Rozdział XXXV
Powoli otworzyłam oczy. Przez moment raziło mnie światło, jednak po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do światła i mój wzrok się wyostrzył. Chciałam wstać, jednak czułam, że jestem cała obolała. Twarz nadal paliła mnie od naparu, tak samo jak całe ciało, jednak było już trochę lepiej niż wcześniej. Powoli uniosłam się na łokciach i rozejrzałam się przez kurtynę włosów. Ledwo powstrzymałam triumfalny uśmieszek.
No kochana. Wycierpiałaś, ale los się do ciebie uśmiechnął.
Tak jak przewidywałam, leżałam na obitej skórą czarnej kanapie w gabinecie Hodge'a. Okazało się, że to co raziło mnie w oczy, to było światło pochodzące z lampy, postawionej na stołku tuż obok mnie. Pokój był pusty, a z korytarza nie dochodziły mnie żadne dźwięki. Nawet tego durnego kurka nie było. Mimo tego, że czułam się jakby ktoś mnie wprasował gorącym żelazkiem, wstałam i posykując, zaczęłam przeszukiwać biurko Hodge'a. Druga taka okazja na pewno się nie zdarzy. Zaczęłam otwierać wszystkie szafki w poszukiwaniu tego klucza, jednak po minucie poszukiwań nic nie znalazłam. Rozglądałam się po pokoju w nadziei, że coś znajdę, jednak nic nie przykuło mojej uwagi. Wszystko było na swoim miejscu. Mimowolnie oparłam się o jeden z posągów anioła i westchnęłam. Gdzie...
Wtedy coś błysnęło mi tuż przede mną. Jedno ze skrzydeł anioła świeciło się jakby posypane brokatem. Przejechałam paznokciem po krawędzi skrzydła i po chwili wyczułam chłodny metal pod moimi palcami. Nie namyślając się dłużej, pociągnęłam za metal i po chwili miałam w ręku srebrny klucz, mieniący się w świetle lamp. Miałam ochotę skakać z radości, jednak moją chwilę radości przerwało trzaskanie do drzwi i czyjeś zrządzenie. Nie czekając ani chwili, rzuciłam się na kanapę i zaczęłam udawać, że jestem chora i obolała ( akurat byłam w tym bardzo dobra, gdyż wielokrotnie nabierałam panią Chester, że jestem chora na grypę). Minęło co najmniej dziesięć sekund, gdy do gabinetu z hukiem wszedł wściekły Jace. Widać z kimś się bił, gdyż widziałam świeże rany na jego ramionach. Jego twarz wyrażała głęboki gniew pomieszany... z odrazą?
Nagle chwycił mnie bez ostrzeżenia za ramię i zrzucił z kanapy. Jęknęłam z bólu, gdy uderzyłam i tak już obolałą twarzą w drewnianą podłogę i rzuciłam mu zszokowane spojrzenie. Nie wiedziałam co się dzieje. On jedynie chwycił mnie za włosy i postawił na nogi, aż łzy zaczęły mi spływać po policzkach z bólu.
- Ty ruda wiedźmo! Jak mogłaś mnie oszukiwać?! Wiem o twoich postępkach- wysyczał mi do ucha. Zadrżałam- Wiem o wszystkim. Odpowiesz za swoje przewinienia...
Koniec z tym, kochanie.
- A ty za swoje!- warknęłam i nagle poczułam przypływ energii. Wyszczerzyłam zęby w złowrogim uśmiechu- Pokaże ci kochanie, że ze mną się nie zadziera. Arrivederci, il signor Wayland.
Jace znowu rzucił mnie na podłogę, jednak zdusiłam w sobie syk. Wstałam gwałtownie z podłogi i nie zdążył nawet mrugnąć okiem, gdy chwyciłam go za kark i rzuciłam nim o ścianę. Rozległ się wielki huk i odgłos łamiących się kości. Nie czekając ani chwili, w oka mgnieniu podbiegłam do niego, zręcznym ruchem wyrwałam mu stelę z paska z bronią i zaczęłam się rozglądać za drogą ucieczki. Teraz nie było mowy o zostaniu tutaj. Jak nic by mnie zabili. Z korytarza zaczęły mnie dochodzić krzyki, najprawdopodobniej reszty mieszkańców. Nie wiedząc gdzie dalej, skoczyłam na parapet i otworzyłam na rozszerz okno. Na dole nie było nic, co zamortyzowałoby chociaż trochę upadek. I co teraz? Miałam do wyboru: skoczyć i liczyć się z tym, że umrę albo dać się im schwytać jednocześnie narażając się na tortury. Niestety skrzydła mi się jeszcze nie wykształciły, więc były tylko te wyjścia. Co gorsze? Raczej ta druga opcja...
- Clary!- doszedł mnie krzyk Maxa, z góry. Musieli go zamknąć w pokoju. Z trudem powstrzymałam gniew.
- Wrócę, Max!- krzyknęłam, aby mnie usłyszał.
To pewnie mój koniec. Hodge z Lightwood'ami wpadł do gabinetu jednak odbiłam się od parapetu i skoczyłam niczym zawodowa pływaczka. Wiatr huczał mi w uszach, a żołądek podszedł mi do gardła, jakby była na kolejce górskiej. Zaraz miałam uderzyć w ziemię z miażdżącą siłą. Spojrzałam ostatni raz na zachodzące słońce...
- Mam cię!- krzyknął ktoś triumfalnie i wtedy poczułam czyjeś delikatnie, a zarazem silne ramiona.
Czy to anioł?
- Vennis?!- wrzasnęłam, na widok twarzy mojego wybawiciela, a w zasadzie wybawicielki.
Ta roześmiała się, potrząsając swoją brązową czupryną i odbiła się wielkimi skrzydłami od powietrza.
- Siemka, Clary. Miło mi cię widzieć. Bilet w jedną stronę do domu czy może kurs wycieczkowy?
- Max! Muszę po niego...
- Nic nie mów- przerwała mi i zawróciła.
Okazało się, że złapała mnie w ostatniej chwili. Z wielką gracją wzbiła się w górę, jakby urodziła się z tymi skrzydłami i kiedy znalazła odpowiednie okno, wskazała na nie porozumiewawczo. Pokiwałam głową i z całej siły uderzyłam pięścią w szkło, które rozpadło się na milion kawałków. Max, który siedział na łóżku, wytrzeszczył oczy i otworzył usta ze zdumienia. Przywołałam go dłonią do krawędzi i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Chcesz podwózkę?- spytałam.
- Pewnie, ale... Vennis, utrzymasz nas?- spytał, patrząc niepewnie w oczy łowczyni.
Ta uśmiechnęła się do niego czule i wskazała głową na mnie.
- Spokojnie, wsiadaj mały.
- Wiesz, że będziesz musiał opuścić rodzinę- dodałam. Wolałam mu wszystko uświadomić- Jężeli polecisz z nami, będziesz musiał zostawić to życie za sobą. Będziemy cię dobrze traktowali...
- Nic nie mów- delikatnie umościł się w moich ramionach niczym kot i uśmiechnął serdecznie- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Vennis, dawaj!
- Witamy na pokładzie S.S Shepard.- zaczęła gadać niczym stewardessa- Proszę zapiąć pasy, nic nie jeść i pić oraz...
- Ruszaj się do diabła!- popędziłam ją, gdy zobaczyłam przez okna armię łowców. Hodge musiał ich wezwać. Robi się gorąco.
- Trzymajcie się!- krzyknęła, gdy zobaczyła masę ,, żołnierzy'' i wystrzeliła niczym z procy w kierunku domu.
Jak wam się podoba nowy szablon? Mnie bardzo, a wy co o nim myślicie? No i oczywiście podstawowe pytanie: jak rozdział? I niestety zła wiadomość: już niedługo zakończy się ta opowieść. Ktoś podsunął mi pomysł, abym następny blog z opowiadaniem napisać z perspektywy Vennis, opisać jej przeszłość, jednak byłby problem, nie dla mnie, ale nie wiem jak dla was: historia opowiadałaby o małej dziewczynce, a wszystko musiałoby się urwać w momencie poznania Endless i Clary. Macie jakieś pomysły na FF? Myślałam o Pamiętniki Wampirów z perspektywy Bonnie McCullough ( tej książkowej, nie filmowej), a wam spodobałby się taki pomysł? Piszcie w komentarzach. Miłego czytania!
No kochana. Wycierpiałaś, ale los się do ciebie uśmiechnął.
Tak jak przewidywałam, leżałam na obitej skórą czarnej kanapie w gabinecie Hodge'a. Okazało się, że to co raziło mnie w oczy, to było światło pochodzące z lampy, postawionej na stołku tuż obok mnie. Pokój był pusty, a z korytarza nie dochodziły mnie żadne dźwięki. Nawet tego durnego kurka nie było. Mimo tego, że czułam się jakby ktoś mnie wprasował gorącym żelazkiem, wstałam i posykując, zaczęłam przeszukiwać biurko Hodge'a. Druga taka okazja na pewno się nie zdarzy. Zaczęłam otwierać wszystkie szafki w poszukiwaniu tego klucza, jednak po minucie poszukiwań nic nie znalazłam. Rozglądałam się po pokoju w nadziei, że coś znajdę, jednak nic nie przykuło mojej uwagi. Wszystko było na swoim miejscu. Mimowolnie oparłam się o jeden z posągów anioła i westchnęłam. Gdzie...
Wtedy coś błysnęło mi tuż przede mną. Jedno ze skrzydeł anioła świeciło się jakby posypane brokatem. Przejechałam paznokciem po krawędzi skrzydła i po chwili wyczułam chłodny metal pod moimi palcami. Nie namyślając się dłużej, pociągnęłam za metal i po chwili miałam w ręku srebrny klucz, mieniący się w świetle lamp. Miałam ochotę skakać z radości, jednak moją chwilę radości przerwało trzaskanie do drzwi i czyjeś zrządzenie. Nie czekając ani chwili, rzuciłam się na kanapę i zaczęłam udawać, że jestem chora i obolała ( akurat byłam w tym bardzo dobra, gdyż wielokrotnie nabierałam panią Chester, że jestem chora na grypę). Minęło co najmniej dziesięć sekund, gdy do gabinetu z hukiem wszedł wściekły Jace. Widać z kimś się bił, gdyż widziałam świeże rany na jego ramionach. Jego twarz wyrażała głęboki gniew pomieszany... z odrazą?
Nagle chwycił mnie bez ostrzeżenia za ramię i zrzucił z kanapy. Jęknęłam z bólu, gdy uderzyłam i tak już obolałą twarzą w drewnianą podłogę i rzuciłam mu zszokowane spojrzenie. Nie wiedziałam co się dzieje. On jedynie chwycił mnie za włosy i postawił na nogi, aż łzy zaczęły mi spływać po policzkach z bólu.
- Ty ruda wiedźmo! Jak mogłaś mnie oszukiwać?! Wiem o twoich postępkach- wysyczał mi do ucha. Zadrżałam- Wiem o wszystkim. Odpowiesz za swoje przewinienia...
Koniec z tym, kochanie.
- A ty za swoje!- warknęłam i nagle poczułam przypływ energii. Wyszczerzyłam zęby w złowrogim uśmiechu- Pokaże ci kochanie, że ze mną się nie zadziera. Arrivederci, il signor Wayland.
Jace znowu rzucił mnie na podłogę, jednak zdusiłam w sobie syk. Wstałam gwałtownie z podłogi i nie zdążył nawet mrugnąć okiem, gdy chwyciłam go za kark i rzuciłam nim o ścianę. Rozległ się wielki huk i odgłos łamiących się kości. Nie czekając ani chwili, w oka mgnieniu podbiegłam do niego, zręcznym ruchem wyrwałam mu stelę z paska z bronią i zaczęłam się rozglądać za drogą ucieczki. Teraz nie było mowy o zostaniu tutaj. Jak nic by mnie zabili. Z korytarza zaczęły mnie dochodzić krzyki, najprawdopodobniej reszty mieszkańców. Nie wiedząc gdzie dalej, skoczyłam na parapet i otworzyłam na rozszerz okno. Na dole nie było nic, co zamortyzowałoby chociaż trochę upadek. I co teraz? Miałam do wyboru: skoczyć i liczyć się z tym, że umrę albo dać się im schwytać jednocześnie narażając się na tortury. Niestety skrzydła mi się jeszcze nie wykształciły, więc były tylko te wyjścia. Co gorsze? Raczej ta druga opcja...
- Clary!- doszedł mnie krzyk Maxa, z góry. Musieli go zamknąć w pokoju. Z trudem powstrzymałam gniew.
- Wrócę, Max!- krzyknęłam, aby mnie usłyszał.
To pewnie mój koniec. Hodge z Lightwood'ami wpadł do gabinetu jednak odbiłam się od parapetu i skoczyłam niczym zawodowa pływaczka. Wiatr huczał mi w uszach, a żołądek podszedł mi do gardła, jakby była na kolejce górskiej. Zaraz miałam uderzyć w ziemię z miażdżącą siłą. Spojrzałam ostatni raz na zachodzące słońce...
- Mam cię!- krzyknął ktoś triumfalnie i wtedy poczułam czyjeś delikatnie, a zarazem silne ramiona.
Czy to anioł?
- Vennis?!- wrzasnęłam, na widok twarzy mojego wybawiciela, a w zasadzie wybawicielki.
Ta roześmiała się, potrząsając swoją brązową czupryną i odbiła się wielkimi skrzydłami od powietrza.
- Siemka, Clary. Miło mi cię widzieć. Bilet w jedną stronę do domu czy może kurs wycieczkowy?
- Max! Muszę po niego...
- Nic nie mów- przerwała mi i zawróciła.
Okazało się, że złapała mnie w ostatniej chwili. Z wielką gracją wzbiła się w górę, jakby urodziła się z tymi skrzydłami i kiedy znalazła odpowiednie okno, wskazała na nie porozumiewawczo. Pokiwałam głową i z całej siły uderzyłam pięścią w szkło, które rozpadło się na milion kawałków. Max, który siedział na łóżku, wytrzeszczył oczy i otworzył usta ze zdumienia. Przywołałam go dłonią do krawędzi i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Chcesz podwózkę?- spytałam.
- Pewnie, ale... Vennis, utrzymasz nas?- spytał, patrząc niepewnie w oczy łowczyni.
Ta uśmiechnęła się do niego czule i wskazała głową na mnie.
- Spokojnie, wsiadaj mały.
- Wiesz, że będziesz musiał opuścić rodzinę- dodałam. Wolałam mu wszystko uświadomić- Jężeli polecisz z nami, będziesz musiał zostawić to życie za sobą. Będziemy cię dobrze traktowali...
- Nic nie mów- delikatnie umościł się w moich ramionach niczym kot i uśmiechnął serdecznie- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Vennis, dawaj!
- Witamy na pokładzie S.S Shepard.- zaczęła gadać niczym stewardessa- Proszę zapiąć pasy, nic nie jeść i pić oraz...
- Ruszaj się do diabła!- popędziłam ją, gdy zobaczyłam przez okna armię łowców. Hodge musiał ich wezwać. Robi się gorąco.
- Trzymajcie się!- krzyknęła, gdy zobaczyła masę ,, żołnierzy'' i wystrzeliła niczym z procy w kierunku domu.
Jak wam się podoba nowy szablon? Mnie bardzo, a wy co o nim myślicie? No i oczywiście podstawowe pytanie: jak rozdział? I niestety zła wiadomość: już niedługo zakończy się ta opowieść. Ktoś podsunął mi pomysł, abym następny blog z opowiadaniem napisać z perspektywy Vennis, opisać jej przeszłość, jednak byłby problem, nie dla mnie, ale nie wiem jak dla was: historia opowiadałaby o małej dziewczynce, a wszystko musiałoby się urwać w momencie poznania Endless i Clary. Macie jakieś pomysły na FF? Myślałam o Pamiętniki Wampirów z perspektywy Bonnie McCullough ( tej książkowej, nie filmowej), a wam spodobałby się taki pomysł? Piszcie w komentarzach. Miłego czytania!
Szablon jest śliczny. A rozdział. Mam ochotę zabić Jace'a! Chociaż nie... za bardzo go lubię. A Clary to mi zaimponowała. Czekam na kolejny i bardzo mi przykro, że niedługo koniec. Może byś stworzyła coś własnego? Nie na podstawie jakichś książek tylko na podstawie swojej wyobraźni.
OdpowiedzUsuńJeśli będziesz miał czas to wpadnij na wladczyni-mocy.blogspot.com i na falszywe-przeznaczenie.blogspot.com
Pozdróffffka!
No nie mogę, to takie ekscytujące !!! Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia o czym mogłabyś pisać, wybacz ;3 Rozdział bardzo fajny :)
OdpowiedzUsuńDzięki ( za to, że mój pomysł uznałaś za fajny)!!! To jest świetny pomysł z małą Vennis. Ale o pamiętnikach się nie wypowiadam, ponieważ nie umiem tego przeczytać. Znalazłam 25 błędów na pierwszej stronie - i nie ma szans. Moim zdaniem powinnaś pisać o Ven.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, SM
Rozdział trochę krótki... Ale za to zajebisty *.* Szabon ekstra!;p Weny!
OdpowiedzUsuń