sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział XIX

XIX
  Szum płynącej wody, wyrwał mnie z otępienia. Ból nareszcie opuścił moje ciało, jednocześnie przywracając mi siły. Zamrugałam powiekami. Całe życie mignęło mi przed oczami: zabawa z rodzicami, potem Magnusem, drażnienie się z Prezesem Miau, poznanie Simona, Endless i Vennis, a potem wszystko po Pandemonium. To był jak długi seans w filmie. I nareszcie się skończył.
  Wraz z moją przemianą.
- Clary- usłyszałam znajomy głos. 
  Mama?
  Poderwałam się z miejsca i złapałam za głowę. Za szybko wstałam. Przez chwilę nic nie widziałam, ale potem obraz zaczął nabierać barw i ostrości. Słońce mocno świeciło, rozświetlając całą okolicę. Niedaleko mnie płynęła woda z niewielkiego wodospadu. Pod palcami czułam miękką trawę, a jej zapach... był mi bardzo znajomy. Charakterystyczny. I te... chyba storczyki, wyrastające z kamieni wodospadu. Ale one raczej nie rosną w takich miejscach? Przecież...
- Clarissa- znowu ten głos.
  Odwróciłam się i zobaczyłam mamę, która stała kilka metrów ode mnie. Uśmiechała się do mnie, zza kurtyny rudych włosów, a zielone oczy uważnie ilustrowały mnie wzrokiem. Była ubrana w białą suknię bez ramiączek, która idealnie podkreślała jej szczupłą sylwetkę. Wyglądała tak młodo, a zarazem dorośle. Zawsze uważałam, że jest nastolatką w ciele dorosłej. I tak było.
  Obejrzałam się i spostrzegłam, że mam na sobie sukienkę o tym samym kroju, jednak krwistoczerwoną, ze złotymi wzorami. W dodatku czarne skrzydła, wyrastające z moich pleców, opadały mi na twarz. Dotknęłam ich, ciekawa jakie są. Były miękkie, ale po swojemu również ostre. Jak małe igiełki, które wydają się być z gumy. Skrzydła wydawały się silne, ale były dosyć lekkie. Czułam się swobodnie, choć wcześniej myślałam, że będzie dziwnie. One... były częścią mnie. Nie wiedziałam jak to wytłumaczyć, ale czułam, jakbym miała je rozwinięte przez cały czas. Przez całe swoje życie. To było na serio dziwne uczucie.
  Spojrzałam na swoje odbicie w wodzie i uśmiechnęłam się smutno, sama do siebie. Rzeczywiście: włosy nabrały krwistoczerwonego koloru, byłam blada jak księżyc, a szmaragdowe oczy wyglądały zabójczo i dziko. Normalnie ideał kobiety- przestępcy. W sumie, już przed spotkaniem Alexy mogłam się domyślić jak będę wyglądać. Demony muszą wyglądać przerażająco, a nie słodko i niewinnie. Gdybyśmy sprawiali wrażenie potulnych, nikt by się nas nie bał i nie zasłużylibyśmy na miano demonów tylko tandetnych duszków. 
- Koniec przemiany, Clarisso.- odezwała się mama z uśmiechem na twarzy- Jesteś już dorosłym demonem. Teraz musisz jedynie przeżyć.
- To nie jest taka prosta sprawa!
- Dasz radę, Clary. Wiele razy dostałaś w kość od życia, ale wychodziłaś z tego cało. Ta sytuacja na pewno nie będzie wyjątkiem- odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w stronę wodospadu.
 - Mamo!- krzyknęłam.
  Momentalnie podniosłam się z miejsca, jednak już jej nie było. Łzy wypłynęły niepowstrzymaną falą... I wtedy krzyknęłam z przerażenia.
   Płakałam krwią! Z moich oczu płynęła krew! Sukienka zrobiła się czerwona od łez, nie mówiąc o dłoniach, które były pokryte plamkami. Twarz też pewnie miałam czerwoną. Ledwo powstrzymałam odruch, aby złapać się za włosy. Jeszcze pogorszyłabym sprawę, a byłam pewnie w dosyć opłakanym stanie. 
- Obudź się- usłyszałam cichy szept.
  Alexa. Odwróciłam się, aby ją zobaczyć. Rozległ się błysk...

  I leżałam w swoim pokoju, na łóżku. Byłam przez chwilę otępiała, serce biło jak oszalałe, nerwowo łapałam powietrze, nie mogłam się ruszyć. Trwało to jednak kilka sekund. Nagle dostałam powera, jakbym wypiła z co najmniej trzy puszki Tigera i gwałtownie podniosłam się z miejsca. Nie zakręciło mi się w głowie ani nic. Rozpierała mnie dziwna energia, której nie dało się opisać. To tak, jakby mi wstrzyknięto tą moc jak narkotyk. To było niesamowite i jednocześnie przerażające. 
  Dotknęłam pleców i odetchnęłam z ulgą. Skrzydła były schowane, a gdyby było inaczej, nie miałabym pojęcia jak je schować. I dobrze. Nie chciałam na siebie spojrzeć w lustrze, bo bym jeszcze się przestraszyła, a wolałam na razie siedzieć cicho. Musiałam ustalić plan. Co mam robić dalej? Mogłam liczyć tylko na siebie... okej, na Maxa także, ale... co jeżeli Jace także jego oszukał w niektórych kwestiach? Widać było, że mały mu bardzo ufa...
  Nie. Niemożliwe, żeby Max mnie oszukał czy coś. To dziecko! Ale... ja też byłam dzieckiem, gdy uszłam łowcom, a ucieczka przed nimi dla wielu dorosłych demonów była problemem... Nie. Max mnie nie oszukał. Nie on. Nie mogłam jednak nikomu ufać. A jeżeli już, to nie bezgranicznie. Jeszcze by ode mnie coś wyciągnęli...
  I wtedy mnie olśniło. 
  To ja mogę pokierować tą rozgrywką. Mogę coś od nich wyciągnąć. Jako dorosły demon, mogłam hipnotyzować ( kiedyś o tym czytałam). Co prawda to działa lepiej na osoby, z którym jesteś jakoś związana, ale... kto powiedział, że między mną a Jace'em nic nie jest? Pocałunek się liczy. To oznacza, że mogę użyć pewnych kobiecych sztuczek... Uśmiechnęłam się złośliwie, na samą myśl o takiej akcji, choć ogarnęło mnie też lekkie obrzydzenie. Ale miałam w końcu pewne doświadczenie. Wiele razy rozkochiwałam w sobie młodych i niedoświadczonych Dzieci Nefilim i zdobywałam od nich informacje. Faceci czasem byli tacy przewidywalni! Wystarczył makijaż, super kobieca sukienka i miałam ich w garści. Tańczyli tak, jak im grałam. Byłam mistrzynią aktorstwa. Powinnam chyba była pójść na jakieś studia aktorskie.
  Z Jace'em może być tak samo. Załatwię go, jego własną bronią, ale będę musiała to robić ostrożnie, inaczej się wszystkiego domyśli. Był sprytny i spostrzegawczy, musiałam przyznać. Musiałabym hamować obrzydzenie i zachowywać się, jakby nic się nie stało. Musiałabym się z nim całować, mówić do niego słodkie słówka... I... karmiłabym go jednocześnie zmyślonymi informacjami. On nie znał mojego świata. Nie znał się na nim ani trochę, jak każde Dziecko Nefilim. Łowcy mogli uważać, że nas znają, że panuje u nas kompletny chaos i siejemy jedynie spustoszenie. Co prawda tak po części było, ale tylko po małej części. Było inaczej. Potrafiliśmy sobie radzić w takich sytuacjach. Byliśmy zaradni i współpracowaliśmy ze sobą. Byliśmy jak jedna rodzina. ,, Walczymy razem, giniemy razem''- tak brzmiało nasze wspólne motto.
  Co do ,, kobiecych sztuczek'', to miałam pomysł. Wystarczyło, że zostalibyśmy zupełnie sami, a znając sytuację, nie będę musiała czekać zbyt długo na taki zwrot akcji. Jace będzie udawał, że mnie kocha, co oznacza, że będzie moim częstym gościem. A mój wygląd, może mi coś jeszcze ułatwi... Czyli, będę działać. Jak to mówiła Vennis: ,, dziewczyna musi wykorzystywać swoje uroki, które mogą się okazać czymś w rodzaju broni nuklearnej''. To prawda. Miałam tutaj prawdziwą bombę atomową, której nie zawaham się użyć. Niech wszyscy zobaczą, jaka potrafię być naprawdę. Z Clarissy Fray lepiej nie żartować. Ten lis ma asa w rękawie i pazury do dyspozycji, którymi potrafi posługiwać się bez litości. Kto powiedział, że nie umiem być zła? Natura demona, dawała o sobie znać.
  I wtedy rozległo się znane mi pukanie do drzwi. Uniosłam się na łokciach. Starałam się ukryć złośliwy uśmiech, który chciał pokazać się na mojej twarzy. Jace. To na pewno on. Nie musiałam zbyt długo czekać na taką okazję. Czy już mówiłam, że mam niezłe szczęście?
  Jace wszedł szybko do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Szkoda, że jest zły... Clary! Obudź się! Co się z tobą dzieje, dziewczyno?! 
  Nie przebrał się, a złote włosy kręciły się prawdopodobnie od wilgoci, która panowała w pokoju. Dopiero teraz to zauważyłam. Wilgoć. Chyba zaczęłam się do niej przyzwyczajać. W końcu siedzę tutaj dosyć długo. Mniej więcej tydzień, to nie jest tak krótko. 
  Ale ten czas szybko mija. 
  Nie zdążyłam nic powiedzieć, a on już był przy mnie. Ujął moją twarz w dłonie i zaczął mnie całować, namiętnie i dziko, jakby nie było go co najmniej miesiąc. 
  Ledwo powstrzymałam się, aby go odepchnąć. Musiałam udawać, że wszystko jest w porządku. Chociaż w sumie dobrze, że zaczął pierwszy. Musiałam to tylko dociągnąć. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie mocniej. Jace objął mnie w talii i zaczął całować jak szalony. Pewnie chciał, żebym straciła dla niego głowę. 
  I tak by było. Gdyby nie prawda, która raniła mnie do żywego.
- Witaj- wyszeptał Jace, gdy oderwał się od moich ust. 
  Uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam w policzek.
- Cześć- wyszeptałam.
  Okej. Więc grę czas zacząć. 
  

Udało mi się jednak napisać rozdział. Co do Liebster Award, bo znowu zostałam nominowana, to w końcu nie wyrobię :D Dziękuję za nominację.  
I o to oddaję rozdział w wasze ręce.


8 komentarzy:

  1. Jej !! Genialny rozdział ! Czytając już pierwsze zdanie, nie mogłam pohamować swojej ekscytacji i wciąż uśmiecham się jak głupi do sera (lub raczej jak głupi do monitora:D) Nareszcie przemiana się dokonała! Już chyba niedługo nadejdzie ekipa ratunkowa do Clary ;) Niesamowite jest to opowiadanie i ubóstwiam ten blog :) Pozdrawiam ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. haha swietne! chce poczytac jak Jace sie dowie ze ona udaje.. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastycznie :D Chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze doskonale i czyta się szybko, a wtedy okazuje się, że notka za krótka. Czekam na więcej. ;)

    I zapraszam na mój nowy blog.
    http://la-fire.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Łał - złośliwa Clary. Tego jeszcze nie było. Ha, niezła akcja, chociaż i tak szkoda mi Jace'a. Mam nadzieję, że jednak jakoś to się ułoży... chociaż nie, nie - niech najpierw się chłopak trochę pomartwi, a co. Cóż trafiłaś w samo sedno sprawy, a kobiet naprawdę nie powinno się wkurzać. Heh, genialnie to wyszło!
    Powodzenia i pomyślnych wiatrów życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne, Piękne, Piękne..! Nie waż mi się nie kontynuować bloga..! Obrażę się na wieki wieków jak zamkniesz..! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super blog. Jest świetny. Kocham blogi o takiej tematyce. Kocham, kocham, kocham <3

    http://what-do-you-call-tomorrow-without-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobre ja czytałam rozdziały w spisach rozdziałąch, a tam nie ma z dziesięciu. Weź coś z tym zrób ^^ :***

    OdpowiedzUsuń

Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy