Rozdział XXXIII
Pustka w głowie: to jedyne co miałam. Ze złością rzuciłam kolejny nieudany szkic do kosza. Nie mogłam nic wymyślić, jeżeli chodziło o rysunki jak i plan uwolnienia Devina. Jak mam do diabła dostać się do gabinetu Hodge'a i wykraść ten głupi klucz?! Co prawda łatwo mogłabym się tam dostać, ale co dalej? Miałam mało czasu, nie wiedziałam gdzie zacząć szukać. W dodatku zostało to głupie ptaszysko- Hugo, który na pewno podniesie alarm, gdy zacznę szukać tego klucza. Miałam mało czasu, czułam to. Coś się działo, coś złego, ale co? Gdybym tylko mogła dostać się do Podziemi! Tam wszystkiego bym się dowiedziała. Co prawda mogłabym o to poprosić Shaela, jednak nie ma na to czasu. Musiałam coś wymyślić, ale co?
Do głowy przychodził mi tylko jeden pomysł: ryzykowny i bolesny. Musiałabym sprowokować Isabelle lub Aleca, aby mnie pobili tak dotkliwie, abym przy odrobinie szczęścia wylądowała w gabinecie Hodge'a, a nie w izbie chorych czy celi. Sprowokowanie ich będzie bardzo proste, gorzej będzie jeżeli zranią mnie aż za bardzo, że nie zdążę się zregenerować i znaleźć mój cel. Miałam tylko jedno podejście- jeżeli akcja powtórzy się jeszcze raz, na pewno nabiorą podejrzeń, a w najgorszym przypadku wtrącą mnie do celi skąd nie będę mogła uciec. Nie było innych opcji...
Poderwałam się z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju. No tak, było jeszcze coś. Vennis mówiła, że tutaj jest masa tajemnych przejść. Problem jest taki, że nie wiadomo, które przejście prowadzi do gabinetu. Równie dobrze mogę znaleźć się nagle w sali treningowej, kiedy trenowałaby np. Isabelle. Wtedy byłby koniec gry, a żadnej mapy nie miałam... nie licząc pewnego demona, siedzącego pod ziemią. Shael musiał znać te przejścia, aby wychodzić z Instytutu i jednocześnie do niego wracać. Trzeba tylko się...
- Demonico!- przerwało mi natarczywe pukanie do drzwi. No super, o wilku mowa. Isabelle.
Łowczyni bez dalszych ceregieli otworzyła drzwi i chwyciła mnie za nadgarstki. Teraz była moja szansa, aby ją sprowokować... nie. Nie teraz. Z trudem zachowałam cierpliwości i silną wolę, aby nie rzucić się na nią, gdy zaczęła mnie ciągnąć przez korytarz, nie patrząc czy za nią nadążam. Wyglądała na niezwykle podekscytowaną, co mogło oznaczać dla mnie tylko jedno: kłopoty. Co oni znowu kombinowali? Z trudem powstrzymałam się od warknięcia na nią albo rzucenia się z pazurami. Nie skuła mnie żadnymi kajdankami, choć jej bat parzył moją skórę, byłam jednak wytrzymała. Miałam możliwość poharatania jej gardła, jednak byłam potulna jak owieczka. Może nie będzie tak źle?- intuicja od razu zaprotestowała. Czułam że moja wytrzymałość zostanie wystawiona na próbę.
- Izzy!- usłyszałyśmy krzyk Aleca, dochodzący z sali treningowej- Nie guzdraj się!
- Idę, Alec!- odkrzyknęła i niemal popchnęła mnie wprost na szklane drzwi, gdyby nie otworzyły się.
Upadłam twarzą na twardą podłogę i mimowolnie jęknęłam z bólu. Poczułam się cała obolała. Z trudem uniosłam się na lekko zdrętwiałych nogach. Po chwili jednak zaczęłam żałować, że w ogóle wstałam.
Na samym środku sali stał Alec, ubrany w bojowy strój. W ręku trzymał sznurek zrobiony z czystego złota, a obok niego stała beczka, wypełniona czymś po brzegi. Kiedy wciągnęłam zapach, nos zaczął mnie palić, a na moim czole pojawiły się kropelki potu. Chciałam się wyrwać Isabelle, ale ona zaśmiała się złowieszczo i popchnęła mnie brutalnie wprost na swojego brata. Ta beczka wypełniona była wrzącym naparem z pokrzywy połączonej z wodą święconą! Alec widocznie zobaczył, że zorientowałam się, co tam jest, bo uśmiechnął się tak jak siostra i ręką ujął mój podbródek, abym nie mogła odwrócić wzroku. W jego oczach widziałam żądzę mordu.
- Witaj, Clarisso- wycedził moje imię przez zęby- Twoich obrońców nie ma. Hodge siedzi w gabinecie i rzadko tu zagląda poza czasem treningów, a Jace i Max wyszli na miasto. Postanowiliśmy ci umilić ten pobyt i gorąco cię przywitać- na te słowa wybuchnął śmiechem.- Jakieś słowa podziękowania? Może chcesz coś dodać?
- Ty psie!- warknęłam, odsłaniając zęby- Myślisz, że jestem słaba?! Ha! To wy jesteście słabi! Myślicie, że jesteśmy wszyscy źli, a tak naprawdę to wy niszczycie innych, nie my! Płacimy za wasze głupie błędy! Wasze i waszych przodków! Tylko my mamy czarne owce? Mam wspomnieć o Łowcy o imieniu Valentine?!- jego twarz nabrała czerwonego koloru, ale mówiłam dalej. Chciałam, by zapamiętał mnie do końca swoich dni, bez względu na cenę- Wypieracie się swojej historii, Kręgu i Valentine'a! Nie znajdujecie w sobie żadnych niedoskonałości, patrzycie w innych, a jeżeli je mają- zabijacie ich! Zachowujecie się, jakbyście byli jakąś elitą jak w normalnych szkołach: elitą, która niszczy słabszych lub wyróżniających się z tłumu!Pewnego dnia wszystkie nadnaturalne istoty zwrócą się przeciwko wam i nie pomoże wam nawet Razjel! Zniszczymy wasz gatunek tak samo jak wy bezkarnie niszczyliście tych naszych, którzy byli niewinni! Może i wielu z nas jest złych, ale to wy jesteście potworami! Nie zasługujecie nazywać się mianem Nefilim, tylko kłamców i tchórzy! Jesteście bez honoru, my znamy swoje błędy, ale wy nie. Kiedyś przeszłość do was wróci, a wraz z nią masa kłopotów, które sami ściągnęliście na swoje rodziny, znajomych i nieznajomych! Przysięgam na Anioła, że nie daruję wam tego, zapłacicie za wszystkie krzywdy wyrządzane nam przez tysiące lat naszego istnienia, choćbym miała zginąć!
- Sama tego chciałaś, wstrętna szlajo- wysyczał Alec.
Popchnął mnie w stronę beczki i obwiązał moje dłonie złotym sznurkiem. Zaczęłam krzyczeć z bólu, złoto parzyło niczym płomień. Alec mimo moich protestów, wsadził mi głowę do wiadra. Zakrztusiłam się tą substancją, która zaczęła wyżerać mnie od środka. Cała twarz mnie paliła. Zaciskałam zęby, byleby nie krzyczeć z bólu, jednak było coraz gorzej...
- Nie!- usłyszałam wrzaśnięcie Maxa.
- Co wy robicie?!- doszedł mnie głos Jace'a- Zostawcie ją! Alec!
- Alec, puść ją- powiedziała Isabelle.
Alec wyjął po raz kolejny moją głowę z wody święconej i puścił moje ramiona. Nie miałam już sił, więc upadłam z hukiem na twardą podłogę. Wszystko mnie paliło, żywcem płonęłam. Skóra na rękach była poplamiona krwią i czerwona, jakby ktoś ją smażył na patelni. Niemal mogłam sobie wyobrazić jak wygląda moja twarz. Wzięłam głęboki wdech, jednak nic mi nie pomogło. Osunęłam się w ciemność.
Wiem, rozdział wyszedł mi krótki, nie miałam weny. Oby i wróciła :D
świetne!! :p Nie mogę sie doczekać co stanie się z clary i co max i jace zrobią izy i alecowi... buhahhaa !! :S
OdpowiedzUsuńBloga znalazłam wczoraj i przeczytałam wszystkie rozdziały. Było to tak ciekawe, że nie nauczyłam się na sprawdzian z historii a jestem z niej zagrożona. Ale spoko jakoś to wyszło. Co do bloga, jest super. Nie potrafię uwierzyć w to, że wszystko opisujesz tak dokładnie, uczucia bohaterów są wyrażone w bardzo żywy sposób. Moją ulubioną postacią jest Clary. Jest żywa, inteligentna i bardzo odważna. Dodaję do obserwowanych :) Pozdrófffka, w wolnej chwili zapraszam do mnie na wladczyni-mocy. blogspot.com
OdpowiedzUsuńMrocznaJa
Miło mi, że ci się podoba. W zasadzie to taki mój pierwszy krok do roli pisarki, gdyż w przyszłości chce nią zostać. Co do historii: powodzenia :D
UsuńZostałaś nominowana do Liebster Award! Szczegóły tu: http://zemsta-dystryktow.blogspot.com/p/nominacje.html
OdpowiedzUsuń