niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział XXIII

XXIII
  Bezwładnie osunęłam się na ziemię. Byłam sparaliżowana. Dosłownie padłam z wrażenia. Nie mogłam w to uwierzyć. Łapiąc się za włosy, kręciłam głową. 
  To niemożliwe! Ven nie miała w sobie nic z wampira! Poza tym, na samym początku gardziła nimi i nie bratała się z nimi! Ona... w połowie wampirem?! Nie! I jeszcze ta cała porąbana historia! Biedna Vennissa! To wyjaśniało, dlaczego często jest zgorzkniała i wygląda tak, jakby chciała jak najszybciej umrzeć. I jeszcze jej braterska miłość do Janela. Tylko on i wujek z całej rodziny jej został. Przebrzydła Donatelle! Miałam wielką ochotę pójść do siedziby Price'ów i policzyć się z jej ojcem i babcią. Ta dziewczyna nie zasłużyła na takie cierpienia! Gdyby nie oni byłaby zupełnie inna: pełna życia...
- Clary?- Nie zauważyłam Maxa, który wszedł do pokoju.
  Spojrzał na mnie zdziwiony i zszokowany. Nic dziwnego. Moje odbicie w lustrze było straszne: podkrążone oczy, twarz pobladła ze strachu, świecące się zielone oczy, wyglądające jak dwa szmaragdy na tle kredowobiałej skóry i krwistoczerwone włosy, zasłaniające połowę twarzy. Teraz przypominałam te dziewczynki z horrorów, tyle, że one były najczęściej małe i były brunetkami, a ja mam szesnaście lat i rude włosy. No, mniejsza o szczegóły.
- Co się dzieje?!- podbiegł do mnie i zaczął mną potrząsać.- Jesteś chora? Coś się stało? Może się czymś zraniłaś...
- Nic się nie stało, jedynie zasłabłam. Po prostu jest tu za duszno- machnęłam ręką.
  W połowie powiedziałam prawdę. Momentami naprawdę chciałam zemdleć od tej duchoty. Nawet dla szczura byłoby za duszno.
  Podźwignęłam się na nogi, jednak nadal czułam, że są wypełnione watą. Chwyciłam się szafki nocnej na wszelki wypadek. Max bez słowa wziął mnie za rękę i usadził na łóżku, po czym puścił mnie i niemal wybiegł z pokoju, zostawiając otwarte drzwi. Wykorzystałabym taką okazję, ale nie miałam sił. Nie mogłam uporządkować myśli. Za dużo rewelacji. Poza tym lepiej nie działać chaotycznie, inaczej stracę szansę na uwolnienie się z tej pułapki, a nie chcę tutaj zginąć lub spędzić resztę życia.
  Max nie wrócił. Czekałam przez pięć minut, jednak nie przychodził. Może Hodge go po prostu zatrzymał albo jego rodzeństwo? Wszystko możliwe. Westchnęłam cicho, odgarniając włosy z oczu i ułożyłam się na łóżku. Co mi innego pozostało? To jakaś męczarnia.
  I wtedy usłyszałam jakieś ciche pukanie, pod podłogą. Uniosłam się na łokciach i spojrzałam zdziwiona na podłogę. Co jest? Może mi się zdawało?
  Pukanie rozległo się znowu. I to nie byłam ja, a na dole nikogo nie było. Hodge musiał iść do swojego gabinetu, a reszta być może była na sali treningowej. Więc kto to mógł być?
- Pomóż mi!- krzyknął głos w mojej głowie. Mały, chłopięcy głosik- Błagam, ratuj!
  Jęknęłam z bólu. Krzyk niemal rozsadzał mi czaszkę. Co się dzieje?! 
- Proszę! Ratuj mnie! W twoim pokoju są drzwi! One zaprowadzą cię do mnie! Proszę Clary! Clary błagam!
- Przestań!- szepnęłam, próbując powstrzymać łzy bólu.
  Czułam jak głowa mi pulsuje. Złapałam się za nią, jakbym chciała ją powstrzymać od eksplozji. Oczy zaszkliły się od łez. Osunęłam się z łóżka na podłogę i zaczęłam się dławić. Czułam, że zwymiotuję, jednak nic się takiego nie stało. Odgarnęłam włosy z oczu i spojrzałam na obraz, na przeciwko. 
  Był to obraz przedstawiający morze o poranku. Słońce, wyglądające jak pomarańcza, wychodzące zza horyzontu i błękitne fale, które w świetle wyglądały jakby się ruszały, jak te prawdziwe. Ten obraz zawsze mnie uspokajał, nie wiem dlaczego. Może dlatego, bo miałam słabość do takich dzieł? Lubiłam obrazy przedstawiające krajobrazy. Może to przez to?
  I wtedy zobaczyłam dziwną dziurkę w słońcu. Wcześniej jej nie zauważyłam, a może jej nie było? Ale skąd się miała tam wziąć, tak nagle? Może sama ją zrobiłam przez sen? Nie. Nie jestem lunatyczką, a podczas przemiany ból był tak silny, że nie mogłam się ruszyć z miejsca.
  Wiedziona ciekawością, zerwałam się na równe nogi i podeszłam do obrazu. Włożyłam palec wskazujący w dziurkę i po chwili coś jakby kliknęło. Gwałtownie odsunęłam rękę, wstrzymując oddech. Ściana przede mną zaczęła się zapadać, aż moim oczom ukazały się kamienne drzwi, który nigdy nie widziałam. A co... co jeżeli ktoś mnie teraz zobaczy? 
   Wyprostowałam się jak struna i zamykając oczy, skupiłam się na otaczających mnie głosach. Po chwili usłyszałam odgłosy walki, a w zasadzie dwóch walk: Jace i Aleca oraz Isabelle i Maxa ( rozpoznałam ich, bo cały czas krzyczeli), Hugo, który siedział w gabinecie i Hodge'a, który najwidoczniej zasnął przy biurku. Ale... Hugo może tu przybyć w każdej chwili. Reszta także. Jak mam wyjść niepostrzeżenie, skoro mogą zastać pokój pusty? 
  Moja furia sięgnęła zenitu. Chciałabym mieć jakiegoś klona! Tak bardzo by mi się przydał!
  I wtedy żołądek fiknął mi kozła, wiatr, który pojawił się znikąd popchnął mnie na drzwi i przede mną... pojawiłam się ja. Identyczna. Patrzyła na mnie zdziwiona, ale jednocześnie gotowa do zadań.
  Kto by się tego spodziewał? Miałam ochotę krzyczeć z radości, jednak musiałam siedzieć cicho. Kiedy wrócę, Magnus będzie ze mnie dumny.
- Witaj, Clary.- uśmiechnęłam się promiennie, jednocześnie otwierając drzwi- Mam dla ciebie ważne zadanie bojowe.
- Mam robić za ciebie, co nie?- zgadła, krzyżując ręce na piersiach.
- Mniej więcej. Udawaj, że szkicujesz i mów co chcesz, tylko nie narób mi kłopotów. Jak przyjdzie Jace, to udawaj, że się w nim bujasz i tak dalej. Po prostu masz go doprowadzić do szaleństwa...
- Znam cały plan. W końcu to my go wymyśliłyśmy- rozłożyła ręce w geście pt.,, wszystko wiem, nie martw się''.- Jak ktoś będzie w pokoju, gdy będziesz wracać to po prostu jakby porażę cię niegroźnym prądem. Możemy się kontaktować przez myśli, a ty akurat masz w tym wprawę. A i ty też tak zrób to napięcie we mnie, jak będziesz przy drzwiach. Po prostu pomyśl o mnie, pstryknij palcami i od razu mnie porazi. Oczywiście, nie dam po sobie poznać. I tak w sumie będziesz odczuwać to co ja, choć odwrotnie to nie działa. Trochę dziwna zasada- wzruszyła ramionami.
- W sumie. Kiedy przyjdę, spróbujesz naszego gościa wykurzyć stąd albo poczekam. Wszystko jasne?
- Pewnie. Idź- popchnęła mnie delikatnie, wskazując ręką w stronę wejścia.
  Było strasznie ciemno, jednak dla mnie to nie problem. Pstryknęłam palcami, oczywiście nie myśląc o niczym i w mojej dłoni pojawił się ogień. Brak światła to raczej nie problem dla demona. Kto powiedział, że człowieczy demon nie może być niebezpieczny?
  Strach ścisnął moje serce, jednak determinacja wzięła w górę. Muszę pomóc temu chłopcu... kimkolwiek on jest. Westchnęłam ciężko i bez ociągania się, zaczęłam schodzić po kamiennych schodach.


Heja! Wiem, długo czekaliście, ale trzy blogi to trochę pracy. Mam nadzieję, że wam się podoba. Przepraszam, że tak mało, ale nie miałam zbytnio pomysłu, a poza tym, wolę nie zdradzać wszystkiego od razu, ale po trochu :D Miłego czytania!

5 komentarzy:

  1. Tak mało to znowu nie jest ;) Oj podoba się , podoba ;) Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, serio mogło by być trochę więcej. Ale to nic. I tak jest super! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chcę więcej! Czuję niedosyt. Co dalej, co dalej? Na razie tylko tyle mogę napisać,
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwaga!
    Ława Przysięgłych od teraz działa wspólnie z Kompanią Ocenową jako Kompania Przysięgłych pod adresem www.kompania-przysieglych.blogspot.com. Uprzejmie prosimy o zmianę linku, a także zapraszamy do rozejrzenia się po nowej siedzibie niegdysiejszych dwóch ocenialni.
    Pozdrawiam ciepło,

    OdpowiedzUsuń

Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy