podziemnych...
- Znam tą historię i wszystko wiem. Moje wizje was wyprzedzają. Więc czego chcecie się dowiedzieć? Czego konkretnego?- spytała, siadając na przeciwko nas i patrząc na swoją szklaną kulę, która nie była żadną fałszywką, ale prawdziwą kulą, która pokazuje przyszłość.
- Najpierw chcemy wiedzieć czy czekają nas niespodzianki czy trudności w odbiciu Clary...
- To nieuniknione Vennis. Zawsze będą jakieś trudności- zauważyłam.
- Dobrze, że Vennis pyta... już...- Nadine skupiła się na kuli i na obrazie, który zaczął się wyłaniać spod mgły.
   Nie był to obraz, a tyle co symbole, które znały tylko media i wyrocznie. Inni tego nie znali. Z tego co mówiła Nadine, to była trudna sztuka do nauczenia się tego, ale dawała dużo satysfakcji i korzyści.
- Co widzisz?- spytała niecierpliwie Vennis.
- Oczywiście będą małe trudności. Clave jest czujne i w Instytucie są dodatkowe siły, o których nic nie wiecie...
- Piwnica- uświadomiła sobie nagle Vennis- Nigdy nie wolno nam było tam wejść. Mnie nigdy nie udało się tam dostać. Mogłam się domyślić, że ktoś lub coś tam jest.
- Nic więcej wam nie powiem. Są zakłócenia wywoływane przez Clave. Słucham dalszych pytań.- spojrzała na nas z oczekiwaniem.
  Teraz najważniejsze pytanie. Resztę dopytamy się potem.
- Czy... Clary przeżyje? Czy my ją odbijemy? Czy... Nadine!- krzyknęłam, gdy dziewczyna nagle osunęła się na ziemię.
  Zemdlała. Próbowałam ją ocucić, a Vennis ją podniosła i posadziła z powrotem na swoim miejscu. Po chwili się obudziła i spojrzała na nas z przerażeniem w oczach. Czy... to oznaczało, że Clary zginie?! Sama myśl o tym wywoływała we mnie mdłości. Vennis pomyślała pewnie o tym samym, bo widziałam, że to ona niedługo zemdleje, choć starała się to ukrywać. Uklękłam przy Nadine i położyłam swoją zimną rękę na jej.
- Nadine... powiedz, co nam się stanie. Co cię przeraziło- wyszeptałam.


Sorry, że długo czekaliście. Nie miałam kiedy napisać. Czekam na wasze komenty :D
 


  

poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział IX

Sorry, że tak długo na mnie czekacie. Nie ma na mnie usprawiedliwienia i sorry. A i do Anonimowego: ja piszę dla siebie, ale chcę jednocześnie zobaczyć, czy moje pisanie coś znaczy, bo nie chcę, abym pisała i nic potem nie osiągnęła. Z tego głównie chcę żyć w przyszłości, a nie wiem czy się nadaję. Przecież jest miliony nieodkrytych pisarzy, a ja nie chcę pisać na marne. Dlatego założyłam ten blog i jeszcze inny, aby zobaczyć czy moje pisanie ma sens.
Miło, że nowym na blogu się podoba. Staram się pisać szybko jak mogę i kiedy mam czas, a teraz nie mam zbyt dużo wolnego czasu, a do tego ten blog plus jeszcze jeden. Więc wiecie, ledwo wyrabiam, ale jestem czasem usatysfakcjonowana z moich osiągnięć. I mam nadzieję, że coś odniosę z pisaniem.
Okej, o to i kolejny rozdział.

IX Plany
- Jak to?! Niemożliwe! Krokodyle nie żyją w kanałach!- zaprzeczył Max, kręcąc głową ze śmiechem.
- Uwierz mi, że tam są. Sama je widziałam. Kiedyś je sfotografuje i ci przyniosę zdjęcia. To jeden z mało znanych faktów: krokodyle żyją w kanałach.- powiedziałam stanowczo, opatulając się kocem.
  Po zajściu z Alec'em siedziałam w salonie wraz Max'em na kanapie. Max błagał Hodge'a, aby dał mi kilka kocy i je dostałam wraz z kubkiem parującej, gorącej czekolady. Wszyscy łowcy byli w sali treningowej, a ja siedziałam z Max'em i próbowałam nie myśleć o tym zdarzeniu. Czego chcą ode mnie Isabelle i Alec? Dlaczego jestem dla nich aż tak uciążliwa? Okej, jestem demonem, oni je zabijają, ale jestem też w połowie człowiekiem. Też mam uczucia, a oni zachowują się jak roboty. Nie mogłam nawet sobie wyobrazić, że Max będzie taki jak on. Tak bardzo chciałam z nim pogadać i zabrać go do Magnusa, ale nie mogłam. Czułam, że cały czas jestem obserwowana. Miałam związane ręce, przynajmniej do czasu następnej rozmowy z Endless.
  Za drzwiami rozległy się głośne krzyki. Max i ja drgnęliśmy ze zdziwienia. Sprzeczali się o coś i to naprawdę zajadle. Czułam to. Przyłożyłam ucho do ściany i zaczęłam w skupieniu nasłuchiwać:
- Co ty wyprawiasz, Alec?!- rozległ się krzyk Waylanda- Nie  rozumiem cię. TO JEST DZIEWCZYNA, a nie worek treningowy!
- Mówisz tak, bo ją lubisz!- odparł Alec i walnął w któryś z mebli, aż zatrzeszczało coś- Szukasz kolejnej dziewczyny do podrywu! Ile ty już ich miałeś?! Z dwanaście?! Z każdego gatunku! Zaliczyłeś wszystkie jako swoje dziewczyny poza demonicami! Czy ty bawisz się w jakiegoś casanowę!? Ta dziewczyna nigdy nie powinna żyć! Powinno się stać z nią to z resztą! Powinna umrzeć! Jest zmorą tego świata, tak samo jak jej pobratymcy!
  Zmorą?! Na to słowo wyprostowałam się, czerwona z gniewu i zacisnęłam palce w pięści, żałując, że nie mogę rozgnieść kości Lightwood'om. Przysięgam na Anioła, gdy się uwolnię, nie popuszczę tego płazem. I innych czynów także. Strzeż się Alec. Strzeż się Isabelle.
- Alec ma rację!- usłyszałam Isabelle- Hodge, dlaczego jej bronisz?! Weźmiemy Maxa z dala od niej i zrobisz coś, aby cierpiała. Albo my to zrobimy. Aby nigdy więcej nie zbliżyła się do małego. Musimy go chronić za wszelką cenę, a życie jednego demona nie jest warte tyle co życie łowcy- powiedziała zimno.
  Przemógł mnie gwałtowny dreszcz. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę, a łowcy niestety słynęli ze swoich bolesnych tortur, od których tylko chciało się umrzeć. To mój koniec.
  I wtedy poczułam ból w kościach. Jakbym żywcem płonęła. Moje ręce zrobiły się całkiem czerwone i pokryły się czarnymi plamami, które na moich oczach zaczęły pojawiać się na całych ramionach. Dostałam ostrego ataku mdłości, aż skuliłam się i złapałam za brzuch. Z trudem utrzymywałam w żołądku wypitą czekoladę. Max podbiegł do mnie i zaczął mną potrząsać za ramiona. Pokręciłam słabo głową, a świat przed oczami zaczął się rozmazywać. Czułam, że staczam się w nicość.
- Clary! Clarissa!- wrzeszczał Max, na cały głos- Co się dzieje?! Powiedz mi! Błagam nie mdlej!
  Nie mogłam jednak się utrzymać. Nogi miałam jak z waty i cała zdrętwiałam, aż spadłam z kanapy na podłogę. Poczułam ból głowy, ale to było nic z płomieniem, który zaczął się we mnie tlić. Łzy zaczęły płynąć mi z oczu i opadłam w nicość.
Endless
- Nie możemy zostawić tych więźniów?- spytał ze znudzeniem Raphael- Przecież ona nawet ich nie zna i nie jest im nic winna.
- Wiesz, że Clary jest przywiązana do swojego gatunku i będzie miała wielkie wyrzuty sumienia, jeżeli ich nie uwolni.- zaprotestowałam.
- A poza tym, jeżeli ich uwolnimy, zyskamy więcej ,, żołnierzy'' do walki z Nocnymi Łowcami.- wtrąciła się Vennis i zaczęła chodzić po pomieszczeniu, nie tracąc kontaktu wzrokowego z Raphaelem- Więc jest dla nas korzyść i to wielka. Potrzebujemy przecież każdego, aby zwalczyć łowców. Byłam nim przez wiele lat i wiem, że wszyscy są świetnie wyszkoleni. Wygranie z nimi to niełatwe zadanie i w zasadzie nikomu się nie udało, a było wiele buntów.
- A skąd możemy mieć pewność, że możemy na ciebie liczyć- odezwał się jeden z wampirów, którego rozpoznałam. Zaco.
  Vennis w oka mgnieniu znalazła się za Zaco i złapała go za gardło. Ten próbował się wyszarpać z jej uścisku, ale na próżno. Ta dziewczyna potrafiła powalić chyba każdego. Raphael chciał skoczyć na nią, ale go złapałam za rękaw i powstrzymałam. Znałam Vennis i wiedziałam, że ona nie chce mu nic zrobić. Tylko jak to mówiła ,, nauczyć go dobrych manier''. Przycisnęła Zaco do ściany i nie krępując się naszą obecnością, przybliżyła swoją twarz do jego i zaczęła go ilustrować wzrokiem.
- Jak masz na imię?- wyszeptała słodkim tonem.
- Za... Zaco- odparł niepewnie chłopak. Nie widział co myśleć, o zachowaniu upadłej.
- Posłuchaj bambino. Mam cierpliwość, ale jest ona na dosyć niskim poziomie. Cały czas nic tylko to samo pytanie. Bla, bla, bla. Głupie gadanie. W każdym razie: nie wiesz jak wyglądało moje życie i nie masz prawa mnie oceniać- warknęła i odsunęła się od niego.
  Chłopak popatrzył na nią zszokowany i czym prędzej schował się za klanem, wyraźnie bojąc się dziewczyny. Vennis posłała w jego kierunku szyderczy uśmiech i stanęła obok mnie, pogwizdując wesoło, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Raphael zmarszczył czoło i pokręcił głową z rozbawieniem, pomieszanym ze strachem i szacunkiem dla Shepard.
- Vennis... a powiedz nam. Od dziecka byłaś wychowywana jako Nocny Łowca. Dlaczego chcesz walczyć przeciwko własnemu gatunkowi?
- Ja nie chcę walczyć przeciwko łowcom, ale Clave. Jest słabe i nieudolne, zmieniało nas w bezmózgie istoty. Wpajano nam, że to jest nasze przeznaczenie. Aby zabijać demony i to głównie doprowadziło do tego, że nie jesteśmy zbyt licznym ,, gatunkiem''. Nasze życie to było piekło. Nic tylko niekończąca się walka, ale po co? Okej, dla ludzi- dodała, widząc moją zdezorientowaną minę- Ale pomyślcie! Ruszcie tymi mózgami, jeżeli je macie! Nie wszystkie demony są złe, ale muszą takie być, bo odbieramy im prawo do życia. Są demony złe, które trzeba niszczyć, ale są też te dobre, które zachowują równowagę i chcą żyć. Niestety ta równowaga, jest zaburzona przez ludzi Clave, którzy nam wmawiają, że powinniśmy zabijać wszystkie demony, bez wyjątku. Wielu z was miało pewnie dzieciństwo, upływające na braku zajęć i odpoczynku. Ale my pracowaliśmy, uczyliśmy się zabijać, ale równocześnie zabijano w nas człowieczeństwo. Od dziecka byłam inna. Starałam się pozostać sobą. Był taki okres w moim życiu, gdy o mało nie stałam się tym potworem, ale obudziła mnie pewna czarownica, która uświadomiła mi błędy Clave, który odbijają się na wszystkich łowcach. Dlatego byłam odmieńcem. Myślałam, że może dorosnę, przetrwam, znajdę męża i urodzę dzieci, które nie będą uczyły się zabijać, ale żyć jak normalni ludzie, mimo swojej odmienności. Ale... Endless znasz tą historię. Oskarżono mnie o spiski z demonami, a ja nie spiskowałam. Starałam się przejść przez to piekło i ułożyć sobie życie. Teraz jednak, zostawiono na mnie klątwę i nie mogę żyć normalnie. Nie mogę żyć,  bo boję się o zemstę Clave na moich najbliższych. Zamierzam skończyć z ich rządami. Nie będę uczestniczyła w rzezi niewinnych, ale zamierzam zmieść Clave z powierzchni ziemi. Wy także w głębi serca nie chcecie zabijać łowców, ale chcecie zniszczyć słabe Clave raz na zawsze i wprowadzić porządek. Przecież żyjecie jakoś z likantropami i wilkołakami- zwróciła się do Raphaela- No co prawda, w niezbyt pokojowych stosunkach, ale jednak. Tak samo, może być z łowcami. Okej, Nocni Łowcy będą zabijać, ale przynajmniej tych co trzeba. Nie tych, co są niewinni. Przecież czy źli też was nękają. Nie tylko ludzi.- zauważyła i ukłoniła się teatralnie, kończąc swoją przemowę.
  Wszystkich zamurowało. Takiego wystąpienia się nie spodziewaliśmy, a Vennis miała rację. teraz dała nam do myślenia. Sam problem nie tkwił w istnieniu Nocnych Łowców, ale w istnieniu Clave. To oni byli powodem tych wojen i fałszywych porozumień. A gdyby była stabilna rada, która zaprowadziłaby prawdziwy pokój? Nie byłoby tego fałszywego pokoju, który swoją drogą jest irytujący i męczący i może żylibyśmy bez strachu o własne życie...
  Ale teraz musieliśmy się zmierzyć z rzeczywistością.
  Jako pierwsza otrząsnęłam się z szoku i wystąpiłam z naszego szeregu.
- Raphael, Vennis ma rację. Ale teraz musimy uwolnić Clary. Czy możemy liczyć na waszą pomoc?- spojrzałam na zgromadzony klan- Wiem, że Camille może się nie długo pojawić. Jeżeli nam nie pomożecie  poszukamy kogoś innego...
- Pomożemy wam- przerwał mi Raphael i kiwnął głową w stronę klanu- Już wcześniej, przed waszym przybyciem to omówiliśmy. Vennis niewątpliwie ma racje, ale o tym pogadamy później. Teraz trzeba się skupić na Clary. Vennis?- wampir odwrócił się w stronę upadłej.
- Plan jest prosty. Wchodzimy tajnymi wejściami, których na szczęście mam mapkę i wam na jutro przyniosę. Uwalniamy więźniów i odbijamy Clary. Clary chce wziąć ze sobą małego chłopca, Maxa. To równy dzieciak i możecie mu zaufać. Clary spróbuje zrobić sobie wyjście i wydostanie się na zewnątrz, a my ją zgarniemy. Leonell nam pomoże. Pytamy się jeszcze Królową Jasnego Dworu o pomoc, ale wątpię, że będzie nam chciała pomóc za darmo. Nie znoszę faerie- przyznała z przekąsem i wróciła do tematu.- Na razie Endless spróbuje rozeznać się w całej sytuacji. Ja też zdobędę informację...
- A skąd?- spytała Vixen, która dotąd trzymała się z tyłu.
  Vennis westchnęła niecierpliwie i machnęła ręką.
- Endless powinna się domyśleć od kogo. Od dupka Waylanda, którego pewnie nie znacie...
- Jace'a?!- krzyknęła jedna z wampirzyc, Anne.
  Pokiwałam głową zdziwiona, a Vennis zaśmiała się lekko.
- Niech zgadnę. Byłaś jego dziewczyną? Współczucie dla ciebie, kochana. Wayland  to taki...
- Daj spokój. Później go po obrażasz, kimkolwiek on jest- wtrącił Simon.
- No to, co? Sprawa załatwiona?- spytała Vixen- Jutro dopracujemy plan i uderzymy?
- Nie jutro. Jutro niestety mam patrol. Ktoś się kręci w okolicy i morduje wampiry z okolicznych klanów. Musimy sprawdzić, kim oni są. Simon, mam nadzieję, że możemy na ciebie liczyć?- zwrócił się Raphael do Lewisa.
  Simon kiwnął głową na znak, że się zgadza i podali sobie ręce. Nawet nie spojrzałam w oczy wampira, nadal zła za jego zachowanie. Vixen poklepała mnie po ramieniu i uśmiechnęła się pocieszycielsko.  Zawsze starała się wszystkich pocieszać.
- To koniec spotkania. Zaraz sobie odpoczniesz, Endless. Prawda, Vennis?- zwróciła się do dziewczyny.
  Vennis nałożyła na oczy ciemne okulary i uśmiechnęła się figlarnie.
- To koniec. Miło było, ale lecimy. Spotkamy się za dwa dni, pasuje?
- Dobrze. Będziemy czekać- kiwnął nam Raphael na do widzenia- Wyprowadźcie ich.

piątek, 12 października 2012

Rozdział VIII


Wiem, długo czekaliście. Nie miałam czasu, a teraz dopadła mnie choroba więc siedzę w domu i piszę :D Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Liczę na komentarze!
VIII Wszystko co złe, szybko wraca
  Na środku ciemnej polany, stała piękna dziewczyna. Jej długie, złote loki powiewały na wietrze, zwiewna suknia idealnie podkreślała kształt jej figury, a księżyc...
- Wyglądał jak kulka lodów waniliowych- mruknęłam i przewróciłam stronę, na pustą kartkę.
  Starałam się zabić czas. Był środek nocy. Nie mogłam zasnąć. Miałam zbyt dużo energii. Rysowałam, co tylko przychodziło mi do głowy. Narysowałam zagajnik, w którym ćwiczyliśmy, kukiełkę, którą Max rozwalił... i Jace'a. Był taki... uroczy? Nie. Był... dużo spokojniejszy. Wyglądał tak, jakby był wyczerpany swoim istnieniem. Nie znałam jego historii... ale w końcu sama byłam sierotą. Czułam jego ból. Nie mogłam wyjść z pokoju, przez runy.
  Nagle rozległ się cichy trzask. Odwróciłam się w stronę  drzwi, ale wszystko było w porządku. Położyłam szkicownik na komodzie i wstałam. Wyczuwałam czyjąś energię witalną. Bardzo blisko mnie. Nagle ktoś mnie mocno objął i zakrył mi usta dłonią. Zaczęłam się szarpać, próbowałam krzyczeć, ale nic. Coś błysnęło. Ostrze. Przymknęłam powieki... i wtedy rozległ się głuchy trzask. Ktoś zapalił światło. Leżałam na ziemi. Zaczęłam ciężko oddychać. Odwróciłam się w stronę drzwi i zobaczyłam oszołomioną Isabelle. Podążyłam za jej wzrokiem i zamarłam.
  Ten ktoś, to był Alec. Jace przycisnął go do podłogi i siedział na nim, jak to robią kolesie w rieslingu. Patrzył na niego z bólem i wściekłością. Nigdy nie widziałam takiej furii. Przytrzymał swojego przyjaciela i spojrzał na mnie troskliwie.
- Clary... nic ci nie jest?- puścił Aleca, i przybliżył się do mnie.
  Odsunęłam się szybko i przywarłam do ściany. Jakby w obawie, że się na mnie rzuci.
- Nic mi nie jest- szepnęłam.
  Jace zwrócił wzrok na Aleca i złożył dłonie w pięści.
- Co ty zrobiłeś, Alec?! Dlaczego się na nią rzuciłeś?!- zaczął na niego wrzeszczeć.
  Alec leżał bez ruchu. Nic nie mówił. W pokoju zaległa cisza. Sztylet leżał na moim łóżku. Jeszcze chwila, a byłby czerwony od mojej krwi... Zadrżałam. Objęłam się ramionami. Zrobiło mi się zimno. Jace to zauważył. Podbiegł do mnie i otulił swoimi ramionami. Nie chciałam, aby mnie przytulał przy nich, ale było mi zimno.
- Isabelle!- zagrzmiał- Idź po ciepłe koce i coś do picia. I weź Aleca do Hodge'a.- rzucił, nie patrząc w ich stronę, ale w moje oczy.
  Trochę mnie to skrępowało, ale po chwili już ich nie było. Wyplątałam się z jego objęć i usiadłam na łóżku. Zadrżałam i otuliłam się kołdrą. Opuściłam głowę i zasłoniłam się włosami. Chciałam się od tego wszystkiego odciąć.
- Zaraz wrócę- usłyszałam zirytowany głos Jace, i trzask zamykanych drzwi.
  Nie poruszyłam się.
  Endless. Błagam. Pośpiesz się.
Endless
- Monroe! Otwórz to okno!- krzyczała Vennis.
  Podniosłam się gwałtownie z łóżka i podbiegłam do okna. Otworzyłam je i odsunęłam się. Do pokoju weszła nie tylko Vennis, ale i... Vixen i Simon?! Wszyscy byli ubrani na czarno. Vixen niemal błyszczała wśród towarzystwa. Poczułam kującą tęsknotę. Jej włosy były tak samo czerwone, jak włosy Clary, kiedy była noc. Obydwie były wtedy... takie nieludzkie. Prawdziwe. Na swój sposób ,, normalne''.
  No nie ma co. Fajna pobudka.
- Normalne? Żebyś ty widziała wściekłą Vixen. Pomyślałabyś, że jest w połowie faerie, albo jest spokrewniona z wielką stopą- skwitowała Vennis.
- Aż tak źle, to chyba nie jest- mruknęła Vixen.
- Mam jej pokazać? Nagrałam cię.
- Nienawidzę cię, Shepard.
- Nawzajem, Finnick.
- Dosyć- ucięłam i spojrzałam na nich ze zirytowaniem- Czego tu chcecie?
  Simon podszedł do mnie ostrożnie i ujął moją dłoń.
- Raphael powiedział, że mamy do niego przyjść, więc przyszliśmy też po ciebie. Ubraliśmy się na czarno, aby nie zwracać na siebie uwagi- wytłumaczył.
- Bardziej wyglądacie jak jacyś bandyci, którzy planują skok na bank- zauważyłam i wyszarpałam rękę z jego uścisku. Nadal mu nie wybaczyłam.
  On jedynie westchnął i odszedł za Vixen. Miał spuszczoną głowę. Niech czuje się winny. Należy mu się.
  Vennis pokręciła głową i spojrzała na mnie niby ,,karcąco''. Nie mogła ukryć, że lubiła Simona. Nie, żeby była w nim zakochana czy coś. Po prostu miała do niego... pewien szacunek. Nie wiedziałam dlaczego. Nigdy mi tego nie wytłumaczyła. Mam nadzieję, że to niebawem zrobi.
- To przebierz się.- Vixen pokazała na łazienkę.
  Posłusznie weszłam do łazienki, wcześniej zabierając ze sobą czarny top i krótkie czarne spodenki. Przebrałam się i rozpuściłam włosy. Szybko wyszłam z łazienki i kiwnęłam głową w stronę okna.
- Idziemy do Dumort.- kazałam.
*****************************************************
- Nie rozumiem, dlaczego Raphael mieszka w takiej...
- Norze? Dziurze?- dokończyła za Simona Vixen.
- Bardziej to mi przypomina te nawiedzone domy z horrorów- przyznałam.- Brakuje tu tylko pajęczyn. No i duchów.
- Przecież ten hotel jest nawiedzony, ale nie przez duchy tylko wampiry.- zaśmiała się Vennis.- Taka mała odmiana. Może nakręcimy własny horror? ,, Hotel wampirów'' albo ,, Nawiedzony hotel''. Może zdobędziemy Oscara?
  Vixen i Simon spojrzeli po sobie, a ja jedynie wzruszyłam ramionami. Na samym początku naszej znajomości miałam ją za szaloną. Zwariowaną Vennis. Każdy ją miał za dziwadło: chodziła w słuchawkach i z ciemnymi okularami jak ta Ever z sagi ,,Nieśmiertelni'' Alyson Noel. Potem jednak poznałyśmy z Clary jej sekret i zaczęłyśmy się z nią kolegować. Może nawet jesteśmy przyjaciółkami. Nie wiem, jak określić naszą więź: siostrzaną, ale i koleżeńską. Simon i Vixen dowiedzieli się o wszystkim ostatni, ale się z tym pogodzili. Ledwo, ale jakoś, choć mieli do nas trochę pretensji.
- Na co czekamy?- spytałam.
- Musimy czekać na jakiegoś wysłannika. Nie możemy wkroczyć na ich teren, bez zaproszenia. Sami nas muszą wprowadzić. Zasada przymierza- wyjaśniła Vennis.
- Myślałem, że ciebie przymierze nie obowiązuje.- przyznał Simon- No wiesz, skoro teraz jesteś podziemną, a nie łowczynią...
- Mimo, że mnie wyrzucili, nadal mam w sobie krew Clave. Jestem tym związana na całe życie, mimo, że mnie wyrzucono. Ale szczerze, wolę to życie od tamtego, gdy byłam łowcą. Teraz mam spokój, a wcześniej nic tylko walka i walka.
- To musi być ciężkie. To całe życie nocnych łowców- zauważyłam.
  Pokręciła głową i westchnęła.
- Wasze życie. Życie podziemnych, także nie jest usłane różami, nieprawdaż?- zauważyła.
  I tu miała rację. Ciągły strach przed śmiercią, nie był lepszy od bezustannej walki. W zasadzie to była jedyna rzecz, która łączyła podziemnych z łowcami. Czasem naprawdę mnie irytowała ta wojna podziemni vs łowcy. I tak nikt nigdy nie wygrał.
- To jednak może się zmienić.- powiedziała Vennis- W jednej z ksiąg, z których się uczyłam, gdy byłam jeszcze małym łowcą, krąży ,,legenda'', o tym, że jeżeli pojawi się na przykład potężny przedstawiciel podziemnych, wtedy łowcy będą zgubieni. Tak jak w tej książce Lauren Kate ,,Upadli''. Tam było, że potężny anioł może przechylić szalę na stronę nieba albo piekła. Tam był Daniel, a tu nie wiadomo. Tu jest ta sama filozofia tylko, że: nie wiemy, kto to będzie i jakie to będzie miało skutki, dla rasy, która będzie zgubiona. Równie dobrze, ten ktoś może tylko usunąć złych, a zostawić dobrych. Nigdy nic nie wiadomo.
- Ten świat to w ogóle jedna, wielka niewiadoma- stwierdziłam.
  Vennis przytaknęła.
  Nagle coś jakby upadło z całej siły na ziemię. Zdążyłam mrugnąć okiem i po chwili przed nami stał jeden z wampirów: o długich do ramion jasnych włosach i czarnych oczach. Jak wszystkie wampiry, był oczywiście zniewalająco piękny, ale teraz nie zwracałam na to uwagi. Musiałam szukać Clary.
- Raphael kazał mi po was wyjść- oznajmił beznamiętnym głosem- Musimy wejść przez piwnicę.
- A dlaczego? Mogę was podrzucić- zaproponowałam.
  Simon i Vixen spojrzeli na mnie zdumieni, ale Vennis wiedziała, o co mi chodzi. Sama miała naszego ,, asa''. W zasadzie parę ,, asów''. Obydwie zaczerpnęłyśmy powietrze i usłyszałyśmy jakby łaskotanie. Skrzydła zostały uwolnione. Nasi towarzysze spojrzeli po sobie zdumieni, a my uśmiechnęłyśmy się do siebie.
  Nasze skrzydła różniły się. Jej były szerokie i srebrno-złote  jakby były zrobione z tkaniny, z której robi się suknie na bale. Moje były granatowe i w miarę duże, ale mniejsze od skrzydeł Vennis. Mimo to, potrafiły rozwijać ogromne prędkości. Kto powiedział, że małe nie może być szybkie?
  Mimo niechęci, wzięłam Lewisa za ręce i wystrzeliłam w górę. Miałam ogromną siłę, a wampirek nie był dla mnie dużym ciężarem. Za sobą słyszałam skrzydła Vennis, która trzymała Vixen. Dorównała mi tempem i kiwnęła głową w stronę rozbitego okna, które było na najwyższym piętrze hotelu. Tam musiał być Santiago i jego banda. Wlecieliśmy przez okno i z wdziękiem opadliśmy na ziemię. Santiago już stał ze swoimi sługusami i na nas czekał. Był taki jak go pierwszy raz zobaczyłam: przystojny, zniewalający i tajemniczy. Nic się nie zmienił.
  Przystanęliśmy obok nich. Ja i Vennis schowałyśmy skrzydła. Simon wyszedł na sam środek przestrzeni, która nas dzieliła od klanu. Uśmiechnął się serdecznie i wyciągnął rękę do Raphaela.
- Raphael. Dawno cię nie widziałem, zresztą jak moje towarzyszki. Przedstawię was: ruda to kuzynka Clary, Vixen.- wskazał na Vixen, a ona jedynie kiwnęła głową na powitanie- Vennis Shepard, upadła. Jest po naszej stronie, więc nie obawiajcie się jej- dodał, gdy wampiry zaczęły warczeć. Pewnie się bały, że Vennis jest szpiegiem. Uśmiechnęła się niewinnie i pokręciła głową.- A tu jest Endless, którą z pewnością znasz. Bywała tu razem z Clary.
  Raphael zmierzył nad od stóp do głów i uśmiechnął się tak, aż wystawały mu ostre kły. Przeszedł mnie dreszcz, który zawsze się pojawiał, gdy widziałam kły. Reszta klanu patrzyła na nas z zaciekawieniem, ale jednocześnie pilnowała Raphaela. Bali się o swojego przywódcę.
- Witajcie. Rzeczywiście Simonie, dawno się nie widzieliśmy, a co do twojej uroczej towarzyski Endless, to znam ją. Vennis możesz czuć się tutaj komfortowo. Wybacz za uprzedzenia wobec ciebie. Pierwszy raz widzimy kogoś, kto odszedł z Clave- Raphael zwrócił się słodkim głosem do Vennis.
- Rozumiem wasze uprzedzenia, ale nic nie poradzę na to kim jestem- wzruszyła ramionami.
- Oczywiście, Vennis. Bądź pewna, że mój klan będzie cię dobrze traktował. Witaj moja Endless- podszedł do mnie, omijając Simona, wziął moją rękę i ucałował- Piękna jak zawsze i kusząco pachnąca. Nic się nie zmieniłaś.
- To samo mogę o tobie powiedzieć- starałam się, aby mój głos się nie załamał.
  Raphael kiwnął mi głową i tym razem stanął przy Vixen, która stała niewzruszona i starała się zachowywać spokój. Wampir przez chwilę jej się przyglądał i ukłonił się nonszalancko. Starał się pokazać, że jest gentlemanem.
- Witaj, Vixen. Miło mi cię tu widzieć. Przykro mi z powodu twojej kuzynki. Clary była i jest dla mnie ważna. Zrobię wszystko, aby ją uwolnić- obiecał i odszedł z powrotem do swojej grupy- Więc macie jakiś plan? Jak możemy wam pomóc?
- Wasza pomoc jest niezbędna, tak samo jak innych. Zacznijmy rozmawiać o naszym planie.- zaczęła Vennis.

Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy