niedziela, 26 maja 2013

Rozdział XXXIV

Siemano! Witam kolejną czytelniczkę- przy okazji. W zasadzie wpadłam na mały pomysł. Jak wiecie jest zakładka bohaterowie i brakuje Ryana, a ja nie wiem kogo dać do tej zakładki w jego roli. Pomyślałam, że wybór może należeć do was. Jeżeli macie jakieś propozycje to słucham- piszcie pod postem.
Rozdział XXXIV
Vennis
- Ryan! Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam!- wykrzyknęłam i chwyciłam mojego kompana za szyję.
  Zaśmiał się w moją szyję i ścisnął delikatnie moje ramiona. Tak bardzo go potrzebowałam. Widać jednak, że moje zachowanie raczej nie było na miejscu. Endless zaczęła szeptać coś do Sky, patrząc na mnie i Ryana, Simon wyszedł wraz z Magnusem i Vixen, a Janel patrzył na mojego parabatai z nieskrywanym zniesmaczeniem. Od zawsze nie lubił Ryana, wiele razy ostrzegał mnie przed związaniem się z nim, gdyż miał opinię ,,łamacza serc'' i bał się, że zostając moim parabatai zbliży się do mnie aż za bardzo. Coś w stylu, że się w nim zakocham, na co ja mówiłam tylko kilka słów: damsko-męska przyjaźń i kropka. To wystarczyło, aby na pewien czas się odczepił. Nie rozumiałam jego niechęci do Price'a. Moim zdaniem był najlepszym przyjacielem pod słońcem, więc co Janel mógł do niego mieć?
- Ryan- odezwał się głos za nami.
  CO?!
  Wszędzie bym rozpoznała ten głos. Ten sam, który dręczył mnie przez wiele lat. Zacisnęłam ręce ze wściekłości, gdy spojrzałam w niebieskie oczy Giselle McLafe, mojej byłej przyjaciółki. Na jej twarzy pojawił się niby niewinny uśmieszek, ale dobrze wiedziałam, że za nim się kryje: zimna nienawiść do mnie. 
  Krótka piłka: ja i Giselle dawno temu byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, jednak potem o mało przez nią nie zginęłam podczas jednego ataku na stado ,, niegrzecznych'' wilkołaków w Oklahomie. Okazało się, że jest podłą, fałszywą... po prostu głupią laską z orzeszkiem zamiast mózgu. Przysłowiowa blondynka. Od tamtej chwili nienawidziłyśmy się i unikałyśmy się. Przynajmniej do tej chwili.
  Więc dlaczego jest tutaj?! Jedno spojrzenie na Ryana wszystko mi wyjaśniło. Jego oczy nie były przepełnione tą tęsknotą do mnie, ale uczuciem... do Giselle?! I on śmie mi się pokazywać?! Wie, że nienawidzę tej lafiryndy! Z wściekłości straciłam panowanie nad sobą i wstałam, jednak ból mnie unieruchomił. Mimo to gotowałam się ze złości. Tylko potworny ból powstrzymywał mnie przed rozerwaniem gardła Giselle. Janel odepchnął gwałtownie Ryana, aż ten uderzył głową w komodę i ścisnął moją dłoń. Nie przejął się wcale wściekłą Giselle, która kucała tuż przy swoim ukochanym... Brr. Niemal się wzdrygnęłam z obrzydzenia. 
- Janel! Przeproś go!- zażądała, próbując pomóc Ryanowi wstać. Musiał mocno oberwać, ale wściekłość sprawiła, że nie poczułam ani trochę żalu.  
   Janel nawet nie zwrócił na niego uwagi. Patrzył tylko na mnie z tą braterską miłością, która rozwijała się przez wszystkie lata kiedy siedziałam u niego i wujka. Cały czas bombardowały mnie wspomnienia, ale te przyjemne. Niemal widziałam je w jego oczach: gdy walczyliśmy ze sobą jako dzieci w lesie w którym mieścił się domek wujka, używając gałęzi jako mieczy; gdy mieliśmy dwanaście lat i wślizgnęliśmy się do podmiejskiego klubu ,, Nocna frezja'', aby zabawić się ,, w stylu dorosłych'', a potem leżeliśmy przez kilka tygodni w domu, bo Janel wpadł na ,, prześwietny'' pomysł, aby zwędzić wujkowi przed imprezą piwo. Widziałam siebie jako piętnastolatkę siedzącą na trybunach boiska St.Xaviera wraz z nowo poznanymi koleżankami: Endless i Clary, kibicującą swojemu jedynemu bratu podczas meczu piłki nożnej... Długo można by było wymieniać. Janel był częścią mojego życia, moją podporą w tamtym ciężkim okresie. Był jedną z niewielu osób, które miały moje bezgraniczne zaufanie. Dla niego zawsze będę tą narwaną małą Vennis i to w nim uwielbiałam. Choć przez pewien czas byłam zimną wojowniczką bez serca, kierującą się jedynie zemstą, został przy mnie, gdy wszyscy tracili we mnie nadzieję. Był jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
- Vennis, coś cię boli?- spytał z troską.
- Nie, tylko posykuję na widok żmiji imieniem Giselle... Oj! Powiedziałam to na głos-Z sarkazmem udawałam przerażenie.
  Janel także nie dał się nigdy nabrać na ten fałszywy,, urok'' Giselle. Poczęstował ją złośliwym uśmiechem i ścisnął moją rękę, komunikując: ,, jestem z tobą''. Blondyneczka zrobiła się purpurowa na twarzy. Ryan rzucił mi zdziwione spojrzenie, ale nie miałam ochoty na niego patrzeć. Wiedział, co mi zrobiła i co z tego? Nawet boję się pomyśleć ile ze sobą są. Giselle bawiła się chłopcami po czym ,, deptała'' ich serca. Bałam się pomyśleć...
- Zaraz zwymiotuję- szepnął z rozbawieniem Janel. Widać było także na jego twarzy obrzydzenie. Pewnie przyszło mu na myśl to samo co ja: obleśne pocałunki...
  Uhh! Była chyba gorsza od Isabelle Lightwood! Chociaż... okej, w moim rankingu najgorszych wiedźm zajmują egzekwo pierwsze miejsce. Na drugim miejscu była pani Salomon- nauczycielka od biologii z St. Xavier. Ta to dopiero była wiedźmą z piekła rodem...
- Posłuchaj, Shepard- syknęła Giselle, mimo tego, że Janel rzucił jej spojrzenie typu ,, zbliż się, a pożałujesz''- Toleruję cię ze względu na Ryana. I jeżeli...
- Jeżeli co?!- włączyła się Endless.
  Rzuciłam jej po chwili zdziwione spojrzenie, jednak jej mina wszystko mi wyjaśniła. Z trudem powstrzymałam uśmiech. Wyglądała jak lwica, która znalazła ofiarę, która jej podpadła. Giselle napytała sobie biedy...
  Nie wiedząc jakie kłopoty na siebie ściąga, zamachnęła się na czarownicę. Endless jednak była szybsza od niej, więc uniknęła ciosu i zacisnęła swoje ręce na jej nadgarstkach. Pod Giselle ugięły się kolana, gdy zobaczyła błyskawice w oczach czarownicy. 
- A teraz posłuchaj, żmijo- syknęła ze złowieszczym uśmiechem- Nie chcemy twojej łaski, ani twojego chłoptasia. Znam takie jak ty: pragnące rządzić innymi i szpanujące przystojniakami, ale wiesz co ci powiem? Jeżeli chcesz zachować tą swoją śliczną buźkę, to zamknij swoją głupią gębę. Powiedz też Ryanowi, że jeżeli chce być przy Vennis, to ma się zachowywać. Jeżeli Vennis wyleje przez was chociaż jedną łzę albo powie, że przeskrobaliście coś, dowiesz się na własnej skórze, dlaczego czarownice uważano za niebezpieczne i palono je na stosie, rozumiesz?!- warknęła, a w jej oczach pojawił się ten nienaturalny niebieski płomień. Wtedy ukazywała swoje prawdziwe ,, ja'' i wszyscy trzymali się od niej z daleka.
  Giselle pokiwała głową i potykając się o własne nogi, niemal wybiegła z pokoju. Janel i Sky wybuchli śmiechem, a Endless posłała mi krzywy uśmieszek. 
- Proszę, proszę. Endless będzie postrachem łowców- zaśmiałam się.
- Nieustraszona Endless Monroe- postrach Nefilim- dodała Sky, wymachując rękami niczym tancerka pokazująca główną wokalistkę.
- A z nią brygada ,, Atomowe czarownice'' w składzie Sky Monroe jako wierna pomocnica i pachołek Vennissa Riley Shepard- dodał Janel- Pachołek czy jakoś tak... dobrze mówię?
- Dlaczego pachołek?!- zaprotestowałam.
- Zrządzenie losu.
- Obydwie będziemy siały strach i spustoszenie, oraz przywrócimy wolność Podziemnym i dobry demonom- wybuchnęłyśmy śmiechem, po czym poczochrała mnie po włosach, wyraźnie zadowolona z siebie- Ale teraz zajmijmy się może czym innym. Co się działo? Widziałam...
- Vennis!- Magnus i Simon wpadli do pokoju i zderzyli się, aż odrzuciło ich do tyłu.
  Wszyscy wybuchli by śmiechem, gdyby nie przerażenie malujące się na twarzy Simona i Magnusa. A zwłaszcza Magnusa: przecież ten czarownik rzadko czego się bał.
- Co się dzieje?- spytała się ostrożne Sky.
- Miasto Cieni płonie- wyszeptał Simon, kiedy się podniósł.- Łowcy dostali się do Miasta Cieni i podpalili.
- Że co?!- wykrzyknęłyśmy z Endless.
- A to- wtrącił Magnus, z twarzą bladą jak ściana- Zbliża się powstanie, bardziej krwawe od powstania Valentine'a. Xander za trzy dni wypowie im wojnę.


I jeszcze tutaj. Chciałam tylko napisać, że niestety małymi kroczkami zbliżamy się do końca. Ciężko trochę mi się z tym będzie pogodzić. Czeka nas jeszcze kilkanaście rozdziałów, jednak jak przewiduję, że wszystko skończy się prawdopodobnie przed wakacjami. Ale zobaczymy jak tempo. Miłego czytania!

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział XXXIII

Rozdział XXXIII
  Pustka w głowie: to jedyne co miałam. Ze złością rzuciłam kolejny nieudany szkic do kosza. Nie mogłam nic wymyślić, jeżeli chodziło o rysunki jak i plan uwolnienia Devina. Jak mam do diabła dostać się do gabinetu Hodge'a i wykraść ten głupi klucz?! Co prawda łatwo mogłabym się tam dostać, ale co dalej? Miałam mało czasu, nie wiedziałam gdzie zacząć szukać. W dodatku zostało to głupie ptaszysko- Hugo, który na pewno podniesie alarm, gdy zacznę szukać tego klucza. Miałam mało czasu, czułam to. Coś się działo, coś złego, ale co? Gdybym tylko mogła dostać się do Podziemi! Tam wszystkiego bym się dowiedziała. Co prawda mogłabym o to poprosić Shaela, jednak nie ma na to czasu. Musiałam coś wymyślić, ale co?
  Do głowy przychodził mi tylko jeden pomysł: ryzykowny i bolesny. Musiałabym sprowokować Isabelle lub Aleca, aby mnie pobili tak dotkliwie, abym przy odrobinie szczęścia wylądowała w gabinecie Hodge'a, a nie w izbie chorych czy celi. Sprowokowanie ich będzie bardzo proste, gorzej będzie jeżeli zranią mnie aż za bardzo, że nie zdążę się zregenerować i znaleźć mój cel. Miałam tylko jedno podejście- jeżeli akcja powtórzy się jeszcze raz, na pewno nabiorą podejrzeń, a w najgorszym przypadku wtrącą mnie do celi skąd nie będę mogła uciec.  Nie było innych opcji...
  Poderwałam się z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju. No tak, było jeszcze coś. Vennis mówiła, że tutaj jest masa tajemnych przejść. Problem jest taki, że nie wiadomo, które przejście prowadzi do gabinetu. Równie dobrze mogę znaleźć się nagle w sali treningowej, kiedy trenowałaby np. Isabelle. Wtedy byłby koniec gry, a żadnej mapy nie miałam... nie licząc pewnego demona, siedzącego pod ziemią. Shael musiał znać te przejścia, aby wychodzić z Instytutu i jednocześnie do niego wracać. Trzeba tylko się...
- Demonico!- przerwało mi natarczywe pukanie do drzwi. No super, o wilku mowa. Isabelle.
  Łowczyni bez dalszych ceregieli otworzyła drzwi i chwyciła mnie za nadgarstki. Teraz była moja szansa, aby ją sprowokować... nie. Nie teraz. Z trudem zachowałam cierpliwości i silną wolę, aby nie rzucić się na nią, gdy zaczęła mnie ciągnąć przez korytarz, nie patrząc czy za nią nadążam. Wyglądała na niezwykle podekscytowaną, co mogło oznaczać dla mnie tylko jedno: kłopoty. Co oni znowu kombinowali? Z trudem powstrzymałam się od warknięcia na nią albo rzucenia się z pazurami. Nie skuła mnie żadnymi kajdankami, choć jej bat parzył moją skórę, byłam jednak wytrzymała. Miałam możliwość poharatania jej gardła, jednak byłam potulna jak owieczka. Może nie będzie tak źle?- intuicja od razu zaprotestowała. Czułam że moja wytrzymałość zostanie wystawiona na próbę.
- Izzy!- usłyszałyśmy krzyk Aleca, dochodzący z sali treningowej- Nie guzdraj się!
- Idę, Alec!- odkrzyknęła i niemal popchnęła mnie wprost na szklane drzwi, gdyby nie otworzyły się.
  Upadłam twarzą na twardą podłogę i mimowolnie jęknęłam z bólu. Poczułam się cała obolała. Z trudem uniosłam się na lekko zdrętwiałych nogach. Po chwili jednak zaczęłam żałować, że w ogóle wstałam.
  Na samym środku sali stał Alec, ubrany w bojowy strój. W ręku trzymał sznurek zrobiony z czystego złota, a obok niego stała beczka, wypełniona czymś po brzegi. Kiedy wciągnęłam zapach, nos zaczął mnie palić, a na moim czole pojawiły się kropelki potu. Chciałam się wyrwać Isabelle, ale ona zaśmiała się złowieszczo i popchnęła mnie brutalnie wprost na swojego brata. Ta beczka wypełniona była wrzącym naparem z pokrzywy połączonej z wodą święconą! Alec widocznie zobaczył, że zorientowałam się, co tam jest, bo uśmiechnął się tak jak siostra i ręką ujął mój podbródek, abym nie mogła odwrócić wzroku. W jego oczach widziałam żądzę mordu.  
- Witaj, Clarisso- wycedził moje imię przez zęby- Twoich obrońców nie ma. Hodge siedzi w gabinecie i rzadko tu zagląda poza czasem treningów, a Jace i Max wyszli na miasto. Postanowiliśmy ci umilić ten pobyt i gorąco cię przywitać- na te słowa wybuchnął śmiechem.- Jakieś słowa podziękowania? Może chcesz coś dodać?
- Ty psie!- warknęłam, odsłaniając zęby- Myślisz, że jestem słaba?! Ha! To wy jesteście słabi! Myślicie, że jesteśmy wszyscy źli, a tak naprawdę to wy niszczycie innych, nie my! Płacimy za wasze głupie błędy! Wasze i waszych przodków! Tylko my mamy czarne owce? Mam wspomnieć o Łowcy o imieniu Valentine?!- jego twarz nabrała czerwonego koloru, ale mówiłam dalej. Chciałam, by zapamiętał mnie do końca swoich dni, bez względu na cenę- Wypieracie się swojej historii, Kręgu i Valentine'a! Nie znajdujecie w sobie żadnych niedoskonałości, patrzycie w innych, a jeżeli je mają- zabijacie ich! Zachowujecie się, jakbyście byli jakąś elitą jak w normalnych szkołach: elitą, która niszczy słabszych lub wyróżniających się z tłumu!Pewnego dnia wszystkie nadnaturalne istoty zwrócą się przeciwko wam i nie pomoże wam nawet Razjel! Zniszczymy wasz gatunek tak samo jak wy bezkarnie niszczyliście tych naszych, którzy byli niewinni! Może i wielu z nas jest złych, ale to wy jesteście potworami! Nie zasługujecie nazywać się mianem Nefilim, tylko kłamców i tchórzy! Jesteście bez honoru, my znamy swoje błędy, ale wy nie. Kiedyś przeszłość do was wróci, a wraz z nią masa kłopotów, które sami ściągnęliście na swoje rodziny, znajomych i nieznajomych! Przysięgam na Anioła, że nie daruję wam tego, zapłacicie za wszystkie krzywdy wyrządzane nam przez tysiące lat naszego istnienia, choćbym miała zginąć!
- Sama tego chciałaś, wstrętna szlajo- wysyczał Alec.
  Popchnął mnie w stronę beczki i obwiązał moje dłonie złotym sznurkiem. Zaczęłam krzyczeć z bólu, złoto parzyło niczym płomień. Alec mimo moich protestów, wsadził mi głowę do wiadra. Zakrztusiłam się tą substancją, która zaczęła wyżerać mnie od środka. Cała twarz mnie paliła. Zaciskałam zęby, byleby nie krzyczeć z bólu, jednak było coraz gorzej...
- Nie!- usłyszałam wrzaśnięcie Maxa.
- Co wy robicie?!- doszedł mnie głos Jace'a- Zostawcie ją! Alec!
- Alec, puść ją- powiedziała Isabelle.
  Alec wyjął po raz kolejny moją głowę z wody święconej i puścił moje ramiona. Nie miałam już sił, więc upadłam z hukiem na twardą podłogę. Wszystko mnie paliło, żywcem płonęłam. Skóra na rękach była  poplamiona krwią i czerwona, jakby ktoś ją smażył na patelni. Niemal mogłam sobie wyobrazić jak wygląda moja twarz.  Wzięłam głęboki wdech, jednak nic mi nie pomogło. Osunęłam się w ciemność. 



Wiem, rozdział wyszedł mi krótki, nie miałam weny. Oby i wróciła :D
  

środa, 15 maja 2013

Rozdział XXXII

Mieliście czas na zgadnięcie, co się stanie z Venn, jednak nikt nie odgadł. Nie chciałam jej uśmiercać, gdyż jest ona jedną z moich ulubionych postaci. Szkoda, że nie ma takich w realu :D A więc o to i co się stało z Vennissą. Miłego czytania i mam nadzieję, że się wam podoba.
PS: Przy okazji, jak wam się podoba szablon? Jest to tymczasowy. gdyż chcę zamówić w zaczarowane szablony, co graniczy z cudem, bo masa ludzi tam zgłasza zamówienia, a tamtego nie mogłam przywrócić do poprzedniego stanu. Więc jak wam się podoba? I jeszcze coś: myślałam o zrobieniu takiej ,, wystawy'', że narysowalibyście rysunki, oczywiście kto chce, ale nie wiem czy to zorganizować. Chcielibyście coś takiego?
Rozdział XXXII
Vennis
  Stałam w tym samym ubraniu, w którym wybrałam się do Dumort, w swoim starym pokoju w Instytucie. Fioletowe ściany w nuty przypomniały mi czasy, gdy miałam masę wolnego czasu, a nie chciało mi się ćwiczyć i pisałam melodie piosenek dla zabicia czasu. Moja stara gitara elektryczna stała tak jak zwykle przy szafie, z której powypadały ubrania i walały się po całym pokoju. Łóżko było przykryte moją ulubioną granatową kołdrą, którą dostałam od dziewczyny wujka Drake'a- Anne na czwarte urodziny, a nad nim na ścianie, wisiał plakat z Ellen Paige z filmu ,, Dziewczyna z marzeniami'' ( który tak na marginesie uwielbiam). Wszystko było takie jak kiedyś: znajome i jednocześnie odległe, jakby to wszystko było w innym życiu, przed poznaniem Clary i Endless. Wspomnienia tłukły mi się po głowie, przyprawiając mnie o lekką migrenę. 
  Chwileczkę. Ale co ja tu robię? Czy ja umarłam? Ostatnie co pamiętałam to jak dach płonącego budynku spada wprost na mnie, a potem ciemność, aby po chwili się tutaj przebudzić. Może byłam na granicy światów? Podobno kiedyś żona Jonathana- pierwszego Nocnego Łowcy znalazła się na granicy światów i powróciła, dzięki miłości swojego ukochanego. Ale ja go nie miałam. Czy to znaczy, że zostanę tu na zawsze? 
- Veri- odezwał się ktoś za mną. Znajomy, aż za dobrze. Tylko jedna osoba się tak do mnie zwracała.
  Serce zaczęło mi bić szybciej. Odwróciłam się wolno, aby ujrzeć moją mamę. Taką jak na zdjęciu taty, kochaną mamę, ubraną tak jak wtedy, gdy odchodziła i mówiła: ,, wrócę Veri, a potem będziemy razem i zaczniemy nowe życie''. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy wpatrywałam się w jej połyskujące szare oczy, w których czytałam jak z książki od najmłodszych lat. To była ona. Naprawdę ona.
- Mamo- wyszeptałam i rzuciłam się w jej ramiona. Przytuliłam się do niej jeszcze mocniej, bojąc się, aby nie rozpłynęła się w powietrzu i szlochając. Tak bardzo za nią tęskniłam!- Mamo...
- Vennis- przytuliła mnie do siebie.- Moja Venissa.
  Delikatnie uniosła ręką mój podbródek i spojrzała mi głęboko w oczy. 
- Vennis, jest coś czego ci nie powiedziałam, a czego na pewno się dowiesz, kochanie. Za parę chwil wrócisz do życia. W samą porę aniołowie...- na jej twarzy pojawił się krzywy uśmieszek- i ktoś inny, pomogli cię uratować. Vennis, posłuchaj mnie teraz uważnie. Słuchasz, mój wilczku?
- Tak- pokiwałam głową.
- Więc słuchaj uważnie: wrócisz na ziemię, ale odmieniona. Chwilowo jesteś zawieszona między światem aniołów i ziemi, ale zaraz się obudzisz. Grozi wam wszystkim niebezpieczeństwo. Musicie szybko uwolnić Clary, napięcie wisi w powietrzu. a do katastrofy niedaleko. Wszystko się rozpocznie za mniej więcej trzy tygodnie, gdy będzie święto czarownic. Nie mogę ci powiedzieć co to jest, gdyż Razjel mnie tu przysłał, bo tylko mnie ufasz, a mamy mało czasu. Vennis, ty NIE JESTEŚ ZWYCZAJNĄ ŁOWCZYNIĄ- podkreśliła każde słowo.
  Że jak? Nie mogłam tego zrozumieć. Mama musiała zobaczyć moją dezorientację, bo na jej czole pojawiła się zmarszczka, która wyrażała jej zniecierpliwienie i westchnęła ciężko. Ścisnęła moje ramiona:
- Vennisso... ty jesteś aniołem- powiedziała z błyskiem w oczach- Jesteś w połowie aniołem, kochanie. Należysz do nieba, nie do ziemi. Słyszysz?
- Ogłupiałaś?!- Nie mogłam powstrzymać się od wrzaśnięcia. To nieprawdopodobne! Co ona wygaduje, do diabła!- Ja aniołem?! Chyba takim samym jak jest ze mnie baletnica. Nie jestem żadnym aniołem, mamo! Przecież...
- Niby dlaczego cię uratowali?!- Teraz to ona podniosła głos- Myślisz, że ratują każdego Nocnego Łowcę?! Guzik prawda! Uratowali cię, bo jesteś jedną z nich! Przyjmij to do wiadomości, bo zaraz odejdziesz i nie powiem ci wszystkiego!
- Ale... mamo!- wrzasnęłam, gdy nagle zdrętwiałam i upadłam na podłogę. Czułam się tak, jakby ktoś mnie wciągał pod wodę, kiedy mam skurcz. Musiałam jednak się o coś spytać. Czy jestem tym aniołem czy nie- teraz mnie to nie obchodziło.- Mamo, czy... ty...ży...jesz?- spytałam, próbując z całych sił nie stoczyć się w ciemność. Obraz zaczął mi się rozmazywać przed oczami. 
  Poczułam jak ściska mi rękę i gładzi mnie po policzku.
- Ja żyję, kochanie. I czekam na was. Przekaż tacie, że też go kocham i znam powody, przez które mnie zostawił. Niedługo się spotkamy. Wszyscy się spotkamy.
  Nie mogłam nic powiedzieć. Nic już nie widziałam, pochłonęła mnie ciemność.

*******************************************************************************
   Ból w czaszce dawał mi się we znaki. Z trudem powstrzymywałam się od krzyku. Czułam się, jakby ktoś wałkował mnie przed chwilą wałkiem, jak ciasto do pizzy. To było gorsze od wszystkich moich ran, które odniosłam w całym życiu. A myślałam, że nie może być gorzej, gdy raz miałam całą głowę w krwi demonów i poparzoną od trucizny. Piekło mnie całe ciało jak diabli i gdyby nie znaki, miałabym ,, śliczną'' czerwoną buźkę niczym krew.
  Po chwili zaczęły do mnie docierać inne dźwięki. Czyżby mama miała rację? Czy... ja jestem ...aniołem? Nie mogłam się skupić, bo po chwili usłyszałam głośny szum, czyjeś wzdychanie i po chwili płacz. Tego było za dużo. 
- Ven- ktoś chlipał, tuż przy moim uchu - Nie... umie...raj, proszę cię. Vennis..., to ja Endless. Proszę, daj jakiś znak! Nie... umieraj! Zostań z nami, ty narwana, irytująca Venn! Proszę! Proszę!- przerwała, po czym wybuchła jeszcze większym płaczem, aż czułam jej łzy na swoich policzkach.
  Endless... jedna z najsilniejszych dziewczyn jakie kiedykolwiek poznałam. Ścisnęło mi się serce, a mało kto wywoływał we mnie takie uczucia. Po chwili siły zaczęły mi wracać, a odrętwienie minęło. Ścisnęłam rękę Endless, a na mojej twarzy pojawił się słaby uśmiech. Usłyszałam jak wszyscy wpierw wstrzymują oddech, a po chwili zaczęli krzyczeć ze szczęścia niczym banda małych dzieciaków, widzących górę słodyczy czy coś. To było dosyć komiczne, więc parsknęłam śmiechem i otworzyłam oczy.
   Nade mną pochylali się wszyscy moi przyjaciele. Oczy Endless były spuchnięte od łez, tak samo Sky i Arianne, która niespodziewanie się pojawiła( kto by pomyślał, że te dziewczyny z rodu Monroe są takie wrażliwe?), a Magnus, Janel i Simon patrzyli na mnie z ulga. Vixen przycisnęła swoją zimną dłoń do mojego czoła i uśmiechnęła się krzywo. W jej oczach jednak ujrzałam wielką troskę i ulgę. Ścisnęła moją rękę, jakby chciała się ze mną siłować:
- Jak tam w drugim świecie, Shepard?
- Nie wiem, mam mętlik w głowie- zaczęłam się jąkać, co było do mnie niepodobne.
  Chciałam wstać, gdy moje plecy przeszedł ostry ból, aż zaparło mi dech w piersiach. Sky poprawiła mi poduszkę i poklepała pocieszycielsko po ręce.
- Miło, że jesteś z nami.
- Dlaczego ja żyję?- spytałam, starając sobie wszystko poukładać- Dach zawalił się wprost na mnie, nie zdążyłam stamtąd uciec...
- Uratowano cię- wtrącił Simon.
- Ale kto?
- Ja- odezwał się zachrypiały głos. Tak dobrze znany, jak mój własny. Ten w który się wsłuchiwałam, gdy byłam mała... 
  Nie. Przecież to niemożliwe, choć dużo się wydarzyło i to słowo prawdopodobnie zniknie z mojego słownika.
  Moje wątpliwości rozwiały się, gdy zobaczyłam znaną mi czuprynę czarnych kręcących się włosów i te same figlarne niebiesko- czarne oczy, z których kiedyś mogłam czytać jak z książki. W tych oczach widziałam siebie, ale jako małą dziewczynkę, zagubioną w Instytucie... a obok mnie był ten sam chłopiec. Nic się nie zmienił.
- Ryan- szepnęłam i mimo obecności moich przyjaciół, pogłaskałam go po policzku, z siostrzaną czułością.
- Witaj, Veri.


Chciałam ten rozdział jak najszybciej dodać i mam nadzieję, że mi wyszedł. 
Dla tych co nie kumają: Veri to skrót od dwóch imion naszej drogiej Łowczyni: Vennissy i Riley( w zakładce bohaterowie podałam jej drugie imię).

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział XXXI

Rozdział XXXI
- Ale jak to?! Ven... nie, to niemożliwe! Ona nie jest żadnym aniołem! - krzyknęłam i zerwałam się z krzesła.
  Nie mogłam wytrzymać. Pewnie zaczęłam chodzić po pomieszczeniu jak tygrys wypuszczony z klatki, ale teraz to mnie najmniej obchodziło. Devin obserwował mnie ze spokojem, co trochę mnie zirytowało.
  To niemożliwe. Vennis nie jest żadnym aniołem! Ma w sobie anielską krew, ale to każdy Nefilim ją ma. Gdyby dawała ona takie coś jak nieśmiertelność, Nocni Łowcy nie ginęliby w bitwach! Żyliby wiecznie i zabiliby wszystkie demony, a tak to? Mają tylko namiastkę aniołów, ale oni się nie zachowują jak anioły i nie mają takiej mocy. Gdyby mieli, cały mój gatunek byłby już uznany za wymarły, łącznie z resztą demonów. To nie brzmi logicznie, chociaż w moim świecie nie istnieje coś takiego jak logika.
- Vennissa jest aniołem, ale w połowie- powiedział Devin.
- Przecież każdy Nefilim ma w sobie krew anioła- zauważyłam, starając się mówić opanowanym tonem, choć w środku gotowałam się ze złości.
- Wytłumaczę ci to.- wziął głęboki oddech, widocznie go trochę zdenerwowałam- Czy znasz historię Vennis i jej rodziny?
  Pokiwałam głową. Bałam się, że zacznę krzyczeć, a to nie byłoby na miejscu. Teraz jednak nie miałam prawie żadnych hamulców. 
- Ród Shepardów jest bardzo złożony. Ta rodzina była bardzo atrakcyjna dla aniołów czy nawet Podziemnych. Mężczyźni byli wspaniałymi wojownikami, lojalnymi i odważnymi kompanami, a dziewczęta z tego rodu słynęły i słyną ze sprytu, zawziętości oraz mądrości i odwagi. Nie można im także odmówić wielkiej urody. Matka Jade była owszem wampirzycą, ale ojciec był pełnej krwi aniołem. Stało się tak, gdyż uratował on jedną z anielic, która spadła z nieba. W nagrodę Razjel sprawił, że stał się pełnej krwi aniołem, a Laurel mogła urodzić mu dzieci. Nie powiedział jednak nic swojej żonie, a aniołowie potrafią się doskonale kamuflować. Laurel nawet nie przypuszczała, że zajdzie w ciążę. Nie mogła uwierzyć, gdy spostrzegła jej pierwsze oznaki. Urodziła swoją pierwszą córkę, Mirandę, czyli moją matkę, a po dwóch latach także Jade. Krew jednak przechodzi dalej, a moja matka i Vennissy nawet nie przypuszczały, że mają w sobie krew anioła pomieszaną z wampirzą. U jednej były oznaki, czyli u mojej matki, ale Jade nadal nic nie wiedziała, a może tylko nie chciała w to uwierzyć? Kto wie. Więc dalej: jeden z aniołów chciał moją matkę i osiągnął swój cel. Z tego ich związku urodziłem się ja. Gdy miałem dziesięć lat, po raz pierwszy zszedłem na ziemię i spotkałem Vennis, gdy trenowała w jakimś parku, którego nazwy nie pamiętam. Wtedy dostrzegłem tatuaż, a jej wygląd tylko utwierdził moje przypuszczenia, że to córka Jade. Widzisz, ona jest bardzo podobna do matki, a ja wielokrotnie widziałem Jade z góry, gdy matka mi ją wskazywała. Chciała mi przestawić krewnych, choć bała się reakcji, gdy dowiedzą się o jej związku z aniołem. W każdym razie: chciałem się przekonać czy to prawda, więc pewnego dnia zabrałem moją mamę do tego parku, by zobaczyła tą dziewczynkę. I rozpoznała ją. Dopiero wtedy mi powiedziała, że Jade zaginęła, a Vennis została sama. Chciałem ją poznać, jednak Miranda zakazała mi się do niej zbliżać, gdyż odrzuciłaby mnie. Nie uwierzyłaby, że jest w połowie aniołem i nie zaakceptowałaby historii swojej rodziny.
- Nie zdziwiłabym się, gdyby to zrobiła- przyznałam, patrząc na niego przez kurtynę czerwonych loków- Cała ta historia brzmi nieprawdopodobnie.
- Cały nasz świat jest nieprawdopodobny i nielogiczny- zauważył z szelmowskim uśmiechem na ustach.
  Gniew mi przeszedł, więc mogłam odwzajemnić jego uśmiech.
- To prawda, jednak i tak to jest dziwne. Skoro jest w połowie aniołem no i ma w sobie krew wampira, to dlaczego aniołowie nie wzięli jej do nieba? Przecież raczej tam, jest jej miejsce...
- Kiedy Jade zorientowała się kim jest jej córka, próbowała ją ,, uchronić'' przed nami. Poza tym, wolała, aby została z rodziną. I dobrze zrobiła, gdyż wątpię, że Vennis podobałby się nasz ,, anielski świat''- wykrzywił twarz w grymasie- Może i wielu zdaje się, że jest wręcz niebiański, pełen radości i miłości, jednak to nie jest prawda. Nasz świat jest taki jak wasz: są ci dobrzy, ale znajdą się tacy aniołowie, którzy w zasadzie powinni być tymi upadłymi. W każdym gatunku, zdarzają się jakieś wyrzutki o złych sercach, nawet naszym. Wbrew pozorom nigdzie nie jest dobrze. Wszędzie jest pomieszane dobro ze złem; wszędzie te siły ze sobą walczą. Nie ma miejsca gdzie jest wszystko wspaniałe. W sumie, gdyby tak było, cały świat byłby monotonny i męczący.
- W sumie racja, ale nie rozumiem...
- Devin!- nagle do sali wpadł Shael.
  Dopiero teraz mogłam coś wyczytać z jego twarzy. Był na niej strach, zmieszany z niedowierzaniem. Obydwoje spojrzeliśmy na niego zdziwieni. Devin potarł czoło i spojrzał na niego z lekką naganą w oczach.
- Shael...
- Wiem, ale to ważne. Demony zaatakowały rodziny byłych z Clave. Niedaleko jest ich cała horda, na czyjeś wezwanie. Nikt nie wie dlaczego, ale mają one w sobie coś z Wyklętych. Są podejrzenia, że podano ludziom demoniczną krew, a potem zmieszano ją z krwią aniołów, aby nie umarły...
- Co?!- poderwaliśmy się z miejsc.
- Au!- syknęłam, gdy poczułam jakby kopnięcie prądem.
  Kopnięcie prądem? Przecież druga ja miała to zrobić, gdy do pokoju przyjdzie jakiś gość...
- O nie.- wyszeptałam i podbiegłam do drzwi. Devin i Shael nie powstrzymywali mnie. Stanęłam na chwilę przy drzwiach i spojrzałam na Devina, którego twarz wyrażała lekki smutek.
- Przyjdę po was- obiecałam- Dajcie mi jeden dzień. Teraz jednak coś się dzieje. Muszę iść.
- Idź- przytaknął Devin- Będziemy czekać, demonico. Życzę szczęścia i uważaj na siebie.
- Nawzajem- spojrzałam na nich po raz ostatni i zaczęłam biec w stronę schodów.
******************************************************************************
  Kiedy znalazłam się obok drzwi, musiałam zaczerpnąć powietrza. Może i miałam super zdolności, ale niestety mój organizm widać jeszcze się do tego nie przyzwyczaił. Więc chyba o biegu w maratonie mogę zapomnieć- pomyślałam z lekkim rozbawieniem, mimo całej tej sytuacji. Oparłam się o kamienną ścianę, aby nabrać powietrza...
  I wtedy ściana rozstąpiła się. Pisnęłam z zaskoczenia i szybko zabrałam rękę. Z małym hukiem ściana otworzyła się, ukazując kolejny korytarz. Latarnie jak na zawołanie, zapaliły się same, wypełniając ponury korytarz światłem. Spojrzałam z niedowierzaniem w korytarz. Devin nic nie wspomniał, że tu jest takie pomieszczenie. Wychynęłam się delikatnie, aby zobaczyć co tam jest. Po chwili moim oczom ukazał się krwawy odcisk albo coś w tym rodzaju. Ale co...
  Przed oczami pojawiło mi się wspomnienie, gdy siedziałam z Endless i Vennis w parku, w zagajniku, który był niedostępny dla ludzi, tylko dla Podziemnych i ich gości, a była łowczyni opowiadała nam o sobie. Dopiero się poznawałyśmy, ale czułyśmy się dosyć swobodnie w swoim towarzystwie... nie licząc Endless, która na początku była odrobinę przestraszona. Mimo to interesowało ją życie Nocnych Łowców, a Vennissa z chęcią się chwaliła swoimi osiągnięciami:
  Pod Instytutem ciągną się setki korytarzy- powiedziała kiedyś Vennis, gdy opowiadała nam o swoim życiu w Instytucie- Nikt o nich nie wie. Są ściśle ukryte, a za ich drzwiami znajdują się różne zagadki. Nie miałam czasu, aby je wszystkie zgłębić, ale zaznaczyłam je swoją krwią. W każdym miejscu, w którym byłam, narysowałam na ścianie run z krwi, która nigdy nie zniknie. To będzie dla innych sygnałem, że ktoś już tam był.
- Myślisz, że ten Instytut ma jakieś mroczne tajemnice, które mogą coś zmienić?- spytała się Endless.
  Z zaciekawieniem przyjrzałam się łowczyni. Vennis zamyśliła się przez chwilę, po czym na jej twarzy pojawił się krzywy uśmieszek:
- Raczej tak. Każdy dom, każde miejsce ma swoją historię i sekrety. Wątpię, że ten budynek był ich pozbawiony. Na pewno było ich mnóstwo. Lecz czy ktoś poza mną odkryje jego sekrety: tego nigdy nie wiadomo. Przeszłość jest nieodgadniona. Kto wie, co nas czeka.
  I miała rację. To miejsce miało sekrety. Jednak czy na tyle ,, bezpieczne'', abym mogła je przeżyć? Kto wie, co może się tutaj kryć. Vennissa ma rację, każde miejsce ma swoje sekrety. Jednak czy to czas, aby je zgłębić? Kolejne porażenie prądem powiedziało mi, że raczej nie. Działo się coś złego. Coś bardzo złego. 
  Nie. To nie jest jeszcze ten czas. Najpierw muszę się dowiedzieć, co się dzieje. Z wahaniem ostrożnie otworzyłam drzwi. Druga ja siedziała na łóżku i oglądała rysunki, które zrobiłam. Podniosła na mnie wzrok i zmarszczyła brwi.
- Co się dzieje?- spytała.
- Wzywałaś mnie.
- Wcale nie- zaprzeczyła, ze zdziwioną miną- Skąd ci to przyszło do głowy? Byłam tu cały czas i nikt nas nie odwiedzał.
- Ale... porażono mnie prądem!- usiadłam na łóżku, aby wszystko poukładać- Przecież jakby porażono mnie prądem..
- Mocno?- zajęła miejsce obok mnie i spojrzała mi w oczy- Skup się. CZY TO BYŁO MOCNO?
- Tak, ale co to ma z czymkolwiek wspólnego.
- A to, że tak się dzieje, gdy ktoś z naszego gatunku ginie. Tam się dzieje rzeź- przekazała mi swoje myśli. 
  Co?! Jak to?! Nie, nie, nie! Proszę tylko nie to! Co się tam dzieje?! Czy to tylko przez demony? Miałam wielki chaos w głowie, nie mogłam sformułować żadnej sensownej myśli...
  Kroki. O nie. Ktoś tu idzie. Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i chwyciłyśmy się za ręce. Westchnęłam głęboko i wchłonęłam samą siebie. Po chwili byłam zupełnie sama i leżałam na łóżku, dysząc ciężko. Tego było za dużo.
- Clary!- do pokoju wparował Max. Miał na policzkach rumieńce i był oblany potem.
- Co jest... mały?- spytałam, starając się ukryć swoje zmęczenie.
  Powiódł po mnie wzrokiem, po czym bez słowa zamknął drzwi i oddalił się. Resztkami sił podbiegłam do drzwi i walnęłam ręką. I to był błąd. Runy zadziałały i odrzuciły mnie, aż walnęłam z hukiem w ścianę. Z sykiem wciągnęłam powietrze i złapałam się za ramię, w które się uderzyłam. Na rękach zostały mi dziwne znaki i zaczęła z nich lecieć krew.
  Nie może być już gorzej. Niestety życie chciało mi udowodnić zupełnie co innego...



  Nie miałam za bardzo pomysłu do Clary, więc napisałam tak. Mam nadzieję, że ten rozdział mi wyszedł. Co do Vennis, to czekam na wasze propozycje co się z nią stanie. Jedna z użytkowniczek była bliska, ale to nadal nie jest to. Jestem ciekawa, czy ktoś zgadnie. Czekam na wasze propozycje.
   

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział XXX

Już jest ponad dziesięć tysięcy wejść! Naprawdę wam dziękuję, w życiu bym się nie spodziewała, że ten blog osiągnie taki wynik! Bardzo wam wszystkim dziękuję, za to, że wchodzicie jak i za waszą cierpliwość. Dlatego postanowiłam szybko napisać nowy rozdział. Miał wyjść dramatycznie i mam nadzieję, że tak jest. Proszę tylko pisać szczerze. Jesteście kochani!
Rozdział XXX
Vennis
- Ile jeszcze?- spytała się zdenerwowana Sky. Z nerwów zaczęła obgryzać paznokcie. Ledwo mogła usiedzieć w miejscu.
- Jeszcze chwila- Janel starał się ją uspokoić, gdy właśnie przed nami wyrosły ostatnie budynki, za którymi znajdował się hotel wampirów- Zaraz będziemy. Na pewno...
  Nie dokończył. Stanęliśmy na opuszczonym parkingu, a obok stał hotel...
- O nie. Nie! Nie!- krzyknęłam i wysiadłam z samochodu. 
  Ten hotel stał. Ale w innej scenerii: w płomieniach.
  Przypominał świeczkę, która sama jakimś cudem się spaliła. Cały budynek płonął, a w górę wzbijały się chmury dymu, którego zapach rozszedł się po okolicy. Stara tapeta odlatywała od ścian i spadała na grunt, dach zaczął zapadać się do środka, a szyld leżał kilka metrów ode mnie. Ledwo można było kogoś dostrzec- dym ograniczał pole widzenia. Wszystko to przypominało scenę z jakiegoś filmu sensacyjnego. Z budynku uciekały z krzykiem ocalałe wampiry, a z boku stała kobieca postać, wymachując rękami. W pierwszym momencie jej nie poznałam.
- Endless!- krzyknęła Sky i bez słowa pośpieszyła w kierunku siostry.
- Sky!- wrzasnęłam i rzuciłam się za nią w pogoń.
  Mimo, że byłam wytrenowana, Sky była szybsza ode mnie i po chwili objęła Endless rękoma. Ta nie zareagowała, a jedynie wypowiadała zaklęcia i robiła znaki w powietrzu, które zamieniały się w słowa zrobione z wody, napisane w języku Dzieci Lilith. Widziałam, że w jej oczach błyska radość pomieszana z żądzą mordu, skierowaną do demonów, które wywołały ten pożar. Nie mogła jednak przerwać. Dopiero po chwili zrozumiałam, że próbuje opanować ogień, ale dlaczego nie może? Oczywiście matka natura sama dała mi ta odpowiedź, gdy barwa ognia zmieniła się na brunatną. No jasne, to nie był zwykły ogień, tylko demoniczny. Niszczy wszystko w promieniu kilkudziesięciu kilometrów i nie zostawia po sobie śladów, gdy wszystko ucichnie. Jeżeli nie uda nam się tego zatrzymać, pożar będzie trwał do kiedy cały budynek nie zamieni się w masę popiołu. 
  Dopiero po chwili zobaczyłam, że tuż za mną w zaułku, leżą poranione wampiry. Ich ciała były na wszystko odporne, poza ogniem. To był jeden z ich słabych punktów. Na ich bladych twarzach malował się ból, a niektóre rany już się zasklepiały. Mimo to, musieli nieźle cierpieć.
- Vennis!- Sky chwyciła mnie za rękę i ścisnęła. Na jej twarzy malował się strach- Endless mi powiedziała, że tam jest Simon i Leonell! Mieli obgadać plany, gdy uderzyła armia demonów! Jeden z nich wywołał pożar, gdzie siedziała reszta klanu. Simon, Raphael i Leonell poszli po nich, ale wrócił tylko Santiago! Powiedział, że są uwięzieni w jednym z pokoi, a z powodu ognia nie może się dostać! Powiedział, że jeżeli wampir będzie przez ponad minutę dosłownie w ogniu, to zginie i rozlegnie się wielki huk! Magnus jest po drugiej stronie hotelu i stara się pomóc, ale tego jest za dużo!
  No tak. Tak zwana ,, autodestrukcja'' wampirów. Jedna z ich wad. Że też ten świat jest ta głupio skonstruowany. 
  To chyba ja będę musiała być tym ,, wybawcą''. Mam nadzieję, że wyjdę z tego żywa.
- Sky, pomóż Endless. Spróbujcie przynajmniej minimalnie rozbić tą barierę ognia. Tylko wtedy uwolnię Lewisa i Leonella. Tylko się postarajcie!
- Vennis, to szaleństwo!- ścisnęła moją rękę, ale wyplątałam ją z jej uścisku i posłałam jej smutne spojrzenie.
- Sky, może i jestem byłym łowcą, ale to moje życie czy tego chcę czy nie: igranie ze śmiercią. Dlatego się urodziłam. Mam przynajmniej nadzieję, że jeżeli zginę, to wykorzystacie to i odbijecie Clary. Trzymaj się, Hawkins.
  Próbowała mnie chwycić, ale wywinęłam jej się i mimo krzyków wbiegłam wprost do płonącego budynku.
  Ze środka wyglądało to jeszcze gorzej. Oczy łzawiły od czadu. Szczęście, że miałam przy sobie chustę. Owinęłam ją sobie wokół ust i nosa, abym się nie zatruła czadem. i gdzie u licha, jest Simon i Leonell?!
- Ratunku!- usłyszałam rozpaczliwy krzyk Simona.
  Do licha, ostatnie piętro. Z powątpiewaniem przyjrzałam się schodom, które w zasadzie ledwo się trzymały. Szczęście, że runy długo się na mnie trzymają, w tym znak gracji. Co prawda nie miałam runów szybkości, ale byłam na tyle zwinna, że mogłam sobie poradzić. Wzięłam się głęboko w garść i zaczęłam biec po schodach, ledwo dotykając stopni. Mimo to i tak niektóre złamały się, co wywnioskowałam z dźwięku łamiącego się drewna. Cicho zaklęłam pod nosem i ruszyłam dalej, nie oglądając się za siebie. Kolumny, które były jako dekorację, taranowały drogę, więc musiałam je przeskoczyć. Robiło się coraz bardziej gorąco, a powietrza było coraz mniej. Zaczęłam zazdrościć Simonowi tego, że nie musi oddychać. A co do Leonella, podobno potrafi wstrzymać powietrze na jakieś pięć minut, a poza tym pewnie znajdzie jakiś sposób, żeby się nie otruć. Może i miał ze sto lat, ale był sprytny.
  Krzyki Simona stawały się coraz wyraźniejsze, gdy w końcu dotarłam do celu. Jednak Sky miała rację: bariera ognia była wielka, aż za bardzo. Nic dziwnego, że Raphael stchórzył. Gdyby nie chodziło o moich przyjaciół, sama bym to zrobiła. 
  Miałam mało czasu, nie mogłam zrobić sobie jakiegoś znaku. Miałam do wyboru albo wbiec tam, narażając się na stanięcie się świeczką albo wyciągnęłabym przed siebie sztylet, gdyż demoniczny ogień nie ma z nimi szans, dzięki mocy, która płynie, gdy sztyletowi zostaje nadane imię jednego z aniołów. Czyli wygrywa druga opcja.
  Wyciągnęłam przed siebie swojego Neticho i wbiegłam wprost w płomienie. Przez chwilę czułam na sobie ogień, jednak sztylet spełnił swoje zadanie i po chwili upadłam na ugiętych kolanach tuż przed Simonem, brudnym od popiołu. Leonell leżał obok, z ustami zasłoniętymi jakąś szmatką i machał resztkami sił.
- Pokazuje coś przez cały czas- wytłumaczyło ochrypłym głosem- Nie wiem, o co mu chodzi.
- Musicie skoczyć- podbiegłam do okna i próbowałam je podnieść- Tylko w ten sposób się stąd wydostaniecie...
- Nie mogę go otworzyć- powiedział Simon- To pomieszczenie należało kiedyś do czarownic. Zrobiły tak, że tych okien nie da się otworzyć.
  Czarownice? Proste. Za pomocą Neticha wyrwałam okno z zawiasów i po chwili upadło z wielkim hukiem na dół, czemu towarzyszyło dźwięk tłukącego się szkła. Oby nie upadło na nikogo. Wskazałam Simonowi, żeby skoczył. Przywódca demonów był wyraźnie w złym stanie, z jego twarzy odpłynęły kolory. Nie mógł się dźwignąć na własne nogi. 
- Skocz i czekaj! To głupi pomysł, ale rzucę Leonella prosto w twoje ręce- kazałam.
  Simon pokiwał głową i jednym susem wyskoczył z pomieszczenia. Po chwili rozległ się kolejny huk, obwieszczający jego lądowanie. Leonell był ciężki, ale byłam na tyle silna, aby go podnieść. Zaczął coś mamrotać, ale nie zwracałam na to uwagi. Rzuciłam go przez okno, aż usłyszałam okrzyk radości Simona. Po chwili wszyscy zaczęli wrzeszczeć moje imię. Miałam właśnie skoczyć, gdy nagle coś zaskrzypiało nade mną. To przed tym chciał nas uchronić Leonell.
  Płonący dach w ciągu sekundy zapadł się w budynek, tym samym zaczął spadać na mnie. Nie zdążyłam dobiec. Wszystko działo się tylko kilka sekund...
   Cisza.

piątek, 3 maja 2013

Rozdział XXIX

XXIX
  Kiedyś musiał być tutaj pałac... podziemny albo jakieś pomieszczenia dla VIP'ów. Pomieszczenie do którego wprowadził mnie Devin, było kolejną salą balową podobną do poprzedniej. Różniła się ona kolorem ścian, które były barwy błękitnego nieba i tym, że wyglądała na często używaną. Meble nie były osłonięte żadnymi prześcieradłami, a sufit nie był ,, opleciony'' pajęczą nicią. Na środku stołu była szklanka wypełniona, chyba sokiem pomarańczowym, a obok był położony wielki talerz, wypełniony po brzegi smakołykami: pieczonym kurczakiem, kawałkami tortu czekoladowego, babeczkami oraz różnego rodzaju owocami. Na sam ich widok mój brzuch zaczął przeraźliwie burczeć, aż skrępowana zasłoniłam go ręką. Byłam strasznie głodna.
  Devin wskazał zachęcająco na jedzenie i usiadł na jednym z polakierowanych krzeseł.
- Jedz ile chcesz. Miałem właśnie to zjeść, a miło mieć towarzystwo.
- Dziękuję, ale skąd masz tyle jedzenia, skoro nie możesz opuścić tego miejsca?- spytałam, siadając obok niego i biorąc nóżkę kurczaka, która przyjemnie pachniała przyprawami.  Ślinka napłynęła mi to ust. W zamyśleniu wzięłam kęs- Poza tym, z tego co wiem, żywicie się krwią, jak wampiry.
- Możemy także zaspokajać głód normalnym jedzeniem- wziął jedną z zachęcająco wyglądających babeczek i uśmiechnął się krzywo- Tyle, że to jest trochę nużące. Kiedy wypijemy krew, nawet zwierzęcą, jesteśmy syci na pełne trzy dni. Ale gdy jemy normalne posiłki, to wystarcza na najwyżej pięć godzin. Shael kontaktuje się ze swoimi kumplami z góry i oni dostarczają mi jedzenie.
- Dlaczego ci pomaga?- spytałam z czystej ciekawości- Przecież może stąd wyjść kiedy chce, a jest z tobą i cię nie odstępuje.
  Devin w zamyśleniu zjadł swoją babeczkę. Po minucie ciszy pochylił się w moją stronę i spojrzał mi głęboko w oczy, pewnie upewniając się czy go słucham. Nie mogłam powstrzymać rumieńca. Devin albo go zignorował albo ,, napawał'' się nim, ale nie głośno. To było trochę dziwne.
- Widzisz- zaczął, uśmiechając się szelmowsko, co dodawało mu uroku... O nie, kochana. Przerwa z chłopcami.- To długa historia, ale opowiem ci ją. Bo widzisz, byłem jednym z Archaniołów, mniej więcej takim jak Razjel. Nikt nie zwracał uwagi na to, że mój ojciec był wampirem. Było nas wtedy dużo i nie przejmowano się tym zbytnio. Myślałem wtedy, że mam wszystko, a tak naprawdę nie byłem nikim szczególnym i nie posiadałem niczego. Byłem z tego powodu nieszczęśliwy i niestety, pewnego dnia przez przypadek prawie zabiłem ukochaną Neticha, którego imię ma sztylet twojej przyjaciółki. Wiemy o tym, na których sztyletach jesteśmy- wyjaśnił, widząc moją zdziwioną minę. Nie wspomniałam nic o Vennis, więc skąd mógł coś o niej wiedzieć? Kontynuował swoją historię, a na jego twarzy odmalował się smutek. To musiała być ta mniej przyjemna część.- Wytoczono mi proces i przez jakiś czas siedziałem w anielskim więzieniu. To pewnie brzmi dziwnie, ale funkcjonujemy na mniej więcej takich zasadach jak wy, ale kiedyś ci to wyjaśnię. W każdym razie: niestety zakochałem się w jednej z anielic o imieniu Samara, która siedziała w celi obok, gdyż została niesłusznie oskarżona. Mogłem ją zobaczyć, a była naprawdę piękna. Oczarowała mnie swoim sprytem i inteligencją. To od niej zaznałem tą czułość, której nie dostałem od rodziców. Codziennie pomagaliśmy sobie aż w końcu zakochaliśmy się w sobie bez pamięci. Kiedy wyszliśmy z więzienia przez pewien czas byliśmy razem. Szaleliśmy z miłości. Jednak brat Neticha, Ammarel był od niego o wiele bardziej bezlitosny i w odwecie za ,, krzywdę'', którą wyrządziłem jego braciszkowi dopilnował, aby Samara upadła .- wzdrygnął się, jednak mówił dalej- Próbowałem ją ochronić, ale wszyscy rzucili na mnie klątwę i już drugiego dnia przyprowadzili mnie tutaj i odtąd tutaj siedzę. A Shaela spotkałem zaraz po moim upadku, w Santander w Hiszpanii. Był bardzo ranny, gdyż ledwo uszedł z konfrontacji z Nocnymi Łowcami. Obydwoje byliśmy zranieni i skrzywdzeni przez los, dlatego postanowiliśmy sobie pomóc. To dzięki niemu jestem tutaj, a nie w jakiejś upiornej jaskini w górach. To od niego dowiaduję się wszystkiego, m.in. okazało się, że Ammarel zabił Samarę.
- Przykro mi- szepnęłam i w nagłym odruchu ścisnęłam jego rękę.
  Z początku bałam się, że mnie odrzuci, ale spojrzał na nasze splecione ręce i ścisnął je jeszcze bardziej w czułym uścisku. Jego leniwy uśmiech sprawił, że moje serce zaczęło bić szybciej, nie mówiąc o cieple w całym ciele. To było miłe uczucie, ale nie miałam ochoty wpaść w czyjeś sidła. Znowu. Choć na pewno nie jest taki Jace...
- Ale powiedz mi- delikatnie wyplątałam dłoń z jego uścisku, aby nie urazić jego uczuć, odłożyłam zjedzoną kość po kurczaku na talerz i skrzyżowałam ręce na piersiach.- W czym ja mam ci pomóc? Nie jestem żadnym aniołem, nie mam żadnych super zdolności i nie wiem jak mam ci pomóc się stąd wydostać...
- Wystarczy, że uwolnisz innych. Ta nora jest połączona z celami więźniów. W gabinecie tego Starkweather'a, jest przycisk uwalniający wszystkich więźniów. Za obrazem, wiszącym na przeciwko rzeźby anioła. Przedstawia on jakiś ogród czy coś takiego. W każdym razie, gdy uwolnisz innych, wtedy ja także odzyskam wolność.
- Tyle, że na to sporo poczekasz- przyznałam- Moi przyjaciele próbują coś wymyślić, aby zaatakować Instytut, aby mnie uwolnić. To jednak im trochę zajmuje, gdyż wystarczy jeden zły ruch, aby wszystko trafił szlag. Szczęście, że mamy bardzo doświadczoną osobę w naszym gronie.
- Musicie mieć dobrego stratega. Jak ma na imię?- spytał z ciekawości.
- Vennissa...
- Shepard? Córka Jade Shepard? Znałem jej matkę. W pewnym sensie jest moją rodziną.
- Że co?!- niemal spadłam z krzesła.
  Jak to? Spojrzałam na niego zdziwiona i zszokowana. Czułam, jak z twarzy odpływają mi kolory. Znaczy wiedziałam, że ona ma coś w sobie z wampira, ale jak ona ma być rodziną Devina, skoro był aniołem?! Ledwo dostrzegalnie kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
- To, co słyszysz. Vennis to moja kuzynka. Bardzo bliska kuzynka.



Wiem, długo pisałam. W zasadzie miałam napisać jeszcze dłuższy rozdział, ale chciałam coś dodać, a poza tym lubię urywać akcję w tych najbardziej szokujących chwilach :D Jak wam się podoba? 
  

Bloglovin

Heja wszystkim. W związku z tym, że prawdopodobnie 1 lipca zostanie usunięty gadżet obserwatorzy, wszyscy muszą zakładać konto na bloglovin, jeżeli chcą nadal ,, obserwować'' swoje ulubione blogi. Co prawda ruszyła petycja, ale niewiadomo czy google ją przyjmie czy nie. Mam nadzieję, że tak. Więc, jeżeli chcecie obserwować tego bloga i być na bieżąco to kliknijcie w pasku bocznym, pod Bloglovin ,, Follow my blog in blogovin'' a jak was przekieruje na stronę, to klikacie ,, Follow'' i obserwujecie bloga.  
Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy