czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział XXXIX cz.3

Rozdział XXXIX cz.3
Clary
- Kto by pomyślał, że niektórzy łowcy są honorowi- mruknął demon imieniem Hall.
- Racja- zawtórowała mu Raquel.
  Wszyscy powoli posuwaliśmy się na przód, czujnie wypatrując wrogów. Byliśmy już w środku siedziby i czekaliśmy na jakąś zasadzę czy cokolwiek. I znowu panowała ta sama cisza, która obwieszczała kłopoty, co mnie irytowało. Wolałam już jakiś krzyk, cokolwiek, aby nikt nie słyszał mojego serca, które biło jak oszalałe. Może i zdenerwowanie minęło, ale moje mięśnie odruchowo się napięły, w razie odparcia ataku. Chciałam, aby to ja najszybciej się skończyło, zresztą chyba każdy o tym marzył, ale nikt nie ośmielił się narzekać. Może i Xander był łagodnym przywódcą, ale bardzo nie lubił, gdy ktoś podczas bitwy się skarżył...
- Wchodzimy- Xander popukał w wielkie marmurowe drzwi. 
  Drzwi prowadzące do Sali Anioła, miejsca obrad. Ta myśl chyba wszystkim przeszła przez głowę. Wydaliśmy zgodny pomruk i przysunęliśmy się jeszcze bliżej do siebie tak, aby każdy ochraniał swojego kompana. Vixen ścisnęła mi rękę, co pewnie miało oznaczać ,, będzie dobrze'' i posłała mi słaby uśmiech. Odwzajemniłam go i posuwistym krokiem weszliśmy do sali, oczekując najgorszego i jednocześnie rozglądając się po sali. Byłam lekko zawiedziona, bo wszyscy mówili, że jest wspaniała no i owszem: przypominała te wielkie sale balowe rodem z średniowiecznych pałaców królów, jednak spodziewałam się czegoś bardziej widowiskowego. Na marmurowych ścianach wisiały wielkie obrazy przedstawiające Razjela nad Jeziorem Lynn, żyrandol wydawał się być zrobiony z diamentów świecących się różnymi kolorami w blasku słońca, wpadającego przez różnokolorowe witraże, a wszystko dopełniała wspaniała fontanna na środku sali przedstawiająca małego, płaczącego aniołka, z którego leciały obficie ,, łzy''. No cóż, może to miejsce miało swój urok, ale nie było jakieś powalające. Zresztą czy cokolwiek było?
  Wyciągnęliśmy swoją broń przed siebie, jakbyśmy byli jeżem, który właśnie zwinął się w kulkę i odstrasza przeciwników swoimi kolcami...ale nikogo tu nie było. Wymieniliśmy zdziwione spojrzenia, jednak nadal utrzymywaliśmy szyk. To mogła być równie dobrze zasadzka.
- Gdzie Clave?- odezwał się Xander.
- Uważaj!- krzyknął Magnus i uderzył błękitną błyskawicą wprost w Nocnego Łowcę, który miał skoczyć na Xandera. Przeciwnik opadł na ziemię i zaczął drżeć, jakby był rażony prądem, jednak po chwili przestał drgać i spokojnie leżał na podłodze. Widać było, że żyje, bo oddychał. 
  Jak na zawołanie odwróciliśmy się i ujrzeliśmy przed sobą ludzi w czarnych szatach, których twarze zakrywały obszerne kaptury, więc nie można było rozpoznać czy tam są też kobiety. To pewnie byli Radni, a za nimi ujrzeliśmy te same istoty, tyle, że w szatach o barwie pergaminu. Nogi się pode mną ugięły.
-  Cisi Bracia!- rozpaczliwy krzyk Sky rozbrzmiał w mojej głowie i nie tylko w mojej. Na twarzach wszystkich odmalowało się przerażenie. Może i Łowców się nie baliśmy, ale Cisi Bracia przyprawiali nas o gęsią skórkę.
- Czego tu chcecie?- ,, odezwał'' się jeden z nich w mojej głowie.
- Chcemy abyście nas zostawili w spokoju- zabrała nieoczekiwanie głos Vixen- Wtargnęliście do Miasta Cieni i zabiliście naszych. My rozumiemy, że wśród nas są źli, którzy łamią prawo, nie udajemy niewiniątek. Mimo to, ci którzy nic nie zrobili, mają prawo żyć. Mówicie, że przestrzegacie Porozumień, które zresztą sami spisaliście, jednak prawda jest inna. Zabijacie niewinnych, uważacie, że wszystkie demony są złe, a tak naprawdę to was przepełnia żądza krwi. Szanujemy waszego anioła, więc wy uszanujcie naszych stróżów. Jeżeli nie, będziemy zmuszeni walczyć o naszą wolność i życie, czy tego chcemy czy nie!
  Wszyscy krzyknęliśmy chórem na znak, że się zgadzamy, a ja byłam z niej dumna. Vixen może i była śmiała, ale często trzymała się z boku. Teraz jednak, pokazała jaką ma siłę i że nie warto z nią zadzierać. To naprawdę było godne pochwały.
  Wtem z tłumu wyszła kolejna postać, nie Cichy Brat. Postać zdjęła swój kaptur z którego wysypały się ogniste loki, a zielone oczy patrzyły na nas z łagodnością...
  Z mojego gardła wyrwał się cichy pisk:
- Mama!
  Osunęłam się na ziemię, nie mogąc w to uwierzyć. Moja mama....moja kochana mama należy do łowców. Ta sama, która uważała, że mnie kocha. Ta sama, która mnie urodziła i wychowywała, która uczyła mnie rysować...
  Która mnie zostawiła.
- Jocelyn!- krzyknęła Vixen. Na jej twarzy odmalowała się troska skierowana do mnie i wściekłość na moją matkę- Czego tu chcesz, zdrajczyni?!
- Nie jestem zdrajcą- powiedziała łagodnym głosem. Bez przerwy patrzyła na mnie z serdecznym uśmiechem na ustach- Postanowiłam, że pomogę Nocnym Łowcą jak mój mąż. W końcu jest Inkwizytorem, prawda? Nie wiedziałam jednak, że spotkam tu moją córkę i ciebie, kochanie...
- Nie jestem twoją córką- zdołałam wykrztusić. Czułam wielką gulę w gardle, jednak przełknęłam ślinę i zaczęłam mówić mocnym, i stanowczym głosem- Straciłaś mnie wiele lat temu, gdy mnie zostawiliście. Gdyby nie Magnus, nie przeżyłabym. Nie jestem już waszą córką. Jestem Clarissa Bane, a nie Fray! Może i mnie urodziłaś, ale jesteś już dla mnie martwa!- ostatnio słowo wykrzyczałam, aż odbiło się echem od ścian wielkiej sali.
  Wszyscy wydali zgodny pomruk, a potem zaczęto mnie klepać po plecach, abym się trzymała, miało to mi dodać otuchy. Moje oczy wypełniły się łzami, jednak nie pozwoliłam sobie na to. Nie chciałam patrzeć ani na mamę, ani na tatę jeżeli tam są. Jestem silna, mówiłam sobie. Zdrada paliła moje serce, jednak nie mogłam sobie pozwolić na słabość. Musiałam bronić swoich, a nie się nad sobą rozczulać. Miałam swoją rodzinę na której zawsze mogłam polegać i ona mi wystarczyła. Rodzina to nie więzy krwi, ale uczucia, które ich łączą. Nie chcę żyć ze starymi ranami. Tamto życie przed poznaniem Magnusa już nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Musiałam żyć dalej, tego chciałam się trzymać. 
- Poddajcie się albo nie okażemy litości!- powiedział Xander stanowczym głosem, gdy zamieszanie przycichło- Jeżeli razem podpiszemy nowe Porozumienia i wyznaczymy odpowiednie kary za ich nieprzestrzeganie, to zawiesimy broń. Decyzja należy do was. Chcecie, żeby wasi dalej ginęli? Wystarczy jedno słowo, a bitwa zostanie wstrzymana.
  Przez moment widziałam, że się wahają. Rozważali widać wszystkie wyjścia jakie im zostały, jednak w końcu odsłonili swoje twarze i pokiwali głową na znak, że się zgadzają. Osoba po osobie rzucaliśmy broń, aż w końcu staliśmy tam niczym dumni żołnierze, którzy czekają na rozkaz dowódcy. Ukłoniliśmy się przed nimi na znak szacunku, a odgłosy walki od strony lasu ucichły. To był koniec.
  To był także i mój koniec.


A o to i ostatnia część bitwy. Nie było tutaj baardzo dużo opisywania, chciałam aby akcja szła wartko i dynamiczne, bo ciągnąca się przez parę stron niektórych bardzo nudzi ( w tym mnie). Jak wam się podoba? Został mi jeszcze jeden rozdział, epilog i koniec. Podsumowanie całego bloga napiszę w epilogu. Póki co, do zobaczenia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lepiej tego nie rób!tluczone_szklo.ogg

Obserwatorzy