Miło mi, że kilku osobom spodobało się moje opowiadanie. Mam nadzieję, że więcej osób będzie obserwować i komentować, ale dopiero zaczynam :D
O to i trzeci rozdział. Czekam na komentarze!
III Instytut
Potrząsnęłam głową i otworzyłam oczy. Wstałam gwałtownie, aż zakręciło mi się w głowie i chwyciłam się ściany, aby nie upaść na podłogę. Wyprostowałam się delikatnie i przemknęłam wzrokiem, po pomieszczeniu.
Siedziałam na drewnianym łóżku. Ściany były koloru beżowego, a meble barwy mahoniu. W pomieszczeniu było tylko jedno duże okno. Nie było żadnych obrazów, ani dekoracji. Widać było, że nikt tu przede mną nie mieszkał.
Przymróżyłam oczy i zobaczyłam, że drzwi się świecą. Okno także. Musieli je czymś zabezpieczyć. Pewnie bali się, że ucieknę. Nie miałam sił. Byłam cała obolała, a w miejscu gdzie oberwałam, czułam jak coś mi pulsuje. Złapałam się za tył głowy i jęknęłam.
Ktoś cicho zapukał do drzwi. Nie mogłam otworzyć, więc nadal siedziałam. Drzwi się otworzyły, ale za nimi nie było żadnego wielkiego nocnego łowcy, tylko mały dzieciak o czarnych włosach, z widocznymi szkłami kontaktowymi, zamiast okularów. Był szczuplutki. W ręku trzymał Naruto. Lubił komiksy. To było widać.
Spodziewałam się jakiegoś osiłka, a nie małego chłopca. Nie chciałam go skrzywdzić. Wyglądał całkiem słodziutko. Jego energia witalna była lekko widoczna. Ze zdziwienia przekrzywiłam głowę i spojrzałam na niego zaskoczona.
- Hę...po co tu przyszłeś, mały?- spytałam, marszcząc brwi.
Uśmiechnął się nieśmiało i zamknął cicho za sobą drzwi. Teraz zobaczyłam, że komiks jest strasznie gruby. Były tam dwa tomy w jednym. Podszedł do mnie ostrożnie i wyciągnął rękę.
- Słyszałem, że moje rodzeństwo złapało demona. Pomyślałem, że się przywitam. Jestem Max Lightwood.- przedstawił się.
Ten mały był pokręcony, ale...bardzo fajny. Uśmiechnęłam się serdecznie i uścisnęłam jego rączkę.
- Clarissa Fray. Ale mów mi Clary, Lisica, albo Lisi. Mam trochę ksywek- przyznałam.
- Lisica? Od włosów?- domyślił się.
Przytaknęłam. Zrobiłam mu miejsce na łóżku i pokazałam, aby usiadł. Zyskałam widać jego zaufanie, bo bez wahania zajął miejsce koło mnie i podał mi komiks.
- Nie ma tutaj dużo rozrywek. To jeden z niewielu komiksów jakie mam, ale to jest najgrubszy tom. Właściwie dwa. Złączyłem je i teraz możesz się czymś zająć przez czas kiedy tu będziesz- wzruszył ramionami.
- A wiadomo ci, ile tu będę?- spytałam z ciekawości.
Pokręcił głową.
- Nic mi nie mówią. Chyba się domyślili, że z tobą pogadam. Nie rozumiem mojego rodzeństwa. Ani tej wojny, ani tej nienawiści podziemnych i łowców- przyznał.
Więc to był jego problem. Nie był rozumiany przez swoich. Zdjęła mnie litość do tego chłopca. Max wydawał się fajny. Był jeszcze dzieckiem, ale rozumiał, co się dzieje w naszych światach. Dorosły i dziecko w jednym.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem i objęłam go delikatnie ramieniem.
- Czasem myślimy, że jesteśmy nierozumieni przez naszych, ale prawda może wydawać się inna- pocieszyłam go.
- Isabelle, Alec i Jace, mają inne zdanie niż ja. Zawsze się z nimi kłócę, o traktowanie ,,więźniów'' jak to was nazywają.- westchnął ciężko i przytulił się do mojego boku.- Czasem myślę, że nie nadaję się na nocnego łowcę. Nigdy nie będę taki jak Jace.
Jace? Ten blondyn? Niby czego on ma mu zazdrościć. Był tysiąc razy lepszy od niego.
- A co niby jest w nim tak niezwykłego?
- Jest najlepszym łowcom. Nikt mu nie dorówna, z jego rocznika. Isabelle także jest najlepsza. Alec ochrania ich. Wszyscy są bardzo znani, poza mną!- jęknął.
Więc to o to chodziło. O to, że oni byli chwaleni i uwielbiani wśród łowców, a mały się nie liczył.
- Ale jeszcze przed tobą daleka droga- zauważyłam.
- Nigdy nie będę taki jak moje rodzeństwo- zaszlochał.
Łzy napłynęły mu do oczu. Postanowiłam wykorzystać sztuczkę, którą robił mi Magnus, gdy byłam mała. Skumulowałam moc w dłoniach. Otarłam łzę z jego policzka, skupiłam się... i z łzy wyrósł śliczny kwiatek, o złotych płatkach. Przystawiłam go do oczu Maxa i uśmiechnęłam się.
- Będziesz świetnym nocnym. Na pewno. A jeżeli chcesz, nauczę cię jak się bronić przed nami, demonami i tak dalej. Znam wszystkie sztuczki. Uczono mnie ich od dziecka- przyznałam.
Nauka małego może być interesująca. Wystarczyła mi minuta, abym mu zaufała. Czułam, że ten dzieciak jeszcze będzie kimś. Nauczenie go paru sztuczek, nie powinno być złe. Po prostu będzie musiał się obronić, w chwili rozpoczęcia wojny. Wtedy już nikt nie będzie bezpieczny.
Wzdrygnęłam się, na samą myśl o wojnie. Wolałam na razie żyć w spokoju. Co prawda wisiała w powietrzu, ale nikt się jeszcze nie zabezpieczał, na wypadek najazdu. Ja także.
Jego ciemne oczy patrzyły na mnie z błyskiem. Przytuliłam go do siebie i pogłaskałam po włosach.
- Naucz mnie.- szepnął.
- Jak chcesz- oderwałam go od siebie i uśmiechnęłam się pocieszająco- To zostanie naszą małą tajemnicą. Jeżeli mnie już tu nie będzie, to masz- sięgnęłam do kieszeni spodni i wyjęłam z niej mój niebieski naszyjnik. Służył on do komunikowania się, poprzez sny- Gdybyś mnie potrzebował, nawet teraz, załóż to przed snem i pomyśl moje imię. Pojawisz się w moim śnie, albo jeżeli nie będę spać: w moim umyśle.
- Dzięki!- pisnął i niemal skakał z radości.
- Co tutaj się dzieje?!- doszedł nas surowy głos.
Nie zauważyliśmy, że mamy gościa. Mały wyraźnie zbladł i zszedł z łóżka.
Przy drzwiach stała ta brunetka z klubu, która była ,,przynętą'' na Grega. Przebrała się w krótką, czarną spódniczkę i niebieski top bez ramiączek. Na widom mój i Maxa, zrobiła się czerwona na twarzy, a jej ręka cały czas się trzęsła.
- Izzy...- szepnął Max.
- Max! Mówiliśmy ci coś! Masz nie gadać z tą poczwarą!- krzyknęła na niego.
Zaczął się cały trząść, ze strachu. Wkurzyłam się na Isabelle. To było jeszcze dziecko. Gwałtownie wstałam z łóżka i w ciągu sekundy stałam na przeciw dziewczyny, z wojowniczym wyrazem twarzy, trzymając z tyłu, małego za rękę. Ścisnął moją dłoń i przytulił się do mojego boku.
Isabelle wyglądała na wstrząśniętą.
- Max!- pisnęła- Puść ją! To demon!
- Ale mnie rozumie- zaprotestował.
- Max- szepnęłam czułym głosem.- Idź stąd. A ty Isabelle- zwróciłam się do jego siostry- Nie podnoś na niego głosu. Max. Idź stąd.
- Już, Clary.- poddał się i wybiegł z pokoju.
Zostałam sama z brunetką. Była na mnie bardzo wkurzona. Niemal przeszywała mnie wzrokiem, a ja jedynie stałam nieporuszona i patrzyłam na nią wyzywająco, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Pokiwałam głową z oburzeniem.
- Nie można tak traktować małego dziecka. Nie wymagaj od niego zbyt dużo- skarciłam ją.
Kolory napłynęły jej do twarzy. Zaczęła zgrzytać zębami.
- Nie waż mi się mówić, jak mam traktować Maxa! On nie może mieć miękkiego serca, dla takich potworów jak wy.
- Oceniacie nas po legendach, czy po charakterze? Bo zdaje się, że tylko po starych historiach- syknęłam.
- Mamy takie prawo!
- Nie macie żadnego prawa! To prawda: w naszych szeregach jest wielu złych, ale u was też tacy są. I nie udawaj, że nie ma. Wypierasz się prawdziwej historii, którą tak dobrze wszyscy znają!- krzyknęłam.
- Zamknij się, demonie!- krzyknęła i zdzieliła mnie batem, po twarzy.
Nie zauważyłam, że go ma. Bat był ze złota, które dla nas było szkodliwe. Trafiła mnie w policzek i prawie trafiła w oko, ale w ostatniej chwili udało mi się robić unik. Mimo to zostawiła wielką rysę, przy moim oku. Wydałam z siebie głośne warknięcie i rzuciłam się na nią, próbując zadać jej wiele ran. Skumulowałam w sobie moc i raziłam ją tak, jakby moja skóra była pod napięcięm. Zdzieliła mnie batem, aż trafiła w miejsce gdzie miałam znak. Czarną lilię. To był nasz słaby punkt. Wrzasnęłam z bólu i rzuciłam nią w ścianę. Odbiła się od niej i krzyknęła. W ścianie została dziura. Chciała się na mnie rzucić, ale nagle złapał ją ten ciemnowłosy ( to pewnie był Alec), a mnie Jace. Trzymał moje ręce w żelaznym uścisku. Przestałam się rzucać i sapnęłam. Jace puścił moje dłonie, gdy zobaczył, że sytuacja została opanowana. Dotknęłam delikatnie rany przy oku i syknęłam. Rana strasznie piekła. Alec wyprowadził Isabelle z pokoju, ale Jace został. Odwrócił mnie twarzą do siebie.
- Na Anioła- mruknął- Wyglądasz strasznie. Teraz pewnie rzucisz się do łazienki i będziesz szukała kosmetyków.
- Nie maluję się- przyznałam, nadal warcząc.
Jego brwi się uniosły
- Serio? Isabelle...
- Nie jestem jak ona- przerwałam mu i odsunęłam włosy na bok- Czego ode mnie chcesz?
- Mam cię zabrać do Hodge'a.- wyjaśnił- To nasz nauczyciel. Może mentor. W każdym razie: nie wiem, czy chce czekać, więc zabiorę cię w takim stanie, jakim jesteś. Pewnie znajdzie bardzo szybki sposób, aby cię doprowadzić do normalnego stanu. Ta myśl powinna być dla ciebie pocieszeniem.
- Ja nie widzę tu żadnych plusów, ale chce mieć to szybko za sobą- dałam mu ręce.
- Bardzo dobrze postępujesz- mruknął i chwycił mnie za nadgarstki.
Po moim ciele przeszedł łagodny dreszcz. Czułam jak się...denerwuje? To by wyjaśniało pot na jego czole. Wątpię, że się ze mną nasiłował. Wziął mnie za nadgarstki i wyprowadził z pokoju.