niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział XIV

XIV
Endless
 - Gorzko! Gorzko!- Nasz pocałunek przerwał czyiś śmiech.
  Gwałtownie odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy na przybysza.
  Dziewczyna, na oko piętnastoletnia, opierała się o futrynę i patrzyła na nas z rozbawieniem. Rude włosy, które przypominały mi kolorem futro lisa, opadały jej na ramiona, a brązowe oczy ilustrowały nas uważnym wzrokiem. Była ubrana w czarną bokserkę i srebrne legginsy, choć na zewnątrz prawdopodobnie nie było zbyt ciepło. Jeszcze ta czapka z daszkiem i rękawice motocyklowe na pewno nie były po to, aby ją ogrzać. Były tylko ozdobą. Wszystko w tej dziewczynie, wyglądało, jakby było tylko ozdobą. Nawet uśmiech.
- Aż tak się zmieniłam, Endless?- spytała dziewczyna i zachichotała- W sumie, wiele lat się nie widziałyśmy. Pamiętasz mnie?
  Przed oczami miałam wspomnienie. Ja i Nadine, gdy miałyśmy dziesięć lat, idące do wesołego miasteczka wraz z ciotką Bryce, trzymające za rękę małą rudowłosą, skaczącą radośnie i śmiejącą się na cały głos. I słowa Nadine, śmiejącej się z niecierpliwości małej: ,, Ciekawe, co z tej narwanej Sky wyrośnie!''
  Sky?
- Ehm... Sky Hawkins?- ilustrowałam dziewczynę wzrokiem- Sky, to ty?
- To ja.- obróciła się wokół własnej osi, jak modelka, pokazująca swoją kreację- Pomyślałam, że wrócę do rodzinnego miasta. Wiesz, tyle wspomnień. Ciężko zapomnieć o tym wspaniałym mieście, choć... mogłam się domyślić, że jesteś bardzo zajęta- powiedziała z drwiną.
  Nie odpowiedziałam, choć zirytowała mnie. Sky tak bardzo się zmieniła. W niczym nie przypominała tej małej dziewczynki: beztroskiej i radosnej. Wyglądała, jakby wyrwała się z jakiegoś gangu ulicznego. Co jej się stało przez tyle lat? Wplątała się w jakąś aferę? 
  Tak czy inaczej, odsunęłam się od Simona i wstałam z łóżka. Sky przytuliła się do mnie, jak kiedyś. Rzucała mi się na szyję jak była mała, gdy tylko przychodziłam do niej w odwiedziny. Może coś jednak zostało tam z małej Sky? Miałam taką nadzieję. Jej obecna wersja wcale mi się nie podobała.
- Co ty tu robisz?- spytała, gdy zakończyła swój uścisk- Nie widziałam cię tyle lat. Nie dawałaś znaku życia. Nadine strasznie się o ciebie martwiła...
- Wiem, że się martwiła. Niestety nie ciebie pierwszą odwiedziłam.- stwierdziła, okręcając sobie włosy wokół palca- Nadi nie chciała mnie wypuścić z domu. Stęskniła się za mną i vice versa, querido primo. Jakoś udało mi się wyrwać. Nie mogłam się doczekać spotkania z tobą, kuzyneczko! Gdybym przyszła wpierw do ciebie, to bym zadała pytanie ,, Gdzie jest Clary?'', ale wiem wszystko od mojej szanownej siostry. Myślałam, że będziecie opracowywać plan, ale chyba macie co innego do roboty- spojrzała wymownie na Simona.
- Czekamy na ruch Clary.- oznajmiłam, aby wyjść z tej niezręcznej sytuacji- Wiem, że ona kombinuje, jak się wydostać z pułapki. Musimy znać jej zamiary. Poza tym ma sojuszników i prawdopodobnie będzie chciała ich zabrać.
- A ta upadła łowczyni? Vennissa? Co ona o tym wszystkim sądzi?
- A może sama się spytasz Vennissy?- Łowczyni stała za rudowłosą i świdrowała ją wzrokiem.
  Vennis przepchnęła się i stanęła na środku pokoju. Obróciła się w stronę mojej kuzynki i skrzyżowała ręce na piersiach, obserwując ją z miną ,, Nie zadzieraj ze mną''. Nie rozumiałam całej sytuacji.  Vennis znała Sky z moich opowiadań, gdy mówiłam o mojej rodzinie na początku naszej znajomości. Dlaczego ona ma coś do niej ( a to było widać), choć widzi ją dopiero pierwszy raz? Jej zachowanie mnie zaskoczyło. 
  Sky widocznie też, bo oparła się o ścianę i uniosła brwi, w geście zdziwienia.
- Vennissa? Sorry, że o nic cię nie pytałam, ale nawet nie wiedziałam jak wyglądasz.- zaczęła się usprawiedliwiać. Moja przyjaciółka wywołała pewnie u niej gęsią skórkę, jak zresztą u każdego, kto pierwszy raz ją widział- Jestem Sky...
- Hawkins. Wiem kim jesteś. Liderka klanu czarownic z San Diego. Słyszałam o twoich wybrykach.
  Co?
- O jakich wybrykach?- wtrąciłam się.
  Vennis spojrzała na mnie zdziwiona, ale potem usłyszałam jakby kliknięcie w jej głowie i nieoczekiwanie wybuchła szyderczym śmiechem. Oparła się o ścianę, nadal chichocząc i kręcąc głową, jakby nie wierzyła w to, że Sky tu stoi. To było dziwne. Nawet Simon patrzył się na nią spode łba, jakby zrobiła coś nieprzyzwoitego. Okej, to nie było na miejscu, ale musiała mieć jakieś powody. Miałam ochotę ją przywołać do porządku, ale sama w końcu się uspokoiła i spojrzała na nas ze złowrogim błyskiem w oku.
- Endless. Nie wiesz nic o jej wybrykach? Naciągnęła sobie długi u Królowej Jasnego Dworu- przywódczyni faerie. Przez dwa lata była jej służką i ,, dziewczyną na posyłki''. Maia opowiadała mi, że raz byłaś u nich, aby przekazać wiadomość od faerie dla wilkołaków.- wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmiechu- Nieźle cię pogonili, z tego co słyszałam. Sfora miała z ciebie niezły ubaw. No wiesz, czarownica oblana sosem Tabasco to niecodzienny widok. 
- Taa, niestety śmierdziałam nim przez tydzień- wycedziła Sky, przez zaciśnięte zęby.
  Vennis rozsiadła się na fotelu, na przeciwko i wyszczerzyła zęby w diabelskim uśmiechu.
- Jest takie coś, jak mieć do siebie dystans, Hawkins. Okej, więc przejdę do sedna mojej wizyty. Janel ma wyrysowany plan Instytutu i w dodatku zna sposób, aby otworzyć wszystkie cele za jednym razem. Powiedział, że nam pomoże, ale nie za darmo- Na jej twarzy pojawiło się zażenowanie- Janel nigdy się nie zmieni. Robi coś za coś. Szczęście, że nie jestem do niego podobna.
- Taa...- mruknęłam. 
  Vennis to usłyszała, bo rzuciła mi piorunujące spojrzenie pt. ,, Cicho albo będzie z ciebie miazga!''. Ja jednak nawet nie zwróciłam na to uwagi. Zbyt dużo miałam na głowie: moje zmęczenie, mimo odpoczynku, pocałunek z Simonem, pojawienie się Sky no i teraz plan Vennis i Janela. Coś jeszcze mam dopisać?
  No dobra, Endless. Później się sobą zajmiesz. Potrzebna jest tu jeszcze jedna osoba, choć już jest tłok. Będę to pamiętać do końca mojego życia. 
- Sky- szepnęłam cicho. Czułam, że głos mi się załamie z napięcia- Sky, pamiętasz jak gadałaś z duchem tej starej zielarki, gdy miałaś osiem lat?
  Widocznie pamiętała, bo wzdrygnęła się i potrząsnęła głową, jakby chciała to wspomnienie z siebie wyrzucić. Miała gęsią skórkę. Wiedziałam, że nie będzie chciała tego rozpamiętywać. Unikała tego tematu jak ognia. Było niewiele rzeczy, które mogą ją wyprowadzić z równowagi.  Jako mała dziewczyna, także mało co ją poruszało. Jeden dzień jednak zapisał się w jej pamięci i prawdopodobnie będzie go pamiętała do końca życia.

  Sky miała wtedy sześć lat, a ja i Nadine dziesięć. Przyjechałam na dwa dni do ciotki Bryce i wujka Thomasa, którzy mieszkali w rezydencji, w górzystym Vail. Pozwolili nam się przejść po ulicach miasta, jednak pod warunkiem, że weźmiemy małą Sky. I tak zrobiłyśmy. 
  Byłam oczarowana górami tego miasta. Zazdrościłam Nadine tej przestrzeni. Kochałam Nowy York, jednak... to była miła odmiana. Ucieczka od ruchliwego N.Y. do spokojnego Vail. Kiedyś sobie wyobrażałam, że tam zamieszkam. Pewnie byłoby cudownie, ale jak mama mi kiedyś powiedziała ,, Na początku byłoby ci tam wspaniale, ale później zatęskniłabyś za Nowym Yorkiem. To tam jest twój dom. Rzeczy, które nie widzimy na co dzień, uważamy za piękne, jednak gdy będziemy patrzeć na nie bez przerwy, znudzą nam się.'' I miała racje. Ci którzy tam mieszkali, uważali góry za nic nadzwyczajnego. Tak samo my uważaliśmy, że te wszystkie atrakcje w naszym mieście to nic nowego. Takie vice versa.
  Ale wracając do historii.
  Przechodziłyśmy akurat obok starego domu. Mieszkała w nim kiedyś pewna zielarka, na którą mówili ,,Nawiedzona Sae''. Niektórzy nawet uważali ją za czarownice. W każdym razie: zmarła wiele lat temu, a, że nie miała syna lub córki, dom stał pusty i opuszczony od wielu lat. Nikt nie chciał go kupić, bo był podobno nawiedzony.  
  Uważałyśmy to za brednie, mimo naszego niezwykłego pochodzenia, więc przechodziłyśmy obok. Byłyśmy ciekawskie. Ciotka i wujek nigdy nie chcieli się tam zapuszczać. Jakby widzieli ducha Sae. W każdym razie, przechodziłyśmy tamtędy, gdy natknęłyśmy się na dziwną panią. Twarz była zakryta przez czarną chustę, która odsłaniała jedynie oczy i nos. W dodatku miała na sobie aksamitną, czarną sukienkę, która zakrywała całe ciało. Wyglądała jakby szła właśnie z pogrzebu i nie chciała pokazać swojego smutku. Była przerażająca, ale w nas wywołała jedynie współczucie. 
- Biedna pani- mruknęła mała Sky- Może ją pocieszymy?
- To nie dobry pomysł.- powiedziała Nadine- To jej problem, nie nasz. 
- Ale kondolencje chyba można złożyć, prawda?- Sky nadal nie ustępowała.
- Przecież nikt dziś nie umarł- zauważyłam zdziwiona. Już wtedy byłam spostrzegawcza- Nie miało być dzisiaj żadnego pogrzebu. Przecież pastor Crase zachorował. Mówiłaś tak, Nadi.
- Mówiłam- zgodziła się Nadine, a w jej oczach błysnęła czujność. Chwyciła nas za ramiona i odwróciła w przeciwną stronę- Zostawmy ją. Coś mi tu śmierdzi i to nie kompost pani Salomon, który czuję na kilometr.
- Ja też go czuję- przyznała Sky.
  Pokiwałam głową.
  Sky jednak wyrwała się z uścisku siostry i odwróciła się. Krzyknęła z przerażenia, a my jak na komendę schowałyśmy ją za sobą i stanęłyśmy czujnie, jakbyśmy spodziewały się ataku wroga. Okazało się, że tej pani nie było. Gdzieś zniknęła. Po chwili do nas dotarło, że...
- Ona jest duchem- szepnęła przerażona Sky- To był pewnie duch nawiedzonej Sae. Widziałam jej twarz... pomarszczoną i jakby siną! Jak mumia!
- Spokojnie, Sky- próbowałam ją uspokoić.
- Idziemy stąd. Już- rozkazała Nadine.


- Nigdy tego nie zapomnę. Żebyś ty widziała jej twarz!- wzdrygnęła się Sky.
  Taa. Ona chyba nigdy o tym nie zapomni. Ale w sumie można ją zrozumieć, co nie?
- Dobra, Sky. Nie chciałam przypominać ci tamtego dnia. Musimy jednak... poprosić o pomoc prapraprababcię Arianne. Ona wie, co robić...
- Więc musimy ją przywołać?- dokończyła za mnie Sky i się skrzywiła- No nie wiem. Nie pamiętasz co mówiła babcia Rose? Możemy niepotrzebnie otworzyć bramę do świata duchów i wtedy...
- Wiem, jakie są konsekwencje.- przerwałam. Moja cierpliwość była na wyczerpaniu- Musimy jednak spróbować. Arianne będzie wiedziała, co robić. Bez niej sobie nie poradzimy. Potrzebujemy pomocy.
- A moja pomoc się nie przyda?- Do pokoju wszedł Magnus.
  Widać, ogarnął się. Wcześniej nawet nie chciał z nami gadać. Robił to tylko z obowiązku. Kochał Clary jak własną córkę i widać, że chciał być silny, choć na pewno sporo go to kosztowało. Podziwiałam go. I to prawda: mógłby nam pomóc. Magnus miał wielką moc. Mimo to, do przywołania ducha była potrzebna ogromna ilość mocy. Ja, Magnus, Sky i Nadine, powinniśmy wystarczyć. Rytuał był ciężki, ale byłam wyszkolona, Nadine także- przecież duchy i przyszłość to były jej działka, a skoro Sky była liderką klanu czarownic w San Diego, to także musi być świetna. Na bycie liderem lub liderką, w nawet najgorszym klanie, trzeba sobie było zasłużyć.
- Twoja pomoc też się przyda, Magnusie- pokiwałam głową i spojrzałam wyczekująco na moją kuzynkę- Sky, wchodzisz w to?
- Lubię Clary. Po co mnie pytasz? Pewnie, że pomogę- wzruszyła ramionami.- Trzeba wreszcie zrobić użytek z tych mocy.
- Spytam się jeszcze Nadine i zaczniemy wieczorem.
- A my na coś się przydamy?- spytała Vennis, wskazując na siebie i Simona.
  Zaczerwieniłam się z zakłopotania. Pocałunek. Moje wargi były jeszcze ciepłe po tym pocałunku... Okej. Sprawy sercowe później.
- Będziecie potrzebni. Weźcie ze sobą trochę zapachowych świec i cztery pochodnie. I drewno na ognisko, na samym środku. No i oczywiście zapałki. Wszystko rozpoczniemy przed świtem, w lesie. Musimy pójść jednak w samo serce lasu. Stamtąd nie będzie widać dymu. Nie możemy sobie zwalić na głowę straży pożarnej.
- Racja- pokiwał głową Simon.
- Działamy razem?- spytałam dla pewności.
  Magnus i Sky pokiwali głową. W naszych oczach musiała się odzwierciedlać determinacja. Byliśmy gotowi do rytuału.
  I niedługo będziemy także gotowi na odbicie Clary. 
  Wytrzymaj tam dziewczyno. Ekipa ratunkowa jest w drodze. 


O to i mój prezent sylwestrowy. Postanowiłam dla was szybko napisać rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba, mimo braku perspektywy naszej Clary. Mam dla was małą niespodziankę, ale to w następnym rozdziale. Życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania oraz obserwacji.


PS: Dziękuję wszystkim za miłe słowa. Wiele to dla mnie znaczy. Trzymajcie się ciepło i szczęśliwego nowego roku!


5 komentarzy:

  1. Ja tobie także życzę szczęśliwego nowego roku ! Jak ty to robisz ,że piszesz takie świetne rozdziały ?? ;D rewelacyjnie piszesz a rozdział genialny !!! już się nie mogę doczekać perspektywy Clary ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczęśliwego Nowego Roku i oby jak najwięcej weny i pomysłów. Zachwycam się bez dwóch zdań i dzięki Tobie sama zaczęłam pisać.

    Czekam na następną notkę. I muszę nadrobić zaległości, bo niestety dopiero dziś wpadłam na twojego bloga.

    Zaproszę do siebie, może Ci się spodoba, bo też będzie o DA.
    http://scream-is-silence.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż... co tu dużo pisać. Genialne! Bez dwóch zdań. Zachowanie Vennis wobec Sky na początku było mistrzowskie!
    No więc jak zwykle pomyślnych wiatrów życzę i tym razem też Szczęśliwego Nowego Roku! (oczywiście weny też, ale o tym chyba nie muszę wspominać:)

    OdpowiedzUsuń
  4. :P Wesołego Sylwestra! :D:D:D:D:D Świetne! zgadzam się z toffiee i także czekam na perspektywe Clary.. nie mogę się doczekać jak już dokończy przemianę !!! :D:D:D:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, co ja mogę napisać, skoro wszystko zostało napisane przez moich poprzedników? Wspaniały rozdział. Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń

Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy