poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział XXV

XXV
    Czułam się jak w jakimś horrorze, którego nie znam końca. Szłam przez oświetlone moim płomieniem kamienne korytarze, nasłuchując głosu tego chłopca. Jeżeli to był chłopiec. Mógł być czymkolwiek. Cichy głosik w mojej głowie mówił .. zawrócić, Clarisso, inaczej zginiesz'', ale serce krzyczało, żebym się nie poddawała. I to bardziej jego słuchałam. Poza tym, Ven wiele razy wspominała o podziemnych korytarzach, ciągnących się pod Instytutem. Teraz naprawdę by mi się przydała, a niestety nie mogę się z nią porozumieć! Uh! Niby jestem ,, niezniszczalna'' i groźna, ale takich zdolności to oczywiście matka natura musiała nas pozbawić! Niemal sapnęłam z irytacji.
  Nagle przypomniało mi się wspomnienie  dzieciństwa. Gdy miałam osiem lat, Magnus zabrał mnie do lasu, abym odpoczęła od gwaru miasta, gdyż na początku nie mogłam przyzwyczaić się do Nowego Yorku. Choć urodziłam się w tym mieście, rodzice wywozili mnie na wieś albo do małych miast i to we mnie pozostało do dziś. Kochałam przebywać na świeżym powietrzu, więc ten mały wyjazd sprawił mi przyjemność.   
  Magnus jednak nie był wtedy zbyt dobrym opiekunem. W pierwszych miesiącach nie mogliśmy się zbytnio dogadać. W zasadzie mało ze sobą gadaliśmy, nie mówiąc o lekcjach. W tym przypadku zapomniał o mnie, bo zobaczył jakąś atrakcyjną czarownicę z Las Vegas i tak zagadali się, aż wyjechali i zapomnieli o mnie. Pod wieczór szukałam jakiegoś ,, noclegu'' i znalazłam dziwną jaskinię, która zdawała się nie mieć końca. Mimo to, wytrzymałam tam, choć nie odważyłam się pójść w jej głąb. Jako dziecko nie byłam zbyt odważna.
  Obecna sytuacja, przypomina mi tą historię z tym lasem. Tyle, że teraz nie byłam mała, tylko dorosłym demonem. W dodatku Magnus nie mógł po mnie przyjść i uwolnić z tego koszmaru. Musiałam działać na własną rękę, przynajmniej przez jakiś czas.
- Clary!- usłyszałam głośny krzyk, niemal wrzask, który odbił się echem po jaskini.
  To ten chłopczyk. 
  Nie czekając ani chwili zerwałam się do biegu i jak błyskawica zbiegałam po krętych schodach. Ogień w moich dłoniach przestał płonąć, jednak widziałam w ciemności- zaleta bycia demonem. 
  Po jakiś dwóch minutach dostrzegłam światło i poczułam znany mi dobrze zapach. Demoniczna magia- coś co wyczuwamy z odległości pięciu kilometrów. To mogło zwiastować kłopoty, ale jeżeli ta magia była bez ochrony, mogłam ją użyć do mojego planu B, w razie jakby pierwszy się nie powiódł. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mówią.
  Nagle coś uderzyło mnie z tyłu. Straciłam równowagę i zaczęłam turlać się po schodach. Po chwili uderzyłam w coś twardego w głowę i stanęłam. Ból w mojej głowie dawał mi się we znaki nie mówiąc o plecach, które bolały, jakby przebiegło po nich stado dzikich koni. Jęknęłam z bólu i obróciłam się na plecach, aby widzieć cokolwiek. Z miejsca oślepiło mnie światło pochodni. Przysłoniłam oczy jedną ręką, a drugą starałam się podeprzeć o coś, aby stanąć na nogach. Stanęłam z trudem. Odsłoniłam oczy i przede mną zaczął się rozpościerać loch. W zasadzie tak wyglądał. Ściany były z jakiegoś czerwonego kamienia, który błyszczał w świetle pochodni, a niedaleko dostrzegłam kraty. Nie wyczuwałam jednak żadnej energii witalnej ani życiowej czy nawet demonicznej, która świadczyłaby o obecności kogokolwiek. Może były opuszczone? Może tutaj kiedyś zamykało się więźniów. Niemal mogłam sobie wyobrazić ich rozpacz, krzyki i błaganie o pomoc, która prawdopodobnie nigdy nie nadeszła...
  Muszę się wziąć w garść. Wbrew pozorom, ktoś tam był. Tylko daleko ode mnie. Nie mogę przecież stchórzyć! Nie po to tu przyszłam, aby się teraz poddać! A poza tym, wolałam tutaj siedzieć niż tam w pokoju i udawać dziewczynę, na zabój zakochaną w łowcy... Fuj.
- Demonica- usłyszałam za sobą cichy syk.
  Odwróciłam się gwałtownie, jednak nikogo za mną nie było. Nagle poczułam dziwny ucisk w żołądku, który sprawił, że zgięłam się w pół. Co się dzieje?!
- Demonica- znowu ten syk.
  Odwróciłam się wolno i ujrzałam przed sobą Shaela- demona dumy. Jego bezkształtne ciało było czarne jak smoła, a twarz niby ludzka, wyglądała teraz jak człowiek, który się czegoś przestraszył. I te oczy, wyglądające jak czarne dziury, które pochłaniały światło. Mimowolnie zadrżałam. Wyglądał jak upiorna zjawa z horroru.
  Czytałam o nim w wielu książkach, jednak nigdy go nie spotkałam do teraz. Było to dziwne określenie-demon dumy, ale nie był on gorszy od Agramona. Nawet lepszy. Wywoływał u wielu dumę i pychę, która potrafiła zabić. Swoje ofiary przekonywał, a raczej wpajał im, że są najlepsze i nikt ich nie pokona- tak zabijał. Na miejscu tych ofiar, wolałabym już chyba zginąć ze strachu, ale każdy ma inny pogląd.
  Ból minął, niespodziewanie szybko. Wyprostowałam się i spojrzałam twardo w oczy demona. Nie mogłam okazać strachu. Poza tym był moim pobratymcem- byliśmy kim byliśmy, ale wszystkie rodzaje potrafiły się zjednoczyć. I nie atakowaliśmy się nawzajem, co było teraz istotne.
- Witaj, Shaelu. Jestem Clarissa Fray, eidolon. Mogę wiedzieć, co cię tu sprowadza?
- Powinienem się raczej zapytać ciebie, co ty tu robisz, młoda demonico- odezwał się głosem chłopca, trochę zniekształconym, jakby połączyć struny głosowe ducha ze strunami człowieka.- Nigdy nikogo nowego tu nie widziałem.
  Czyli Vennis nie wiedziała o tym przejściu.
  Starałam się zachować niewzruszoną minę. Jestem twardą dziewczyną, nie tchórzem!
- Usłyszałam głos jakiegoś chłopca i przyszłam tutaj. Zdaje się, że wołał pomocy. Poza tym, jestem uwięziona na górze przez łowców i nie miałam za bardzo nic do roboty...
- Widać, że cię łaskawie traktują- przerwał mi z upiornym uśmiechem na twarzy, aż dostałam gęsiej skórki.- Jesteś pierwszym eidolonem, którego spotkałem od lat. Jestem tu uwięziony od 200 lat i jestem strażnikiem tego... chłopca, który cię wołał. Mówił mi, że na górze jest demonica, która może nas uwolnić. Nie wierzyłem mu zbytnio, ale on nie przestawał wierzyć. A tu się okazuje, że miał rację... Chodź ze mną, Clarisso. On ci wszystko wyjaśni- kiwnął głową w stronę korytarza i zaczął iść.
  Nie miałam czasu na wahanie się nad tym. Posłusznie zaczęłam iść za Shaelem ze strachem w sercu. 
  Obym tylko wróciła z tego żywa.


Hej wszystkim! Wiem, krótki rozdział. Nie mam czasu pisać, a chciałam coś dodać. Od dawna nic nie pisałam, a nie chciałam, abyście pomyśleli, że zawiesiłam bloga. Spokojnie- doprowadzę go do końca. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, a jeżeli nie- przepraszam!
  
    

7 komentarzy:

  1. suuuuuuuuuuppeeeeeeeeeeeeeeeeerrrrr!!!!!!!!! nie moge sie doczekac nastepnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do .. do .. do końca ... Oby szybko nie nastąpił ! Czekam na nn ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. No cudowny rozdział !!
    W końcu z perspektywy Clary *__*
    Ciekawe co to za chłopiec ^^
    No nic, cierpliwość złotem ;)
    Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na pierwszą część rozdziału specjalnego. Przepraszam również za swoją długą nieobecność.
    Pozdrawiam
    corka-severusa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejciuuu.. Dawno nie pisałaś I JEST ^^ Jak się cieszę :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Niezbyt ogarniam o co chodzi bo przeczytałam tylko ten rozdział ale mi się bardzo podoba. ;)
    http://youare-the-only-exception.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy