Rozdział XXXIV
Endless
Wojna zbliżała się nieubłaganie, więc musieliśmy dziś poćwiczyć. Choć demony miały swoje sposoby na obronię, woleliśmy się ubezpieczyć, a poza tym, gdyby nam zabrakło mocy mogliśmy użyć naszych nabytych umiejętności. Z tego powodu znajdowaliśmy się w sali gimnastycznej naszej szkoły, czekając na naszą mentorkę, czyli Vennis, gdyż biegle posługiwała się wszelką bronią i znała wiele podstępnych sztuczek, które mogą się nam przydać na polu bitwy. Była sobota, więc sala była pusta, a Sky uśpiła personel, aby nam nie przeszkadzał, więc można było sobie wyobrazić, że jesteśmy kompletnie sami. Niestety niektórzy to wzięli to aż za bardzo do siebie, gdyż Sky i Janel zaczęli się całować za kurtyną, która zwykle oddzielała dwie połowy boiska ( przy okazji, kiedy wybuchła ta ich wielka miłość?!), Max zaczął skakać niczym małpa od drabinki do drabinki, aby pokazać jaki jest szybki, a Magnus dla zabicia czasu zaczął żonglować kulkami niebieskiego ognia. Ja i Vixen patrzyłyśmy na to z zażenowaniem, aż nie chciało nam się wierzyć, że zachowujemy się jak gdyby nigdy nic, choć nad nami wisi widmo zagłady.
Vixen odrzuciła swoje rude włosy do tyłu i złożyła ręce przy ustach, aby wszyscy ją słyszeli:
- Sky i Janel, to jest miejsce publiczne! Jeżeli już się chcecie obściskiwać, to znajdźcie sobie pokój!
Kuzyn Ven wyjrzał zza zasłony ze złym wzrokiem, a Sky wychyliła się z ukrycia i obdarowała nas speszonym uśmiechem. Mimowolnie wybuchnęłam śmiechem, gdy zobaczyłam jacy oni są narwani. Janel miał rozczochrane włosy, malinkę na szyi i ślady szminki na policzkach, a włosy Sky przypominały gniazdo, nie mówiąc o jej napuchniętych wargach i policzkach, które zdawały się płonąć żywym ogniem. Jeszcze bardziej wybuchłam śmiechem, a Vixen zaczęła chichotać.
W tym samym momencie do sali weszła Vennis, ubrana w czarne spodenki i szary top, a włosy związała w kucyk, dzięki czemu nie będą jej przeszkadzać. Rozejrzała się po sali, aby znaleźć powód naszego rozbawienia, aż trafiła na swojego kuzyna, który właśnie wychodził zza zasłony ze Sky. Tak samo jak ja dostała ataku śmiechu, aż złapała się za brzuch. Kręciła głową z niedowierzaniem na twarzy:
- Kogo my tu mamy? Jakie z was słodziutkie gołąbeczki! Powiedziałabym coś w stylu ,, znajdźcie sobie pokój'', ale mam mało czasu, aby wam przekazać całą moją wiedzę. Poza tym, musicie jeszcze wezwać resztę naszej armii i mamy całą masę rzeczy do zrobienia. Wstawać!- krzyknęła, aż wszyscy zerwali się na równe nogi.
Za nią wszedł Ryan i Simon, którzy ustawili się po jej dwóch stronach niczym ochroniarze, a potem doszła także Clary z determinacją, która malowała się na jej twarzy. Jej rany częściowo zniknęły, choć zostały blizny i wiedziałam, że tak naprawdę ją bolą, ale nie chce dać po sobie tego poznać. Wolała kryć swoje cierpienie niż patrzeć, jak inni się nad nią litują. Nie potrzebowała od nikogo żadnej łaski, wolała być niezależna.
Vennis stanęła na środku sali, gdzie była już rozstawiona wszelaka broń np. miecze, sztylety, włócznie i jeszcze jakiś dziwny bat, emanujący dziwnym, zielonym kolorem. Wpierw podniosła jeden z mieczy o srebrnej rękojeści. Z łatwością podniosła broń i zaczęła chodzić na obok nas i patrzeć nam oczy, aby upewnić się czy słuchamy. Teraz zamieniła się w wielką wojowniczkę.
- Więc może od początku: każdy z was dostanie jedną z tych ,, zabawek'' do zabijania, w razie problemów. Musimy przewidzieć wszystkie niedogodności, dlatego jest to coś w rodzaju zabezpieczenia. Każdemu z was dam jeden z tych przedmiotów i wybierzecie ten, z którym czujecie się najpewniej. Sztyletów także możecie użyć, gdyż są pozbawione swoich szkodliwych skutków ubocznych. Jeżeli chodzi o miecz- wskazała na swój- Musicie czuć się z nim pewnie i oczywiście wybrać dla siebie nie za ciężki i nie za lekki; w sam raz. Jeżeli będzie za ciężki, wtedy jesteście z góry przegrani, to samo jeżeli chodzi z za lekkim. Musicie przewidywać ruchy przeciwnika i odpierać jego ataki. Nie stoicie prosto jak słupy, a zgięci w kolanach i lekko pochyleni. Możecie również wykorzystać wzrost i siłę przeciwnika. Jeżeli uderzy on za mocno, uchylicie się przed ciosem i załatwicie go jednym szybkim ruchem, który musi być precyzyjny, no chyba, że chcecie skończyć jako trup. Spieszę zademonstrować. Magnusie, wybierz odpowiedni dla siebie miecz i stań mniej więcej dwa metry ode mnie- powiedziała do przybranego ojca Clary, wskazując na te ,, zabawki'' jak to określiła.
Magnus posłusznie chwycił średniej wielkości miecz, którego rękojeść była ze stali, po czym podszedł do Ven i wyciągnął broń przed siebie. Vennis również to zrobiła, uprzednio kłaniając się i tak jak mówiła, ugięła się lekko w kolanach i pochyliła w stronę przeciwnika. Wyglądała niczym lwica, polująca na swoją ofiarę. Wszyscy patrzyli na nich ze skupieniem, jakby byli zahipnotyzowani.
- Magnusie, zaatakuj mnie i nie bój się. Rób co chcesz. Wyobraź sobie, że jestem twoim najzacieklejszym wrogiem. Zaatakuj mnie, parszywy psie! Żałosny czarodzieju, złodzieju, wygnańcu z Peru!- krzyknęła, aby go rozzłościć.
I to podziałało. Nienawidził, gdy ktoś wspominał o jego wygnaniu. Z wściekłością zaczął uderzać w Vennis, jednak ona zręcznie odpierała jego ataki. Co chwilę rozlegał się odgłos mieczy, które nacierały na siebie z wielką siłą. Vennissa jednak chciała go jeszcze bardziej sprowokować do ataku, bo cały czas wyrzucała z siebie różnego rodzaju obelgi. W końcu Magnusowi puściły nerwy i z całej siły uderzył w łowczynię. Ta jednak zrobiła unik, zakręciła się wokół osi niczym baletnica i jednym kopnięciem powaliła Magnusa na podłogę, po czym przyłożyła mu czubek miecza do gardła. Na jej twarzy pojawił się szelmowski uśmiech:
- Nieźle, panie Bane.- pomogła czarownikowi wstać i pokiwała głową z uznaniem- Jesteś niezły, jednak popełniłeś właśnie ten błąd, o którym mówiłam. Jeżeli uderzycie za mocno, przeciwnik wykorzysta waszą siłę i powali was jednym szybkim ciosem na ziemię, co z góry będzie dla was wyrokiem śmierci. Dziękuję Magnusie i przepraszam za te obelgi.
- Nic się nie stało, Vennisso, możesz mówić dalej- machnął ręką i wrócił na swoje miejsce.
- No dobrze. Więc teraz czas na włócznie, choć tutaj bardziej chodzi o talent strzelecki i dobre oko. Nie będę się przy tym zatrzymywać. Ze sztyletami chodzi o to samo co z nożami, czyli chwyt pewny i oczywiście dobre wyczucie, aby przypadkiem nie zranić przeciwnika w minimalnym stopniu. A to- podniosła z podłogi bat i owinęła go wokół nadgarstka- jest broń aniołów mścicieli, którą zdobyłam od pewnego znajomego. Na pierwszy rzut oka jest to zwyczajny bat, którego zwykle używają Nocni Łowcy. W rzeczywistości, potrafi on o wiele więcej, gdyż był on zanurzony w wodach Jeziora Lynn. Jezioro to jest o tyle ważne, że jest jednym z trzech Darów Anioła, a jego wody są trujące dla Nocnych Łowców, jednak przyjazne dla nas. Dzięki temu, że ten bat jest wykonany z elektrum, może z łatwością powalić najgroźniejszego Nocnego Łowcę na kolana, jednak trzeba się nim umieć posługiwać. To pokrótce o tych narzędziach. Ja biorę ten miecz, gdyż jest on w mojej rodzinie od pokoleń i tylko ktoś z moich krewnych może go używać. Incendio!- krzyknęła i podniosła go nad głowę, a miecz rozjaśnił się jak te anielskie sztylety.
Janel pokiwał głową i bez skrępowania podszedł do kuzynki i zaczął szukać swojej broni. Vennis wyszeptała jakąś formułkę pod nosem i opuściła miecz, dzięki czemu stracił swój blask. Gestem pokazała nam abyśmy wybrali broń, zabrała pokrowiec na miecz i odsunęła się pod ścianę. Po chwili dołączył się do niej Ryan i z czułością odgarnął jej zbłąkany kosmyk z czoła. Ta uśmiechnęła się do niego i pocałowała go w policzek. Zdusiłam w sobie śmiech. A jednak Max ( który przyszedł dziś wieczorem do mojego pokoju) miał rację, że są razem. No cóż, widać, że są dla siebie stworzeni. Byłam pewna, że się nią dobrze zaopiekuje, jeżeli przeżyją...
Odpędziłam od siebie natrętne myśli i w końcu mój wybór trafił na piękną włócznię, zrobioną z wytrzymałego ( i jak znam życie zaczarowanego) drewna z wymalowanymi na nim dziwnymi wzorami. Chwyciłam też parę strzał i skórzany kołczan. Sky wybrała za to bat i z uśmiechem owinęła go wokół nadgarstka, tak jak to zrobiła Vennis. Po chwili podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Musimy iść, kochana. Trzeba przygotować wszystko na wezwanie naszych ,, posiłków''- narysowała w powietrzu cudzysłów- Musimy to zrobić dziś wieczorem, jednak potrzebna jest nam Nadine, a także Magnus. Mój klan już czeka w Ridgewood, w Evergreen Park. Potrzebujemy każdej pary rąk, aby wezwać dużą liczbę naszych pomocników. Nie poradzimy sobie same, to nie jest czas, abyśmy zgrywały bohaterki.- skierowała wzrok w stronę Simona- Czy ty chcesz, aby Simon zginął?
- Oczywiście, że nie!- obruszyłam się. Jak ona mogła wpaść na pomysł, że chcę, aby Simon umarł?!
- Wiem, wiem- powiedziała szybko, aby mnie uspokoić. Moje policzki nabrały czerwonej barwy- Musimy działać szybko. Siostry Monroe, zawsze razem?- spytała, patrząc mi w oczy.
Ścisnęłam jej rękę na znak, że tak i uśmiechnęłam się. Zawsze działałyśmy razem, nigdy w pojedynkę. Funkcjonowałyśmy wedle naszego rodzinnego motta: ,, W grupie siła, nie w pojedynkę''. Zawsze broniliśmy swoich i działaliśmy razem. Czas, aby i siostry Monroe coś zrobiły dla swojej rasy.
- Vennis!- krzyknęłam, przerywając jej ,,rozmowę'' z Ryan'em- My idziemy ze Sky coś załatwić. Wy załatwcie swoje sprawy i spotkamy się wieczorem w domu.
- Endless- Simon obszedł mnie od tyłu i przytulił mocno do siebie, mimo obecności Sky.
Mimowolnie przymknęłam oczy i wtuliłam się w niego. Tak bardzo chciałam, abyśmy byli sami... Nareszcie spędzili czas jako para. Szkoda tylko, że moje marzenia rzadko się spełniały. Obróciłam się w jego objęciach i pocałowałam go mocno w usta. Westchnął cicho i przytulił mnie do siebie mocniej, starając się jednocześnie nie nadużyć swojej siły. Chciał przedłużyć nasz pocałunek, jednak wyplątałam się z jego objęć i ścisnęłam jego dłonie.
- Muszę iść. Kocham cię, Simon- wyszeptałam z uczuciem.
- Ja ciebie też, ale teraz idź. Mamy zadanie do wykonania- uśmiechnął się krzywo, starając się mnie uspokoić.
A zegar tyka i nie ma zamiaru się zatrzymać.
A o to i kolejny rozdział. Powoli zwijam się z pisaniem i przewiduję, że przed końcem wakacji, w zasadzie być może nawet przed końcem lipca, zakończy się moja opowieść. Stworzyłam już początkowy blog mojego nowego opowiadania, gdzie ( jednak) będę opowiadać o losach upadłej anielicy. Wiem, miało być czarownicy, ale wydało mi się trochę przereklamowane. Owszem są ,, Upadli'' Lauren Kate czy ,, Szeptem'' Beccy Fitzpatrick ( którą przy okazji uwielbiam!), ale jest to pokazane raczej z perspektywy z pozoru normalnych nastolatek, które zostają wciągnięte w świat o którym nie miały pojęcia, no i dalej wiecie co się dzieje. To jest typowy schemat, a ja chciałam go złamać. O to i na razie link: corka-cieni.blogspot.com Oczywiście nic tu na razie nie ma, gdyż dopiero utworzyłam go wczoraj, ale będę go powoli rozkręcać. Drugim pomysłem na opowiadanie, o którym miałam powiedzieć w poście o wojnie, ale postanowiłam teraz- było przedstawienie historii dzieci naszych bohaterów. Powiem tak: chciałam to napisać, jednak wydało mi się to trochę nudne, gdyż znowu powtarzałaby się ta sama historia, ale pomyślałam, że tą decyzję zostawię w waszych rękach, bo w końcu to wy będziecie czytelnikami. Chcielibyście coś takiego czytać? W sumie mogłabym pisać obydwa blogi, jednak pochłaniałyby masę mojego czasu i musielibyście długo na nie czekać. Co byście woleli: opowieść o dzieciach naszych bohaterów czy przygody upadłej anielicy? Czekam na was. Trzymajcie się ( właśnie, tylko u mnie jest tak gorąco?) i miłego czytania!
Janel pokiwał głową i bez skrępowania podszedł do kuzynki i zaczął szukać swojej broni. Vennis wyszeptała jakąś formułkę pod nosem i opuściła miecz, dzięki czemu stracił swój blask. Gestem pokazała nam abyśmy wybrali broń, zabrała pokrowiec na miecz i odsunęła się pod ścianę. Po chwili dołączył się do niej Ryan i z czułością odgarnął jej zbłąkany kosmyk z czoła. Ta uśmiechnęła się do niego i pocałowała go w policzek. Zdusiłam w sobie śmiech. A jednak Max ( który przyszedł dziś wieczorem do mojego pokoju) miał rację, że są razem. No cóż, widać, że są dla siebie stworzeni. Byłam pewna, że się nią dobrze zaopiekuje, jeżeli przeżyją...
Odpędziłam od siebie natrętne myśli i w końcu mój wybór trafił na piękną włócznię, zrobioną z wytrzymałego ( i jak znam życie zaczarowanego) drewna z wymalowanymi na nim dziwnymi wzorami. Chwyciłam też parę strzał i skórzany kołczan. Sky wybrała za to bat i z uśmiechem owinęła go wokół nadgarstka, tak jak to zrobiła Vennis. Po chwili podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Musimy iść, kochana. Trzeba przygotować wszystko na wezwanie naszych ,, posiłków''- narysowała w powietrzu cudzysłów- Musimy to zrobić dziś wieczorem, jednak potrzebna jest nam Nadine, a także Magnus. Mój klan już czeka w Ridgewood, w Evergreen Park. Potrzebujemy każdej pary rąk, aby wezwać dużą liczbę naszych pomocników. Nie poradzimy sobie same, to nie jest czas, abyśmy zgrywały bohaterki.- skierowała wzrok w stronę Simona- Czy ty chcesz, aby Simon zginął?
- Oczywiście, że nie!- obruszyłam się. Jak ona mogła wpaść na pomysł, że chcę, aby Simon umarł?!
- Wiem, wiem- powiedziała szybko, aby mnie uspokoić. Moje policzki nabrały czerwonej barwy- Musimy działać szybko. Siostry Monroe, zawsze razem?- spytała, patrząc mi w oczy.
Ścisnęłam jej rękę na znak, że tak i uśmiechnęłam się. Zawsze działałyśmy razem, nigdy w pojedynkę. Funkcjonowałyśmy wedle naszego rodzinnego motta: ,, W grupie siła, nie w pojedynkę''. Zawsze broniliśmy swoich i działaliśmy razem. Czas, aby i siostry Monroe coś zrobiły dla swojej rasy.
- Vennis!- krzyknęłam, przerywając jej ,,rozmowę'' z Ryan'em- My idziemy ze Sky coś załatwić. Wy załatwcie swoje sprawy i spotkamy się wieczorem w domu.
- Endless- Simon obszedł mnie od tyłu i przytulił mocno do siebie, mimo obecności Sky.
Mimowolnie przymknęłam oczy i wtuliłam się w niego. Tak bardzo chciałam, abyśmy byli sami... Nareszcie spędzili czas jako para. Szkoda tylko, że moje marzenia rzadko się spełniały. Obróciłam się w jego objęciach i pocałowałam go mocno w usta. Westchnął cicho i przytulił mnie do siebie mocniej, starając się jednocześnie nie nadużyć swojej siły. Chciał przedłużyć nasz pocałunek, jednak wyplątałam się z jego objęć i ścisnęłam jego dłonie.
- Muszę iść. Kocham cię, Simon- wyszeptałam z uczuciem.
- Ja ciebie też, ale teraz idź. Mamy zadanie do wykonania- uśmiechnął się krzywo, starając się mnie uspokoić.
A zegar tyka i nie ma zamiaru się zatrzymać.
A o to i kolejny rozdział. Powoli zwijam się z pisaniem i przewiduję, że przed końcem wakacji, w zasadzie być może nawet przed końcem lipca, zakończy się moja opowieść. Stworzyłam już początkowy blog mojego nowego opowiadania, gdzie ( jednak) będę opowiadać o losach upadłej anielicy. Wiem, miało być czarownicy, ale wydało mi się trochę przereklamowane. Owszem są ,, Upadli'' Lauren Kate czy ,, Szeptem'' Beccy Fitzpatrick ( którą przy okazji uwielbiam!), ale jest to pokazane raczej z perspektywy z pozoru normalnych nastolatek, które zostają wciągnięte w świat o którym nie miały pojęcia, no i dalej wiecie co się dzieje. To jest typowy schemat, a ja chciałam go złamać. O to i na razie link: corka-cieni.blogspot.com Oczywiście nic tu na razie nie ma, gdyż dopiero utworzyłam go wczoraj, ale będę go powoli rozkręcać. Drugim pomysłem na opowiadanie, o którym miałam powiedzieć w poście o wojnie, ale postanowiłam teraz- było przedstawienie historii dzieci naszych bohaterów. Powiem tak: chciałam to napisać, jednak wydało mi się to trochę nudne, gdyż znowu powtarzałaby się ta sama historia, ale pomyślałam, że tą decyzję zostawię w waszych rękach, bo w końcu to wy będziecie czytelnikami. Chcielibyście coś takiego czytać? W sumie mogłabym pisać obydwa blogi, jednak pochłaniałyby masę mojego czasu i musielibyście długo na nie czekać. Co byście woleli: opowieść o dzieciach naszych bohaterów czy przygody upadłej anielicy? Czekam na was. Trzymajcie się ( właśnie, tylko u mnie jest tak gorąco?) i miłego czytania!