wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział III

Miło mi, że kilku osobom spodobało się moje opowiadanie. Mam nadzieję, że więcej osób będzie obserwować i komentować, ale dopiero zaczynam :D
O to i trzeci rozdział. Czekam na komentarze!
III Instytut
  Potrząsnęłam głową i otworzyłam oczy. Wstałam gwałtownie, aż zakręciło mi się w głowie i chwyciłam się ściany, aby nie upaść na podłogę. Wyprostowałam się delikatnie i przemknęłam wzrokiem, po pomieszczeniu. 
  Siedziałam na drewnianym łóżku. Ściany były koloru beżowego, a meble barwy mahoniu. W pomieszczeniu było tylko jedno duże okno. Nie było żadnych obrazów, ani dekoracji. Widać było, że nikt tu przede mną nie mieszkał. 
  Przymróżyłam oczy i zobaczyłam, że drzwi się świecą. Okno także. Musieli je czymś zabezpieczyć. Pewnie bali się, że ucieknę. Nie miałam sił. Byłam cała obolała, a w miejscu gdzie oberwałam, czułam jak coś mi pulsuje. Złapałam się za tył głowy i jęknęłam.
  Ktoś cicho zapukał do drzwi. Nie mogłam otworzyć, więc nadal siedziałam. Drzwi się otworzyły, ale za nimi nie było żadnego wielkiego nocnego łowcy, tylko mały dzieciak o czarnych włosach, z widocznymi szkłami kontaktowymi, zamiast okularów. Był szczuplutki. W ręku trzymał  Naruto. Lubił komiksy. To było widać.
  Spodziewałam się jakiegoś osiłka, a nie małego chłopca. Nie chciałam go skrzywdzić. Wyglądał całkiem słodziutko. Jego energia witalna była lekko widoczna. Ze zdziwienia przekrzywiłam głowę i spojrzałam na niego zaskoczona.
- Hę...po co tu przyszłeś, mały?- spytałam, marszcząc brwi.
  Uśmiechnął się nieśmiało i zamknął cicho za sobą drzwi. Teraz zobaczyłam, że komiks jest strasznie gruby. Były tam dwa tomy w jednym. Podszedł do mnie ostrożnie i wyciągnął rękę.  
- Słyszałem, że moje rodzeństwo złapało demona. Pomyślałem, że się przywitam. Jestem Max Lightwood.- przedstawił się.
  Ten mały był pokręcony, ale...bardzo fajny. Uśmiechnęłam się serdecznie i uścisnęłam jego rączkę.
- Clarissa Fray. Ale mów mi Clary, Lisica, albo Lisi. Mam trochę ksywek- przyznałam.
- Lisica? Od włosów?- domyślił się.
  Przytaknęłam. Zrobiłam mu miejsce na łóżku i pokazałam, aby usiadł. Zyskałam widać jego zaufanie, bo bez wahania zajął miejsce koło mnie i podał mi komiks.
- Nie ma tutaj dużo rozrywek. To jeden z niewielu komiksów jakie mam, ale to jest najgrubszy tom. Właściwie dwa. Złączyłem je i teraz możesz się czymś zająć przez czas kiedy tu będziesz- wzruszył ramionami.
- A wiadomo ci, ile tu będę?- spytałam z ciekawości.
  Pokręcił głową.
- Nic mi nie mówią. Chyba się domyślili, że z tobą pogadam. Nie rozumiem mojego rodzeństwa. Ani tej wojny, ani tej nienawiści podziemnych i łowców- przyznał.
  Więc to był jego problem. Nie był rozumiany przez swoich. Zdjęła mnie litość do tego chłopca. Max wydawał się fajny. Był jeszcze dzieckiem, ale rozumiał, co się dzieje w naszych światach. Dorosły i dziecko w jednym.
  Pokiwałam głową ze zrozumieniem i objęłam go delikatnie ramieniem.
- Czasem myślimy, że jesteśmy nierozumieni przez naszych, ale prawda może wydawać się inna- pocieszyłam go.
- Isabelle, Alec i Jace, mają inne zdanie niż ja. Zawsze się z nimi kłócę, o traktowanie ,,więźniów'' jak to was nazywają.- westchnął ciężko i przytulił się do mojego boku.- Czasem myślę, że nie nadaję się na nocnego łowcę. Nigdy nie będę taki jak Jace.
  Jace? Ten blondyn? Niby czego on ma mu zazdrościć. Był tysiąc razy lepszy od niego.
- A co niby jest w nim tak niezwykłego?
- Jest najlepszym łowcom. Nikt mu nie dorówna, z jego rocznika. Isabelle także jest najlepsza. Alec ochrania ich. Wszyscy są bardzo znani, poza mną!- jęknął.
  Więc to o to chodziło. O to, że oni byli chwaleni i uwielbiani wśród łowców, a mały się nie liczył. 
- Ale jeszcze przed tobą daleka droga- zauważyłam.
- Nigdy nie będę taki jak moje rodzeństwo- zaszlochał.
  Łzy napłynęły mu do oczu. Postanowiłam wykorzystać sztuczkę, którą robił mi Magnus, gdy byłam mała. Skumulowałam moc w dłoniach. Otarłam łzę z jego policzka, skupiłam się... i z łzy wyrósł śliczny kwiatek, o złotych płatkach. Przystawiłam go do oczu Maxa i uśmiechnęłam się.
- Będziesz świetnym nocnym. Na pewno. A jeżeli chcesz, nauczę cię jak się bronić przed nami, demonami i tak dalej. Znam wszystkie sztuczki. Uczono mnie ich od dziecka- przyznałam.
  Nauka małego może być interesująca. Wystarczyła mi minuta, abym mu zaufała. Czułam, że ten dzieciak jeszcze będzie kimś. Nauczenie go paru sztuczek, nie powinno być złe. Po prostu będzie musiał się obronić, w chwili rozpoczęcia wojny. Wtedy już nikt nie będzie bezpieczny.
  Wzdrygnęłam się, na samą myśl o wojnie. Wolałam na razie żyć w spokoju. Co prawda wisiała w powietrzu, ale nikt się jeszcze nie zabezpieczał, na wypadek najazdu. Ja także. 
  Jego ciemne oczy patrzyły na mnie z błyskiem. Przytuliłam go do siebie i pogłaskałam po włosach.
- Naucz mnie.- szepnął.
- Jak chcesz- oderwałam go od siebie i uśmiechnęłam się pocieszająco- To zostanie naszą małą tajemnicą. Jeżeli mnie już tu nie będzie, to masz- sięgnęłam do kieszeni spodni i wyjęłam z niej mój niebieski naszyjnik. Służył on do komunikowania się, poprzez sny- Gdybyś mnie potrzebował, nawet teraz, załóż to przed snem i pomyśl moje imię. Pojawisz się w moim śnie, albo jeżeli nie będę spać: w moim umyśle.
- Dzięki!- pisnął i niemal skakał z radości.
- Co tutaj się dzieje?!- doszedł nas surowy głos.
  Nie zauważyliśmy, że mamy gościa. Mały wyraźnie zbladł  i zszedł z łóżka. 
  Przy drzwiach stała ta brunetka z klubu, która była ,,przynętą'' na Grega. Przebrała się w krótką, czarną spódniczkę i niebieski top bez ramiączek. Na widom mój i Maxa, zrobiła się czerwona na twarzy, a jej ręka cały czas się trzęsła.
- Izzy...- szepnął Max.
- Max! Mówiliśmy ci coś! Masz nie gadać z tą poczwarą!- krzyknęła na niego.
  Zaczął się cały trząść, ze strachu. Wkurzyłam się na Isabelle. To było jeszcze dziecko. Gwałtownie wstałam z łóżka i w ciągu sekundy stałam na przeciw dziewczyny, z wojowniczym wyrazem twarzy, trzymając z tyłu, małego za rękę. Ścisnął moją dłoń i przytulił się do mojego boku.
  Isabelle wyglądała na wstrząśniętą.
- Max!- pisnęła- Puść ją! To demon!
- Ale mnie rozumie- zaprotestował.
- Max- szepnęłam czułym głosem.- Idź stąd. A ty Isabelle- zwróciłam się do jego siostry- Nie podnoś na niego głosu. Max. Idź stąd.
- Już, Clary.- poddał się i wybiegł z pokoju.
  Zostałam sama z brunetką. Była na mnie bardzo wkurzona. Niemal przeszywała mnie wzrokiem, a ja jedynie stałam nieporuszona i patrzyłam na nią wyzywająco, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Pokiwałam głową z oburzeniem.
- Nie można tak traktować małego dziecka. Nie wymagaj od niego zbyt dużo- skarciłam ją.
  Kolory napłynęły jej do twarzy. Zaczęła zgrzytać zębami.
- Nie waż mi się mówić, jak mam traktować Maxa! On nie może mieć miękkiego serca, dla takich potworów jak wy.
- Oceniacie nas po legendach, czy po charakterze? Bo zdaje się, że tylko po starych historiach- syknęłam.
- Mamy takie prawo!
- Nie macie żadnego prawa! To prawda: w naszych szeregach jest wielu złych, ale u was też tacy są. I nie udawaj, że nie ma. Wypierasz się prawdziwej historii, którą tak dobrze wszyscy znają!- krzyknęłam.
- Zamknij się, demonie!- krzyknęła i zdzieliła mnie batem, po twarzy.
  Nie zauważyłam, że go ma. Bat był ze złota, które dla nas było szkodliwe. Trafiła mnie w policzek i prawie trafiła w oko, ale w ostatniej chwili udało mi się robić unik. Mimo to zostawiła wielką rysę, przy moim oku. Wydałam z siebie głośne warknięcie i rzuciłam się na nią, próbując zadać jej wiele ran. Skumulowałam w sobie moc i raziłam ją tak, jakby moja skóra była pod napięcięm. Zdzieliła mnie batem, aż trafiła w miejsce gdzie miałam znak. Czarną lilię. To był nasz słaby punkt. Wrzasnęłam z bólu i rzuciłam nią w ścianę. Odbiła się od niej i krzyknęła. W ścianie została dziura. Chciała się na mnie rzucić, ale nagle złapał ją ten ciemnowłosy ( to pewnie był Alec), a mnie Jace. Trzymał moje ręce w żelaznym uścisku. Przestałam się rzucać i sapnęłam. Jace puścił moje dłonie, gdy zobaczył, że sytuacja została opanowana. Dotknęłam delikatnie rany przy oku i syknęłam. Rana strasznie piekła. Alec wyprowadził Isabelle z pokoju, ale Jace został. Odwrócił mnie twarzą do siebie.
- Na Anioła- mruknął- Wyglądasz strasznie. Teraz pewnie rzucisz się do łazienki i będziesz szukała kosmetyków.
- Nie maluję się- przyznałam, nadal warcząc.
  Jego brwi się uniosły
- Serio? Isabelle...
- Nie jestem jak ona- przerwałam mu i odsunęłam włosy na bok- Czego ode mnie chcesz?
- Mam cię zabrać do Hodge'a.- wyjaśnił- To nasz nauczyciel. Może mentor. W każdym razie: nie wiem, czy chce czekać, więc zabiorę cię w takim stanie, jakim jesteś. Pewnie znajdzie bardzo szybki sposób, aby cię doprowadzić do normalnego stanu. Ta myśl powinna być dla ciebie pocieszeniem.
- Ja nie widzę tu żadnych plusów, ale chce mieć to szybko za sobą- dałam mu ręce.
- Bardzo dobrze postępujesz- mruknął i chwycił mnie za nadgarstki.
  Po moim ciele przeszedł łagodny dreszcz. Czułam jak się...denerwuje? To by wyjaśniało pot na jego czole. Wątpię, że się ze mną nasiłował. Wziął mnie za nadgarstki i wyprowadził z pokoju.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział II


    II Spotkanie w Pandemonium
- Nie wierzę, że dałam ci się namówić na ten klub- mruknęłam zirytowana, stojąc w kolejce do klubu Pandemonium.
  Endless uśmiechnęła się pocieszająco i pogroziła palcem.
- Nie uciekaj stąd, bo inaczej powiem Magnusowi o twojej akcji z wampirami- zagroziła.
  Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Nie zrobisz tego.
- Może tak, może nie. No weź! Zabawimy się! I...możemy wejść?- spytała ochroniarza.
  Kiwnął głową na znak, że możemy i wpuścił nas do środka. Wszędzie rozbrzmiewała piosenka Shaggy feat Eve- Girls Just Wanna Have Fun. Mimowolnie zaczęłam się kołysać w rytm muzyki. Endless pociągnęła mnie za ramię i znalazłyśmy się w środku.
  Muzyka to było nic. Wielka dyskotekowa kula wypełniała pomieszczenie mieszaniną kolorów. Podłoga trzęsła się od tańczących par. Na parkiecie był tłum tańczących par, a jedna własnie zmierzała do... chyba składzika. Pewnie tam się obściskiwały. Ogólnie panowała tu taka...nieziemska atmosfera. I to właśnie lubiłam. Dobrze, że ubrałam się w tą srebrną bluzkę na jedno ramię i dżinsowe, krótkie spodenki. Przynajmniej nie wyróżniałam się z tłumu. Endless także. Tyle, że ona odstawiła się w czerwoną sukienkę bez ramiączek, a niesforne czarne włosy zostawiła rozpuszczone. Wyglądała niczym wampirzyca, choć była czarownicą. 
- No chodź, Clary!- pisnęła.
  Poddałam się ze śmiechem. Na razie nie widziałam nikogo z mojego świata. Nie musiałam się niczego obawiać. 
- Okej- wzięłam ją za ramię i poprowadziłam na środek parkietu. 
  Tańczyłyśmy do utraty tchu. Dwaj chłopcy ( całkiem przystojni) zagadali do nas i tańczyłyśmy z nimi. Było bardzo duszno, ale nikomu to nie przeszkadzało. Para obok nas tańczyła normalnie tango, a wszyscy gwizdali jedynie i klaskali. Ja i Endless tańczyłyśmy jak kiedyś, gdy byłyśmy małe i uczęszczałyśmy na lekcje Street Dance'a i Hip-hopu. Znałyśmy się od sześciu lat. Byłyśmy jak siostry. Wszystko o sobie wiedziałyśmy i zawsze się sobie wyżalałyśmy. Byłyśmy takimi bratnimi duszami i często robiłyśmy wszystko razem. Tak samo było i z tańcem. Na początku narzekałam na to, ale teraz te lekcje się przydały, a ja bawiłam się świetnie.  
  Nagle zauważyłam jednego z nas. Był ,,człowieczym'' demonem, jak to się nazywaliśmy, bo jako jeden z niewielu gatunków, mogliśmy wyglądać jak ludzie. Ja też byłam z tego gatunku. Charakteryzuje się on tym, że jesteśmy pół-ludźmi, pół-demonami.  Tyle, że dla łowców to nie miało znaczenia. Demon to demon- za takich nas postrzegano. 
  Był to Greg. Poznałam go, po jego ,,unikalnych'' jasnoniebieskich włosach. Szukał ofiar. Żywiliśmy się energią witalną ludzi. Magnus często mi dostarczał siłę witalną, choć nie wiedziałam jak. Dawał mi ją, w postaci złotego ,,soku''. A Greg robił, co chciał. Wiedziałam, po jego minie, że już ktoś ucierpiał. Kiedy mnie spostrzegł uśmiechnął się do mnie i błysnął zębami. Pokręciłam głową i przestałam sobie nim zawracać uwagę...aż zobaczyłam coś, co na pewno doprowadzi go do zguby. A raczej kogoś.
  Była to wysoka, smukła dziewczyna o długi czarnych włosach i czarnych oczach ( błyszczały z daleka). Miała na sobie zwiewną, białą suknię i naszyjnik z czerwonym kamieniem, wielkości pięści. Czułam od niej mocną energię witalną, że aż ślinka ciekła, ale też i... To była nocna łowczyni. Moja nauczycielka- Emeril, nauczyła mnie wyczuwać nocnych łowców. A Greg tego nie umiał.
  Greg złapał się na nią i zaczął zwodzić swoją ofiarę. Poszli razem do składzika. Po chwili zauważyłam blondaska i ciemnowłosego, zmierzających do składzika, gdzie był Greg i ta dziewczyna. Złapał się na łowców. Idiota. Wydał na siebie wyrok śmierci. Ale skoro oni tu są...ja też muszę uciekać. Obydwie musimy uciekać.
  Endless zauważyła, że coś się dzieje.
- Co jest?- spytała zmartwiona.
- Łowcy- syknęłam.
  Zesztywniała i zbladła. Jej wzrok powiódł do składzika. Pokiwałam głową. Trzeba było stąd uciekać...ale Greg. Nie. Musisz uciekać. 
- Greg już nie żyje. Musimy mu pomóc!- zapiszczała Endless.
- Że co?!- potrząsnęłam nią- Oni nas zabiją! Chcesz żyć?!
- Ale...- załkała.
  Opadły mi ręce. I wtedy wyczułam...cierpienie, ból. Przez ciało przeszedł gwałtowny dreszcz, aż skuliłam się z bólu. Zawsze tak się działo, gdy któryś z nas ginął i wracał do swojego wymiaru. 
- To koniec, Endless. Nie żyje. To oznacza, że musimy się stąd wynosić- dodałam, gdy zobaczyłam jak nocni wychodzą ze składzika.
  Blondyn mnie dostrzegł. Wskazał swojemu towarzyszowi na nas i coś mu powiedział. 
- Musimy uciekać. Widzą nas!- syknęła Endless.
- Zachowuj się normalnie. Jeżeli nie odciągną nas stąd, nie zabiją nas. Nie mogą tego zrobić wśród ludzi- zauważyłam.
  Strasznie się trzęsła, ale tańczyła dalej. Byłyśmy w największym tłumie, więc ciężko byłoby nas stamtąd wywabić. Zaczęłam kręcić włosami i tańczyć jak szalona, aby wmieszać się w tłum. Endless robiła to samo i roześmiała się nerwowo. W sukience, ciężko było jej tańczyć, ale dawała radę. Kolejni chłopcy prosili nas do tańca. Przez co najmniej kolejne dziesięć minut tańczyłyśmy z kolejnymi chłopakami. Minęły już cztery piosenki, ale nic się nie działo. Endless odeszła głębiej ze swoim partnerem, a ja tańczyłam z przemiłym brunetem. Wirowałam, aż zakręciło mi się w głowie.
- Przepraszam- rozległ się głos za nami- Odbijamy, stary.
- Okej. Potańczymy kiedy indziej- mrugnął i odszedł do stolików z jedzeniem.   
  Zmarłam na widok mojego nowego partnera. Miał lśniące, złote włosy i złote oczy. Świetliste jak gwiazdy. Był ubrany w czarną skórzaną kurtkę, spodnie i biały podkoszulek. Spod rękawów wystawały srebrne blizny na skórze. 
  Łowca.
  Uśmiechnął się do mnie i objął w pasie.
- Mam chyba prawo, z tobą zatańczyć, prawda demonico?- szepnął mi do ucha.
  Zachowałam zimną krew i splotłam ręce na jego karku. Zaczął mnie prowadzić w tańcu. Odepchnął mnie delikatnie od siebie i po chwili przyciągnął, że nasze twarze znajdowały się parę centymetrów od siebie. Obróciłam się dookoła własnej osi i zaczęłam się kołysać w rytm muzyki.
- Chcesz mnie zabić, tutaj na parkiecie? Zostawcie mnie i moją przyjaciółkę, w spokoju- syknęłam.
  Puścił do mnie oko i przyciągnął do siebie.
- No cóż, kotku. Nic jej nie zrobimy. Tobie też. Przysięgam Na Anioła. Wiemy, że ta... Endless jest twoją przyjaciółką. Właśnie tańczy z moim towarzyszem.- przyznał.
  O nie...Ten ciemnowłosy chłopak...A ja myślałam, że poszli i dali sobie spokój! Nie poznałam jego twarzy. Ale...ten blondyn przysiągł Na Anioła. Jest tym związany do końca swojego życia. Nie może złamać tej obietnicy. Rozluźniłam się odrobinę, ale nie do końca.
- Nie jestem ,,kotkiem''. Jestem Clary Fray.
- Pięknie imię. Clarissa- szepnął uwodzicielsko- Jestem Jace Wayland.  Ale pewnie mało cię obchodzi, jak mam na imię. Jestem chyba największym przystojniakiem w tym lokalu i pewnie w tym mieście.- pochwalił się.
  Jego zachowanie było dziwne. Spodziewałam się gróźb, a nie pogawędki. 
- Skoro nie chcecie nam nic zrobić, to czego właściwie od nas chcecie?- spytałam, zdziwiona.
- Zaraz zobaczysz- obiecał...i rozległ się wielki huk, jak z armaty.
  Wszyscy zaczęli krzyczeć i uciekać. Chciałam się wyrwać Jace'owi, ale się nie udało. Był dużo silniejszy ode mnie. Pociągnął mnie aż do składnika i wepchnął tam. Nagle dostałam prosto w głowę czymś bardzo ciężkim i opadłam sparaliżowana na ziemię. Próbowałam skupić w sobie energię, ale to nic nie dało. Jace podszedł do mnie i odsunął włosy z mojej twarzy.
- Endless jest bezpieczna. Jak obiecałem. Ale ty: jesteś nam potrzebna- szepnął mi do ucha. Odwrócił się w stronę swojego ciemnowłosego towarzysza, który zjawił się przy drzwiach- Alec! Znajdź Isabelle! Zabieramy tą demonicę do Instytutu!- kazał.
  Obraz zaczął się rozmazywać. Widziałam przez chwilę jak z mojej ręki lała się krew. Srebrno-czerwona krew. Nie mogłam jej zatamować. Byłam bezsilna i sparaliżowana. 
  Pochłonęła mnie ciemność. 

sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział I


I Cisza przed burzą
- Jak to masz bilety na koncert Linkin Park?! Przecież strasznie ciężko było je zdobyć! Przed trzy godziny stałam w kolejce, a i tak ich nie zdobyłam!- skarżyła się Endless, przez telefon.
  Zaśmiałam się lekko i opadłam na poduszki.
- Bycie demonem ma swoje zalety. Na przykład to, że możesz jako niewidzialny przejść przez kolejkę i wziąć bilety- przyznałam.
- A przynajmniej za nie zapłaciłaś?- spytała.
- Tak, zapłaciłam Prezesem Miau, który jest warty milion dolarów- prychnęłam- Jestem demonem, a nie złodziejką czy oszustką. Kiedy nikt nie patrzył wzięłam te dwa bilety i zapłaciłam. Nie pytaj, skąd miałam kasę- ostrzegłam.
- Twój ,,tata'' wyczarował?- strzeliła.
- I pudło.
- To nie wiem...nie mam pomysłu- przyznała.
  Sięgnęłam do mojego szkicownika i przewróciłam kartki, na moje ostatnie rysunki.
- Pracowałam. Pan Harrison dał mi dwa tysiące, za niańczenie jego synka. Pamiętasz niesfornego Harry'ego?
- O fuj!- pisnęła.  
  Trafiła w same sedno. To była ohyda. Harry Harrison nie robi nic, poza myszkowaniem w lodówce. Było co prawda ciężko i straciłam przez niego wiele nerwów na początku, ale się opłacało. Kto by pomyślał, że zwykłe maślane ciastka mogą go przekonać do tego, aby był grzeczny jak aniołek? To był super interes i opłacał się.
  Spojrzałam na zegarek. Dochodziła siódma. Magnus powinien zaraz wrócić. Muszę mu coś ugotować. Wracał ze zlotu czarowników. Zawsze jak wracał, był głodny i myszkował w lodówce. Trzeba było o niego dbać, żeby nie przytył.
- Endless. Muszę już iść. To widzimy się wieczorem? O dziewiątej?
- Pewnie! Czas na wypad do miasta! Pa, Clary!- pisnęła i się rozłączyła.
   Moja szalona Endless. Zachichotałam i wstałam z łóżka. Poszłam do kuchni. Prezes Miau wygodnie rozsiadł się na jednym z drewnianych krzeseł. Podeszłam do niego i podrapałam go za uchem.
- Cześć, brzydalu. Długo tu siedzisz?- zaśmiałam się lekko. 
  Zamiauczał z przyjemności. Chciał, abym dalej go głaskała, ale odeszłam do lodówki, aby zrobić coś Magnusowi do jedzenia.
  Znalazłam pizzę z peperoni i szynką. Mmmm. Aż zaburczało mi z głodu. Swoją drogą też byłam głodna. Włożyłam pizzę do piekarnika i ustawiłam temperaturę na 250 stopni. Chciałam coś zjeść i to jak najszybciej. Magnus też pewnie będzie głodny jak wilk. 
  Jak na zawołanie rozległo się pukanie. Z uśmiechem pobiegłam do drzwi i je otworzyłam. Od razu tego pożałowałam.
  Przed drzwiami stał Magnus, a przy nim wilkołak ( wyczułam, że nim jest). Wilkołak miał długie, czarne włosy i czerwone oczy. Zamiast paznokci miał pazury, a zęby były  ostre jak u wilka. Patrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Zachowałam zimną krew i oparłam się o futrynę.
- Magnus. Nie mówiłeś, że będziemy mieć gości.- powiedziałam w miarę naturalnym tonem- Przygotowałabym coś lepszego na obiad niż pizzę.
  Mój przybrany ojciec wywrócił oczami i pokazał ręką na gościa.
- To jest Felix Grace. Przywódca watahy w Madison i mój stary przyjaciel. Nie musisz się go obawiać.- uspokoił mnie.
  Nieśmiało spojrzałam na Felixa i wyciągnęłam rękę.
- Magnus, pewnie mnie nie przedstawiał po imieniu i nazwisku. Clary Fray- przedstawiłam się.
- Witaj Clary- uścisnął moją dłoń i uśmiechnął się przyjaźnie.
   Przestałam się go obawiać. Pokazałam gestem, aby weszli do domu i skierowałam się do kuchni. Prezes Miau gdzieś widać uciekł, bo go nie było. Po kuchni rozszedł się zapach szynki i pepperoni. Zaciągnęłam się aromatem i oparłam się o blat. Magnus i Felix usiedli przy stole.
- Mogę iść...
- Nie- powiedział Felix- To, co mam do powiedzenia, dotyczy także i ciebie. 
- No dobrze- skrzyżowałam ręce na piersiach- Ascoltare. Słucham.
- Magnus widać nauczył cię włoskiego-zauważył- Ale nie przyszedłem tu tutaj na przyjacielskie pogawędki. Nocni wzmacniają swoje działanie. Są wszędzie. Kiedy usłyszałem od Magnusa, że ma na wychowaniu demonicę, wiedziałem, że muszę was ostrzec. Clave chce zniszczyć wszystkie demony, ale jeżeli by to zrobili, rozpętałaby się wojna. Dlatego niszczy te, które łamią prawo. Mimo to, niektórych może ponieść i tu się boję o ciebie, Clarisso.- przyznał- Wiem, że jesteś dla Magnusa najważniejsza. Dlatego, mam dla ciebie ostrzeżenie. Unikaj miejsc, gdzie jest dużo twoich pobratymców. To tam będą chodzić łowcy.
- Prawie wcale nie chodzę do kubów- zauważyłam- Raz na miesiąc, najwyżej. Nie ma żadnego fajnego. Wolę chodzić na koncerty.
- No tak- mruknął Magnus, z rozbawieniem- Idziesz na koncert tego Lina Parka?
- Tato! Chodzi o Linkin Park!- poprawiłam go.
  Wzruszył ramionami i zaśmiał się.
- Młodzież!
  Pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Coś jeszcze?
- Tylko jedno: nigdy nie gadaj z nocnymi łowcami. Taka rada na przyszłość- mrugnął do mnie Felix.
  Jeżeli to tylko taka rada to mogłam sobie iść. Niedługo muszę się szykować na wypad z Endless.
- Tato...idę na spacer z Endless. O dziewiątej, dobrze?- spytałam, z miną szczeniaczka.
- Oczywiście, ale masz uważać, kochanie. I masz składać raporty co godzinę. Nie chcę, abyś się napatoczyła na jakiegoś łowcę.- powiedział, ze zmartwieniem.
- Oczywiście, Magnus!- krzyknęłam z radości i pobiegłam do pokoju.
   

wtorek, 14 sierpnia 2012

Prolog


Kilkanaście lat wcześniej...
  Siedziałem w wygodnym czerwonym fotelu przy oknie, studiując księgę zaklęć. Kominek przyjemnie ogrzewał moje stopy. Na dworze było oberwanie chmury. Ludzie uciekali pod dachy, byle się schronić przed chłodem i ulewą. Współczułem każdemu biedakowi, który stoi na tej ulewie. Ale, mimo, że byłem czarownikiem, nic nie mogłem zrobić. 
  Nagle ktoś zapukał do drzwi. Prezes Miau- mój kot, podniósł się z perskiego dywanu i pobiegł w stronę drzwi. Zdziwiony podniosłem się z fotela i podeszłem do drzwi. Prezes Miau skakał do gałki i drapał je pazurami. Odgoniłem go i je otworzyłem.
  Pod daszkiem stała mała dziewczynka. Miała mlecznobiałą cerę. Jej długie, czerwone niczym płomienie włosy sięgały do bioder, a zielone oczy patrzyły na mnie cierpliwie i smutno. Była ubrana w podartą, szarą sukienkę na ramiączka, która podkreślała jej drobną budowę. Na oko wyglądała na siedem lat. 
  Spojrzałem na nią zdziwiony.
- Czegoś chcesz, panienko?- spytałem uprzejmie.
  Wskazała na prawe ramię.
- Pan jest czarownikiem. Ja potrzebuję pomocy- powiedziała krótko.
  Wtedy właśnie zobaczyłem. Na ramieniu miała znamię w kształcie niebieskiej lilii. Znak dzieci ciemności. Ta mała była zupełnie sama. To wszystko przesądziło.
  Wziąłem ją pod ramię i wprowadziłem do środka. Zaprowadziłem ją do salonu i pokazałem, aby rozsiadła się w fotelu, ale nie chciała. Zamiast tego usiadła na dywanie  i zaczęła głaskać ostrożnie Prezesa Miau. Prezes Miau zaczął ją lizać po ręce i przytulił się noskiem do jej biodra. Wszystko obserwowałem z kanapy. Wreszcie spojrzała w moją stronę i zakryła się włosami.
- Chcesz wiedzieć, kim jestem?- spytała niepewnie.
- To prawda- pokiwałem głową- Wiem, że jesteś demonem, ale co tutaj robisz? Gdzie twoi rodzice? 
  Dziewczynka zbladła jeszcze bardziej. Spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami i ścisnęła dłonie.
- Nie wiem! Ukrywaliśmy się z mamą i tatą w tunelach! I oni...- urwała i wciągnęła głęboko powietrze.
  Wiedziałem, co miała powiedzieć: ,,zostawili''. Byli bardzo lekkomyślni. Ta dziewczynka była niczym delikatny kwiat, będący jeszcze w rozkwicie. Widać było, że nie zna żadnych specjalnych sztuczek. 
  Wstałem z kanapy i podszedłem do niej wolno, aby się nie wystraszyła. Objąłem ją ramieniem i odsunąłem jej włosy na bok.
- Jak masz na imię, maleńka?- spytałem.
- Jestem Clarissa Fray. Ale niech pan mi mówi Clary.- uśmiechnęła się słabo.
- Jestem Magnus Bane. Wysoki Czarownik Brooklynu. A ty jesteś małym demonem. Po co do mnie przyszłaś, dziecko?
- Przyszłam prosić o pomoc. Gdzie mam się udać? Łowcy będą mnie gonić!- pisnęła.
  Mogłem dać jej czar ochronny...nie. Długo by to nie podziałało. Poza tym, ta dziewczyna nie miała schronienia i doświadczenia. Po dwóch dniach czy nawet jednym, już by ją schwytali. Zdjęła mnie litość dla tej małej demonicy. A może...szalony pomysł, ale od zawsze fascynowały mnie demony. Poza tym: zawsze pragnąłem mieć dzieci. Zatrzymam ją? Będę ją wychowywał? Narażam się Clave, ale oni nie mogą zabijać dzieci! Nawet jeżeli te dzieci to demony.
  Uśmiechnąłem się do niej czule.
- Możesz...możesz u mnie zostać, jeżeli chcesz. Twoi rodzice, muszą już być daleko stąd. A ty nie masz schronienia. Mógłbym się tobą zaopiekować...- urwałem, niewiedząc jak ona to przyjmie.
  Jej twarz nabrała zdrowego koloru. Jej zielone oczy błyszczały ze szczęścia. Ścisnęła moją rękę i wtuliła się w moje ramię.
- Mogę zostać?- wyszeptała.
- Jeżeli chcesz. Będę dla ciebie jak drugi ojciec- obiecałem- Poznasz magię czarowników. Znam także parę bardzo doświadczonych demonów, które mogą cię uczyć przetrwania. 
- Dziękuję panu!- krzyknęła z radości.
  Prezes Miau zaczął miauczeć i skoczył na fotel. 
  Podniosłem dziewczynkę z podłogi i chwyciłem kosmyk jej włosów.
- Mów mi po prostu Magnus. Na razie będziesz spała w salonie. Wyczaruję ci piękny pokój- obiecałem.
  Dziewczynka objęła mnie za szyję i przytuliła swoimi małymi, ale silnymi ramionami. Wtuliłem twarz w jej włosy i zaśmiałem się lekko. Teraz mała Clary będzie moją podopieczną. Ciekawe tylko, co z tej małej wyrośnie...
Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy